Małgorzata Wassermann w ogniu krytyki ze strony działaczy macierzystego ugrupowania. Politycy Prawa i Sprawiedliwości zarzucają posłance, że "sprzedała partię", szafując swoim poparciem przed II turą wyborów prezydenckich w Krakowie niezgodnie z przyjętą linią.
Reklama.
Reklama.
Aleksander Miszalski, poseł Koalicji Obywatelskiej, został nowym prezydentem Krakowa. W niedzielnej "dogrywce" zdobył poparcie na poziomie 51,04 procent, wyprzedzając swojego konkurenta Łukasza Gibałę o niespełna 5,5 tysiąca głosów.
Przed decydującym rozdaniem obaj politycy wywodzący się z tego samego środowiska (Gibała przed laty był posłem PO) intensywnie zabiegali o poparcie najróżniejszych ugrupowań, często bardzo odległych.
Prawo i Sprawiedliwość nie poparło wprawdzie oficjalnie Gibały, ale odradzało swoim wyborcom głosowanie na Aleksandra Miszalskiego w myśl przyjętej zasady "każdy, byle nie z KO". A była premier Beata Szydło powiedziała nawet, że "nie miałaby problemu, żeby zagłosować na Łukasza Gibałę". Co zresztą umiejętnie wypomniał swojemu rywalowi Miszalski.
Małgorzata Wassermann nie wyobrażała sobie, że mogłaby zagłosować na Łukasza Gibałę
Z tej linii wyłamała się Małgorzata Wassermann. Mając na myśli Gibałę napisała na swoim koncie w serwisie X, że "nie mogłaby poprzeć człowieka, który w haniebny sposób manifestował pogardę dla ludzi mających konserwatywne poglądy".
Wassermann dodała też w swoim wpisie: "Nie mogłabym w zgodzie z własnym sumieniem i przekonaniami zagłosować na człowieka, który w 2012 r. został członkiem Ruchu Palikota, a następnie wszedł do władz jego partii przekształconej w Twój Ruch i stał się jednym z najbliższych współpracowników Janusza Palikota, ostentacyjnie wyrażającego pogardę dla ofiar z 10 kwietnia 2010 r."
PiS obwinia Małgorzatę Wassermann o zwycięstwo Aleksandra Miszalskiego z KO
Po zwycięstwie Aleksandra Miszalskiego w niedzielnych wyborach na prezydenta Krakowa, w strukturach PiS zaczyna dominować przekonanie, że do jego sukcesu przyczynić mogła się właśnie postawa posłanki Wasserman.
– Wywołała burzę w PiS. Nasz kierunek kampanii był taki: "wszystko, tylko nie PO". Wassermann w Krakowie wezwała do czegoś zupełnie przeciwnego – mówi jeden z polityków partii Jarosława Kaczyńskiego, cytowany przez "Gazetę Wyborczą".
Rozmówca "GW" zaznacza: – Siedem procent wyborców PiS zagłosowało na Miszalskiego. To jest efekt apelu Wassermann. Pewnie będzie o tym mowa na spotkaniu władz partii.
Do podobnych komentarzy dotarł "Onet". Jeden z miejscowych polityków Prawa i Sprawiedliwości powiedział dziennikarzom: – Lokalne struktury są potwornie rozżalone. Wiele osób uważa, że Wassermann po prostu dogadała się z Miszalskim i w imię swoich partykularnych interesów sprzedała partię.
QUIZ: Kto to powiedział - Kaczyński czy Tusk?
– Ależ byli na nią wkur.... dodaje kolejny z rozmówców portalu. Inny zaś stwierdza: – Nikt nie wierzy, że zrobiła to za darmo.
Wypowiadający się anonimowo działacz PiS sugeruje też w rozmowie z "Onetem", że Małgorzata Wassermann zburzyła plany partii na kampanię przed czerwcową elekcją do Parlamentu Europejskiego.
– Pomogła Miszalskiemu wygrać. A gdyby Platforma przegrała w Krakowie, to byłby dla niej taki cios, który my chcieliśmy wykorzystać w kampanii przed eurowyborami – stwierdza polityk PiS.