Polacy podczas majówki odwiedzali parki narodowe. Tłumy pojawiły się w Tatrach, Pieninach, Bieszczadach, czy na wydmach Słowińskiego Parku Narodowego. Problem polegał jednak na tym, że nie wszyscy potrafili się tam właściwie zachować. Co na to parki? Okazuje się, że kwestia mandatów wcale nie jest taka prosta.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Straż Parku działa w każdym parku narodowym. Jej przedstawiciele dbają o to, żeby turyści trzymali się szlaków i nie niszczyli tamtejszej przyrody. Pomagają im w tym mandaty, o których słyszał chyba każdy, ale ostatecznie niewielu je widziało. Dlaczego tak jest?
W Pieninach nie wytrzymali. Pokazali turystów, ale mandaty się nie posypały
Podczas majówki jednym z popularnych miejsc na wędrówki były Pieniny. Jednak turyści zapomnieli tam, że są w parku narodowym, a nie w zwykłym lesie. Tłumy postanowiły zejść ze szlaku, a następnie odpocząć na pięknej polanie. W ten sposób niszcząc tamtejszą przyrodę.
"Przypominamy, że Pieniński Park Narodowy to nie jest park miejski. Obowiązują tu przepisy, które nakazują poruszanie się wyłącznie po znakowanych szlakach turystycznych. Biwakowanie i leżenie na łąkach, bieganie po nich, schodzenie ze szlaków, to wszystko powoduje niszczenie cennych siedlisk i gatunków, w tym storczyków" – pisali przedstawiciele parku w mediach społecznościowych. Do postu dołączyli również zdjęcie niesfornych turystów.
Okazuje się, że do podobnych incydentów nie dochodzi często, ale nie są one również rzadkością. – Przez cały rok nie są to zbyt częste widoki. Najgorzej jest w takie długie weekendy jak majówka, czy w okolicach Bożego Ciała, albo weekendy podczas wakacji, kiedy ogromna liczba turystów na raz zjeżdża się w Pieniny. Jeśli jesteśmy wtedy na patrolu, to widzimy dość często takie sytuacje – wyjaśnił w rozmowie z naTemat komendant posterunku Straży Parku Piotr Chachuła.
Jednak jak wielu z turystów przyłapanych na biwakowaniu poza szlakiem zostało ukaranych mandatami? Żaden. – Najczęściej kończy się to na pouczeniu, upomnieniu tych turystów i w tych sytuacjach rzadko stosujemy kary w postaci mandatów, które są możliwe takie do nałożenia – mówił nasz rozmówca. Kiedy dopytaliśmy, dlaczego tak się dzieje, usłyszeliśmy, że w Pieniny i tak wraca niewielu z nich.
– Mamy świadomość, że ludzie którzy przyjeżdżają na wypoczynek troszkę mniej myślą o przepisach i zazwyczaj kojarzą parki z miejscem, gdzie można sobie odpocząć, troszkę się zrelaksować. Jeśli po osobach upominanych widać, że już taka kara wystarczy, to wtedy odstępujemy od dalszych czynności. Tak naprawdę są to przypadkowi ludzie, którzy pewnie raz na 10 lat przyjeżdżają w Pieniny – wyjaśnił Chachuła.
W Pieninach mandaty się jednak posypały, ale za co innego
Za wychodzenie poza szlaki turyści mogą otrzymać nawet 500 zł mandatu. W tym roku za wędrówki poza trasami ukarano 3 osoby, przed rokiem 10. Choć te mandaty nie należą do częstych, to nie oznacza to, że park w ogóle nie kara turystów. Podczas tegorocznej majówki strażnicy wlepili wędrowcom siedem mandatów. Większość dotyczyła wychodzenia w góry z psami.
– Podczas tej majówki nałożyliśmy 7 mandatów. Z czego 6 za psy, bo naszym zdaniem najwięcej szkodzą na szlaku. Ludzie próbują wprowadzić dość dużo tych psów do parku. Pamiętajmy, że na naszym terenie są wilki, rysie inne dzikie zwierzęta. Psy jednak dość mocno zakłócają ich spokój przez samo pozostawianie zapachu, odchodów, czy moczu. Oprócz tego też przeszkadzają turystom – wyjaśnił przedstawiciel Straży Parku. Dodał, że za wejście na szlak z psem grozi od 20 do 500 zł mandatu.
Piotr Chachuła poinformował nas również, że siódmy mandat został nałożony za wjazd samochodem na teren parku. – Takie sytuacje też się niestety zdarzają pomimo tego, że są znaki drogowe, zakazy wjazdu, tablice informacyjne. To nie jest nawet kwestia próby podjechania bliżej wyjścia czy szlaku. W okolicy jest niewiele parkingów i z tego powodu kierowcy próbują gdzieś zostawić auta – dodał przedstawiciel Pienińskiego Parku Narodowego.
Rozjeżdżają lasy i się nie przejmują. Nadleśnictwa robią co mogą
Z kierowcami problem mają również w Bieszczadach. Tu jednak kłopot polega nie na próbie zaparkowania auta, a na uprawianiu offroadu, który niszczy wiele leśnych dróg. O zatrzymaniu dwóch takich samochodów podczas weekendu pisało Nadleśnictwo Cisna.
– Jest to nie tylko problem Bieszczad. Jest to problem całej Polski, wszystkich lasów. Musimy się z tym zmierzyć i staramy się robić co w naszej mocy i jak najbardziej uprzykrzać im życie – powiedział w rozmowie z naTemat komendant post. Straży Leśnej w Nadleśnictwie Cisna Krzysztof Węgrzyn.
Leśnicy organizują weekendowe dyżury, na drogach pojawiają się również wieczorami. W Bieszczadach z pomocą przychodzi im również Straż Graniczna. Próbują jak najczęściej monitorować trasy, ale jest ich zbyt mało, żeby być wszędzie.
Dodatkowo wielu kierowców nie boi się kar. Leśnicy za wjazd samochodem do lasu mogą ukarać ich mandatami w wysokości 500 zł. Jeżeli popełnią również inne wykroczenia, wówczas kara wzrośnie do tysiąca złotych. Dopiero w skrajnych przypadkach lub podczas recydywy, sprawa kierowana jest do sądu.
Czytaj także:
– Las jest otwarty dla wszystkich. Zapraszamy ludzi, chcemy, żeby korzystali z tego lasu, bo to jest dobro naszego narodu. Każdy obywatel ma prawo wstępu do lasu w miejscach ogólnodostępnych, ale też chcemy, żeby każdy korzystał z nich w sposób cywilizowany – podsumował przedstawiciel Straży Leśnej.