Chodź, głupiutka, wytłumaczę ci świat. Czy naprawdę chcemy wywiadów jak ten Mazurka z Lasotą?
Alicja Cembrowska
20 kwietnia 2024, 14:33·6 minut czytania
Publikacja artykułu: 20 kwietnia 2024, 14:33
Robert Mazurek zaprosił aktywistkę Dominikę Lasotę do studia RMF FM tylko teoretycznie na wywiad. Praktycznie był to pojedynek, w którym dziennikarz przyjął taktykę niewybrednych ataków i aroganckich komentarzy. Chociaż redaktor znany jest z takiego stylu, to tym razem trafił na godną przeciwniczkę.
Reklama.
Reklama.
Publicystyczny toi-toi
Sposób prowadzenia wywiadów redaktora już wielokrotnie wywoływał dyskusje i krytykę, tym razem jednak zdaje się, że nawet osoby nieszczególnie zainteresowane aktywizmem i kryzysem klimatycznym poczuły niesmak.
Na ringu 22-letnia aktywistka klimatyczna i 53-letni dziennikarz. Wszystkie chwyty dozwolone. Pojawiają się zatem zaczepne pytania o wykształcenie, zarobki, dietę i loty samolotem, a także pasywno-agresywne uszczypliwości.
Zaczyna się jednak od tego, co najbardziej "grzeje" i wkurza ludzi – czyli od aktywistów klimatycznych, którzy oblewają płynami obrazy w muzeach i syrenki warszawskie, blokują mosty i przyklejają się klejem do jezdni. Grupy związane z organizacją Ostatnie Pokolenie działają w Niemczech, Austrii, Włoszech i Polsce, a ich metody powszechnie uznaje się za radykalne.
Redaktor Mazurek wskazuje, że w listopadzie 2023 roku sąd w Monachium uznał Ostatnie Pokolenie za organizację przestępczą. Są zatem traktowani jak bandyci i terroryści.
Dominika Lasota zwróciła uwagę, że takie zarzuty nie są nowe i w historii wielokrotnie kierowane były do tych, którzy walczyli o zmianę. – Mamy, chociażby Martina Luthera Kinga, którego teraz wychwalamy – wskazała aktywistka. Tu szybko zaprotestował redaktor Mazurek, stwierdził, że Kinga nikt terrorystą nie nazywał.
Lasota: Jak nie? Trzeba przeczytać podręczniki.
Mazurek: Ja się bardzo cieszę, że pani akurat mnie poucza...
Lasota: Dzielę się z panem moją wiedzą, którą też wyciągam z podręczników.
Mazurek: A proszę mi powiedzieć, pani jakie ma wykształcenie?
Lasota: Skończyłam liceum.
Mazurek: A, no tak, to rzeczywiście.
Lasota: Myślę, że kpienie z mojej wiedzy...
Mazurek: Ja nie kpię z pani wiedzy, to pani próbuje mnie, zresztą nie tylko mnie, jak sądzę, pouczać...
Lasota: Chciałabym dzielić się różną perspektywą ze słuchaczami.
Małe wyjaśnienie: Lider walki o równouprawnienie czarnych nie był wprost nazywany "terrorystą", ponieważ takie słowo jeszcze wtedy nie istniało. Był jednak jak terrorysta traktowany. Nazywano go wrogiem publicznym, wywrotowcem, kryminalistą i "najniebezpieczniejszym murzynem w Ameryce", był inwigilowany przez FBI.
W kontekście całego wątku o "ekoterrorystach" i Ostatnim Pokoleniu warto dodać, że na początku tego samego roku, w którym sąd w Monachium uznał Ostatnie Pokolenie za organizację przestępczą, "1600 niemieckich naukowców podpisało się pod apelem wzywającym władze, aby nie rozważały kryminalizacji działań LG [Letzte Generation – przyp. red.], lecz podjęły bardziej zdecydowane działania w obronie klimatu". [cytat za: rp.pl]
Uszczypliwe dopytywanie o wykształcenie nie wymaga raczej szerszego komentarza, bo chyba wszyscy wiemy, że miało na celu jedynie zdyskredytowanie rozmówczyni, która już wcześniej informowała publicznie, że zajęła się aktywizmem na rzecz edukacji uniwersyteckiej.
Zresztą, pytanie to idzie w parze z wcześniejszą złośliwością przy okazji średnio błyskotliwej pretensji, że aktywiści oblewają obrazy van Gogha i Moneta, a nie na przykład Bitwę pod Grunwaldem: "Pani Dominiko, naprzód, przynajmniej traficie wszyscy do Muzeum Narodowego".
Płytkie ironizowanie to jedna sprawa. Druga to nieustanne sugerowanie aktywistom, jak mają protestować i co robić. Tym bardziej że Lasota zaznaczyła w rozmowie, że Inicjatywa Wschód, którą reprezentuje, stawia na inne formy aktywności.
Mango niezgody
Robert Mazurek szybko zorientował się, że jego prowokacyjne metody nie działają na młodą aktywistkę. A strażnicy moralności i starego "porządku" bardzo nie lubią kobiet, które nie rezygnują i się nie wycofują. Więc redaktor zaczął wyciągać kolejne narzędzia destabilizujące komunikację.
Nie słuchał, przerywał, nie pozwalał dokończyć myśli, sugerował, że wie lepiej, stawiał siebie na wyższej pozycji, dynamicznie zmieniał kierunek rozmowy i mieszał wątki, co dla każdego byłoby dezorientujące (a już na pewno oddalające od sedna). Usilnie próbował obrazić i upokorzyć kobietę, którą sam zaprosił do rozmowy. Fajny poziom, taki nie za wysoki.
Mazurek sugerował np., że Lasota chce "zmuszać" Polaków do odnawialnych źródeł energii, chociaż ta utrzymywała, że nikogo zmuszać nie trzeba, bo mieszkańcy kraju nad Wisłą chętnie stawiają na fotowoltaikę, a jej chodzi jedynie o większą dostępność i wsparcie systemowe takich inicjatyw.
I w tym przypadku aktywistka miała rację. W 2023 roku na zlecenie Euros Energy przeprowadzono badanie na temat inwestowania w odnawialne źródła energii. Aż 91 proc. polskich respondentów odpowiedziało "zdecydowanie tak" lub "raczej tak" na pytanie, czy Polska powinna inwestować w rozwój OZE.
Kolejna potyczka dotyczyła atomu. Mazurek zarzucił rozmówczyni, że jest "ignorantką", ponieważ wspomniała, że już w latach 70. trwały dyskusje o budowie elektrowni jądrowej, co jego zdaniem nie było prawdą. Chodziło o Żarnowiec i elektrownię, której budowa rzeczywiście zaczęła się dopiero w 1982 roku, ale decyzję o budowie rząd podjął już w 1971 roku. Być może udałoby się o tym rzetelnie opowiedzieć, gdyby prowadzący dał Lasocie przestrzeń do wypowiedzi.
Wisienką na torcie jest jednak mango gate. To wyjątkowo dziwny fragment rozmowy, w którym redaktor pod płaszczem "sprawdzania wiarygodności" magluje aktywistkę z tego, co je. Czy je mięso? A może mango? Jeżeli je, to jest hipokrytką i powinna zapaść się pod ziemię.
Lasota odpowiada, że walczy o politykę klimatyczną, w końcu mówi: "Będziemy rozmawiać o mojej diecie? Panie redaktorze, porozmawiajmy na poważne tematy". Mazurek nie ustępuje: "Pani wiarygodność jest hiper poważnym tematem. Mam wrażenie, Pani Dominiko, że wybrała sobie pani bardzo wygodne życie". I dopytuje o kolejne owoce tropikalne.
"To jest tak – jestem wegetarianką i mówię: 'ludzie nie jedzcie mięsa, bo to powoduje kryzys klimatyczny'. A jednocześnie jem mango, marakuję czy wszystkie inne rzeczy, których sprowadzenie do Polski wiąże się z potężnym śladem klimatycznym" – mówi Mazurek. Dominika Lasota odpowiada, że preferuje jabłka i gruszki, ale to nie przekonuje prowadzącego.
A szkoda, bo ponownie minął się z prawdą. Nawet gdyby aktywistka jadła mango codziennie, to wciąż to spożycie wiązałoby się z mniejszym śladem węglowym niż jedzenie mięsa. "Największa metaanaliza systemów żywieniowych dowodzi, że to rodzaj produktu, a nie miejsce, z którego się go sprowadza, stanowi o jego śladzie węglowym. W skrócie: zjedzenie mango z ‘'drugiego końca świata' ma o WIELE mniejszy ślad węglowy niż zjedzenie steka z krowy hodowanej w Polsce. Większość gazów cieplarnianych z rolnictwa to przede wszystkim użytkowanie gruntów oraz procesy zachodzące na etapie produkcji" – komentuje na portalu X Orestes Maria Kowalski.
I dodaje: "W moim przekonaniu pan Mazurek prezentuje tutaj coś, co określa się jako 'gotcha journalism'. Próbuje wykazać czyjąś hipokryzję, gdy w tym samym czasie jedynie udowadnia, że w ogóle nie przygotował się do rozmowy. Słabo jak na osobę szafującą określeniem 'wiarygodność'".
W ten sposób redaktor Mazurek sprowadził poważną dyskusję do poziomu absurdu, dokładając jeszcze czołowy argument ignorantów, czyli "taka z ciebie obrończyni środowiska, a latasz samolotem". Tymczasem raport Oxfam: 1 proc. najbogatszych emituje tyle CO2, ile 2/3 ludzkości, a 10 proc. ludzi powoduje połowę światowych emisji.
Przyglądajmy się prawdziwym trucicielom. Sugerowanie, że zjedzenie mango lub lot samolotem raz w roku to ostateczne ciosy dla planety, jest zasłoną dymną rzeczywistych problemów. Jakkolwiek segregowanie śmieci, rezygnacja lub ograniczenie spożycia mięsa, wybranie roweru zamiast samochodu i rzadsze podróże samolotem są dobrymi nawykami, to nie chodzi o to, żeby rozliczać Nowaków i Kowalskich.
To, co odróżnia narrację uczestników audycji w RMF FM to fakt, że Lasota stara się forsować myślenie systemowe, a Robert Mazurek ogranicza się do pustosłowia, frazesów i egocentrycznej perspektywy pod tytułem "ale ja chcę jeździć samochodem, jak mi się podoba" i "być wolnym człowiekiem". Obecny system niewiele ma wspólnego z wolnością.
Chodź, głupiutka, wytłumaczę ci świat
Pewnie, możemy nie popierać aktywności z zakresu obywatelskiego nieposłuszeństwa, możemy nie widzieć w tym sensu i uznawać, jak redaktor Mazurek, że podobne działania podejmuje "grupa rozwydrzonych nastolatków". Możemy też poznać perspektywę aktywistów, wysłuchać ich postulatów, nie skreślać tylko dlatego, że mają naście lat, zrozumieć źródło ich wkurwu i frustracji, zastanowić się, czy może jednak nie walczą w słusznej sprawie.
Teoretycznie rozmowa na antenie radia powinna być przestrzenią dla realizacji tego drugiego scenariusza. Niech się aktywiści wypowiedzą, a słuchacze sami ocenią i zdecydują, po której są stronie. Naprawdę nie potrzebuję pasywno-agresywnego prowadzącego, który ze studia robi arenę dla swoich poglądów.
I naprawdę nie trzeba mieć dyplomów z trzech uczelni, żeby się wypowiadać, a rady z kategorii "niech pani wejdzie w politykę i zmierzy się z realiami demokracji" lepiej zostawić dla tych, którzy o nie proszą. Swoją drogą to ta sama półka co "zmień pracę i weź kredyt". Ok, boomer, ale naprawdę nie trzeba zgadzać się z rozmówcą, a jednocześnie nadal można komunikować się z zachowaniem standardów i kultury.
"Wywiad" redaktora Mazurka to słabej jakości przedstawienie, próba zgaszenia społecznej energii i sprowadzenie problemów klimatycznych do pogadanki o niczym. Nadal znajdują się tacy, którzy popierają tego typu sensacyjne show.
I oczywiście – możemy się z aktywistami klimatycznymi nie zgadzać. Możemy ich wyśmiewać i drwić, pisać niewybredne komentarze w sieci i nazywać ekoterrorystami. Oczekiwać, że policja regularnie będzie ich karać. Tylko nie zmieni to faktu, że jeżeli nie zaczną być wdrażane postulaty klimatyczne i rozwiązania systemowe, to za chwilę nie będziemy mieć przestrzeni na wyśmiewanie młodych aktywistów, bo będziemy płakać nad (jeszcze bardziej) rozlanym mlekiem.
I to, czy Dominika Lasota je mango, jest w tym najmniej istotne.