Czy, gdyby wybuchła wojna, cywile mogą liczyć na wojskową służbę medyczną? Okazuje się, że nie. Generał broni Wojska Polskiego Grzegorz Gielerak podkreślił, że wojsko "będzie wspierać głównie własne siły operacyjne".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Premier Donald Tusktwierdzi, że żyjemy w epoce przedwojennej. Minister obrony narodowej Władysław Kosiniak Kamysz podkreśla, że powszechny pobór do wojska jest jedynie zawieszony i w razie potrzeby może zostać przywrócony. W wielu polskich domach potencjalna wojna z Rosją jest coraz częstszym tematem rozmów.
Wojsko nie będzie leczyć cywili w razie wojny? Zaskakujące słowa generała
Rozważane są więc potencjalne scenariusze, jak ten, czy cywile w razie potrzeby będą mogli liczyć na wojskową służbę medyczną. Wątpliwości rozwiał generał broni Wojska Polskiego i profesor doktor habilitowany nauk medycznych Grzegorz Gielerak, dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego.
– Wbrew pozorom (wojskowa służba zdrowia) nie będzie zajmować się skutkami użycia siły militarnej przez przeciwnika w odniesieniu do wszystkich obywateli; zamiast tego będzie wspierać własne siły operacyjne i w niewielkiej części udzielać wsparcia cywilom na zapleczu – powiedział w rozmowie z PAP.
– Za to w czasie pokoju powinna odpowiadać za przygotowanie systemu ochrony zdrowia do działania w warunkach konfliktu zbrojnego – dodał i podkreślił, że medyków wojskowych jest około 800, a lekarzy w cywilu – co najmniej 300 tysięcy.
Gen. Grzegorz Gierelak ocenił również, że stan przygotowania medycznego do ewentualnej wojny w Polsce jest "bardzo ograniczony". Jak podkreślił, wojna w Ukrainie zupełnie zmieniła podejście do pomocy medycznej na froncie, a "opieka nad rannym okazuje się dziś znacznie większym, niż oceniano do tej pory, wyzwaniem dla służb medycznych".
– (...) Oznacza to w praktyce działalności służb medycznych konieczność dysponowania zaawansowanymi metodami stabilizacji stanu zdrowia rannych już na wczesnym etapie udzielania pomocy. Szacuje się, że 5-10 proc. ukraińskich żołnierzy wysłanych na teatr działań zostało rannych lub zabitych w akcji – mówił dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego.
– Liczne przypadki poszkodowanych z objawami wstrząsu krwotocznego, oparzeniowego, urazów penetrujących, wielonarządowych, będące głównie skutkami ostrzału artyleryjskiego, rakietowego, tworzą nową, niespotykaną do tej pory charakterystykę strat sanitarnych, wymagają pomocy lekarskiej, nierzadko kwalifikowanej, udzielanej w bliskiej styczności z nieprzyjacielem – dodał.
Co zrobią Polacy, gdy zaatakuje nas Rosja? Co piąty obywatel uciekłby z kraju
Jedynie 59 procent ankietowanych zadeklarowało, że w razie ewentualnej wojny na pewno zostanie w kraju. Co z pozostałymi? Aż 20,2 proc. badanych już teraz jest przekonanych, że wyjedzie za granicę. Pozostałych 20,7 procent jeszcze nie wie, co zrobi.
Chęć czynnego zaangażowania w działania zbrojne zadeklarowało jedynie 11,3 procent respondentów. Przy czym w odpowiedziach wyraźnie zaznaczył się tradycyjny podział na role "męskie" i "kobiece". Za karabin chce w sytuacji zagrożenia chwycić 19,9 procent mężczyzn oraz 3,8 proc. kobiet.
Jednocześnie nieco ponad 30 proc. badanych zapowiedziało, że po wybuchu ewentualnej wojny włączy się w obronę kraju, ale w inny sposób, nie z bronią w ręku. W tym przypadku podział ze względu na płeć był niemal niezauważalny. Pozostanie w kraju i unikanie jakiegokolwiek udziału w działaniach obronnych zadeklarowało 17,7 procent ankietowanych.