
Właściciel jednego z australijskich sklepów w Brisbane musi naprawdę nie znosić klientów, którzy tylko kręcą się między półkami. Użytkownik serwisu Reddit zamieścił zdjęcie kartki, jaką wywieszono na drzwiach wejściowych sklepu ze specjalną żywnością. Lepiej ją przeczytać, bo później można się zdziwić. Wszyscy klienci, którzy wchodzą do sklepu, muszą liczyć się z opłatą w wysokości pięciu dolarów. Przysłowiowy "piątak" będzie naliczany tylko za patrzenie na towar. I choć jest to sklep z jedzeniem, to właściciel przekonuje, że pomysł zapożyczył od kolegów z branży odzieżowej i elektronicznej.
Sprzedawcy działający w sieci nie ponoszą tak wysokich kosztów wynajmu pomieszczeń jak ma to miejsce w przypadku sklepów tradycyjnych. Zdecydowanie niższy jest również koszt utrzymania sklepu, także ekspozycji produktów. W takim przypadku trudno jest utrzymać sprzedawcom działającym w przestrzeni tradycyjnej poziom cen produktów dostępnych w sprzedaży internetowej. . Oszczędności w przypadku zakupu sprzętu elektronicznego mogą wynieść nawet do 25 proc. ceny oferowanej w sklepie stacjonarnym. Tańsze są również: odzież, czy obuwie. CZYTAJ WIĘCEJ
Kupujesz, albo wylatujesz
W komentarzach pod postem bardzo szybko pojawiło się sporo opinii potwierdzających, że coraz częściej właśnie tak wyglądają zakupy. – W Australii zdarza się to bardzo często, dlatego, że wszystko jest tutaj dużo droższe. Lepiej sprawdzić towar i kupić go taniej w sieci – czytamy.
– Obsługa była wręcz spanikowana, że mogę zrobić zdjęcia i zamówić ją u krawcowej lub kupić gdzieś indziej. Wszędzie były znaki o zakazie fotografowania – czytamy na Reddit. Niemniej jednak większość internautów wyśmiewa pomysł australijskiego sklepu. – Wchodziłbym i wychodził w kółko, ciekawe ile by mi wtedy naliczyli – pisze jeden, a drugi zauważa, że to idealna droga, żeby "wylecieć" z biznesu.
Zobacz: "Dziś żadna marka nie ma immunitetu", czyli jak walczyć z firmami o swoje w XXI wieku
Sprawę szybko podchwyciły światowe media. "Daily Finance" nazwał to najbardziej nietypowym sposobem walki z showroomingiem. Zazwyczaj sklepy powinny walczyć o klienta konkurencyjnymi cenami i świetną obsługą. Tutaj na potencjalnego klienta patrzy się wrogo od momentu przekroczenia progu. Łatwo się domyślić, że nie wróży to dobrze. Zwłaszcza, że inne sklepy radzą sobie z tym dużo lepiej. – Uwielbiam chodzić do Best Buy i na miejscu porównywać ceny z tymi na Amazonie. Nienawidzą tego i zazwyczaj próbują się nawet targować. To świetna zabawa – pisze jeden z internautów.