"Jestem otwarta na propozycje" - napisała na swoim blogu "dziewczyna z dredami", która zdecydowała się szukać pracy w nietypowy sposób. Swoje CV umieściła na ogromnym plakacie przy jednej z gdańskich ulic. Na efekt nie trzeba było długo czekać. Ewa Suchodolska znalazła pracę. I choć jest to jedynie zajęcie tymczasowe, nie żałuje akcji, która przyniosła jej wiele dobra. – Teraz wiem, czym chcę się zająć w życiu – mówi naTemat Ewa Suchodolska.
Szukanie pracy zajmuje niektórym nawet kilka lat i wiąże się z codziennym przeglądaniem ogłoszeń w internecie oraz wydawaniem majątku na gazety. Pracodawcy często podkreślają w ofertach, że oczekują od kandydatów kreatywności. I choć Ewa Suchodolska nie traciła czasu na wertowanie prasy, bez wątpienia nie można odmówić jej właśnie pomysłowości. Bilbord, na którym umieściła swoje niecodzienne ogłoszenie, okazał się być nie tylko ciekawą, ale również skuteczną formą poszukiwania pracy.
Na bilbordzie znajdującym się przy ulicy Grunwaldzkiej 560 w Gdańsku Ewa Suchodolska wystąpiła wraz ze swoimi dziećmi, które trzymały w dłoniach tabliczki z napisem "Nasza mama jest super". Gdy wejdziemy na stronę internetową, której adres był wskazany na bilbordzie okazuje się, że faktycznie "dziewczyna z dredami" jest supermamą. To właśnie macierzyństwo spowodowało, że jak twierdzi, jej CV "jest niezbyt obszerne". Dokonała jednak świadomego wyboru, dla dobra swoich dzieci.
Firma, która dostrzegła innowacyjność Ewy Suchodolskiej, zajmuje się właśnie przygotowywaniem plakatów reklamowych. Gdy zadzwoniliśmy do bohaterki z gdańskiego bilbordu, nie umiała jeszcze jednoznacznie odpowiedzieć, czy jest szczęśliwa, że udało jej się znaleźć pracę. W nowym miejscu pracuje bowiem zaledwie od środy. – To jest praca na zlecenie i na zastępstwo, raczej nie na stałe. Nie ma perspektyw, abym mogła zostać tu na dłużej, więc ten cały szum wokół mojej osoby jest dość nadmuchany – mówi nam "dziewczyna z dredami", która w ostaniach dniach stała się obiektem zainteresowania mediów.
Jej ogłoszenie nie spotkało się z dużym odzewem, a większość ofert było nie do przyjęcia. Pomimo to, Ewa Suchodolska nie żałuje tego, że zdecydowała się tak nietypową formę poszukiwania pracy. – Teraz będę już szukała ofert w sposób bardziej tradycyjny. Akcja z bilbordem nie była aktem desperacji z mojej strony. Ogólnie rzecz biorąc, jestem zadowolona, bo spotkało mnie dużo dobrych rzeczy w ostatnim czasie – mówi nam Ewa Suchodolska.
Dziewczyna z dredami nawiązała współpracę z doradcą zawodowym i dzięki całej akcji dowiedziała się wiele o sobie samej. – Teraz mogę już powiedzieć, że wiem, co chcę robić w swoim życiu zawodowym, choć wcześniej brakowało mi wizji – mówi nam Ewa Suchodolska. I choć niebawem najprawdopodobniej znowu zacznie szukać pracy, będzie to zdecydowanie łatwiejsze. – To, co chcę teraz robić, będzie związane z moim wykształceniem i w tym kierunku zamierzam iść – mówi Ewa Suchodolska, absolwentka pedagogiki specjalnej.
Dziewczyna z dredami nie była pierwsza
Okazuje się, że pomysł z zamieszczeniem CV na bilbordzie nie jest nowy. Już w 2003 roku pewien mieszkaniec Gdańska przygotował plakat, na którym zamieścił ogłoszenie:
„Doktorant poszukuje ciekawej pracy. Telefon: (0) 605 425 421”
Podobnie jak Ewa Suchodolska, młody absolwent ekonomii był już zmęczony tradycyjnym szukaniem pracy, które okazało się nieskuteczne. W rozmowie z serwisem rmf24.pl mówił wówczas: – Słyszałem kiedyś o chłopaku, który w ten sposób poprosił o rękę swoją dziewczynę i stwierdziłem, że to doskonały pomysł. Taki billboard to doskonała szansa, by nawiązać kontakt z ludźmi – tłumaczył przed laty student. Nawet nie próbował szukać zajęcia w urzędzie pracy, gdyż według niego, żadna poważna firma nie szuka pracownika w ten sposób. Wynajęcie bilbordu kosztowało go wówczas 800 złotych.
Szukał pracy na środku ulicy
Bilbordy nie są jedynym sposobem na dotarcie do przyszłego pracodawcy. 23-letni Mark Wheeldon po dwóch latach bezrobocia był na tyle zdesperowany, że w poszukiwaniu pracy udał się... na środek ruchliwej ulicy. W strugach deszczu trzymał w dłoniach kartonowa tabliczkę z błagalnym napisem "Proszę, dajcie mi pracę". Brytyjczyk czekał na swojego pracodawcę jeszcze krócej niż "dziewczyna z dredami". Po zaledwie trzech godzinach, mijający go biznesmen zaoferował mu pracę w tartaku. I choć Mark Wheeldon jest z zawodu mechanikiem, bez wahania przyjął propozycję. Przez ostatnie dwa lata pracował już malarz, dekorator czy pomocnik rzeźnika.
Zdecydowałam, że chcę jak najpełniej uczestniczyć w pierwszych latach życia moich dzieci, patrzeć jak rosną, uczą się, przekazywać im swoją wiedzę i doświadczenie, wspierać, zapewnić poczucie bezpieczeństwa oraz przekonanie, że zawsze mogą na mnie liczyć.
Teraz, gdy młodszy syn jest już w przedszkolu, postanowiłam wrócić do aktywności zawodowej. CZYTAJ WIĘCEJ
Mark Wheeldon
Przez dwa lata nie mógł znaleźć pracy
Planowałem stać tak do momentu aż ktoś da mi pracę. Przez cały czas szukałem, ale dlatego, że długo byłem bezrobotny, nie miałem doświadczenia i żadnych referencji. Kiedy Vince [red. pracodawca] zatrzymał się, byłem zachwycony, że ktoś wreszcie zaproponował mi posadę. Nie mogłem uwierzyć, że nastąpiło to tak szybko. CZYTAJ WIĘCEJ