Tatrzańskie szlaki podczas majówki przeżywają prawdziwe oblężenie. Niezmiennie najpopularniejszym miejscem pozostaje Morskie Oko, nad które wielu turystów dociera, korzystając z fasiągów. Jednak jedno ze zwierząt podczas majówki nagle padło na asfalt.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Praca koni ciągnących wozy z turystami nad Morskie Oko od lat budzi wiele kontrowersji. Fiakrom, czyli góralom sprawującym nad nimi opiekę, zarzuca się wykorzystywanie zwierząt i brak troski o ich los. Krytykowani są również turyści korzystający z tej "atrakcji". Po zdarzeniu z piątku 3 maja na nowo rozgorzała dyskusja o wykorzystaniu zaprzęgów na tej trasie.
Koń jadący do Morskiego Oka nagle padł. Szokujące zachowanie górala
O zdarzeniu z udziałem konia na trasie do Morskiego Oka, które miało miejsce w piątek 3 maja, poinformowała w mediach społecznościowych fundacja Viva. To właśnie na jej profilu pojawiło się nagranie, które pokazuje dziwne zdarzenie.
Na krótkim filmiku nagranym przez jednego z turystów widać wyraźnie, że ciągnący zaprzęg z turystami koń nagle padł na ziemię i nie był w stanie się podnieść. Klienci opuścili wóz i biernie przyglądali się całemu zdarzeniu. Wtedy doszło do bardzo kontrowersyjnej sceny.
Na materiale widać wyraźnie, jak fiakier nagle podchodzi do konia i uderza go w pysk. Po tym zwierzę poderwało się gwałtownie z ziemi. Przedstawiciele fundacji, którzy opublikowali nagranie, dodali, że na razie nie wiedzą nic więcej na temat całego zajścia. Więcej informacji na temat zdarzenia podała w sobotę "Gazeta Krakowska".
Inne nagranie z tego szlaku pojawiło się w serwisie "X". Użytkownik posługujący się pseudonimem @Tomekzlasu pokazał, jak góral szarpał konia, zanim ten się podniósł. "Konik ma dość. No to cepry do dyszla i ciągnąć do Moka wóz w upale, pod górę za wiadro owsa. TPN trzyma łapę na tym haniebnym biznesie z góralami. Mamy XXI w. Czy TPN o tym wie?" – pisał.
Koń padł na trasie do Morskiego Oka. Został już przebadany i może wrócić do pracy
Lokalne media o komentarz do całego zajścia poprosiły Grzegorza Bryniarskiego, leśniczego z Tatrzańskiego Parku Narodowego. Przypominamy, że to właśnie park nadzoruje fasiągi jeżdżące na tej trasie.
Z przekazanych przez Bryniarskiego informacji wynika, że koń upadł w okolicy Wodogrzmotów Mickiewicza. Miejsce to jest dobrze znane turystom, którzy uwielbiają robić sobie zdjęcia przy tamtejszym wodospadzie. Tam również trasa się rozgałęzia. Asfaltowa droga prowadzi dalej nad Morskie Oko, a zielony szlak wiedzie przez Dolinę Roztoki aż do Wielkiego Stawu, skąd można ruszyć dalej do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów.
– Po upadku furman wyprzągł konia, zwierzę szybko wstało. Furman został zobowiązany zwieźć konia do Bukowiny Tatrzańskiej, a następnie zlecić badania zwierzęcia przez lekarza weterynarii – mówił leśniczy w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Badania nie wykazały żadnych obrażeń, a koń został ponownie dopuszczony do pracy nad Morskim Okiem.
Do sprawy w specjalnym oświadczeniu odniósł się również Prezes Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka Stanisław Chowaniec. Z przekazanych przez niego informacji wynika, że koń się poślizgnął. – Zwykłe potknięcie. Koń się przewrócił. Natura niektórych koni jest taka, że jak się przewróci, to leży nieruchomo, a nie od razu wstaje – wyjaśnił Chowaniec.
Dodał, że koń został pobudzony "lekkim bodźcem", po czym wstał od razu. Zwierzę zostało zbadane przez weterynarza, który stwierdził, że jest zdrowe. – Upadek nie ma nic wspólnego z przemęczeniem koni. Wypadki będą się zdarzać. W każdym transporcie się zdarzają – podsumował.
Tłum nad Morskim Okiem. Nie wszyscy popierają transport konny
Jak widać na nagraniach, które przez całą majówkę obiegają sieć, Morskie Oko cieszy się ogromnym zainteresowaniem turystów. Podobnie, jak całe Tatry i Zakopane. Nad malowniczy staw położony u podnóży Rysów każdego dnia wędrują tysiące osób. Nie wszyscy jednak są zwolennikami konnych zaprzęgów.
"Gdyby nie było chętnych, nie byłoby wozów. Leniwi turyści!" – sugerowała jedna z internautek w komentarzu pod filmem pokazującym zajście z udziałem konia i górala. "Jak dla mnie sprawa jest przerażająco prosta: ludzie nie wsiadają na wozy, wozy przestają być opłacalne i przestają jeździć. Mentalności panów w kapelutkach nikt nie zmieni, zmienić potrafi ją tylko pieniądz" – dodawała kolejna.
Warto przypomnieć, że przejazd zaprzęgiem nie należy do tanich. Podczas ubiegłorocznych wakacji za wjazd trzeba było zapłacić 90 zł od osoby. Tańsza był podróż na dół – 50 zł od osoby.