"Według specjalistów materialne zmartwienia znikną, jeżeli będziemy zarabiać więcej niż 5 tys. zł netto miesięcznie" – obwieścili dziennikarze "Dziennika Zachodniego". Jednak z ich obliczeń przebija nadmierny optymizm, bo o ile w małym mieście taka kwota zapewni dostatnie życie, to w wielkiej aglomeracji wysokie koszty utrzymania osuszą konto z 5 tys. zł, nie dając radości z dostatniego życia.
Według dziennikarzy "Dziennika Zachodniego" wystarczą zarobki na poziomie 5 tysięcy miesięcznie na rękę, a nie będziemy musieli się przejmować finansową sferą naszego życia. Choć od strony ekonomicznej ich wyliczenia są mocno naciągane (więcej w ramce obok), to zwrócono uwagę na ważny problem. Jaka kwota zapewni nam szczęście? 2 tysiące miesięcznie? 5? 15?
Dlaczego "Dziennik Zachodni" jest w błędzie
Dziennikarze uznali, że 5 tys. miesięcznie wystarczy, byśmy nie musieli martwić się o materialną stronę życia. Według prof. Marka Szczepańskiego wystarczy PKB na poziomie 20-22 tys. dolarów, by to się stało. Jednak dziennikarze "DZ" błędnie przyjęli, że PKB to to samo, co dochód na rękę. Kwotę 5 tys. możemy włożyć między bajki. CZYTAJ WIĘCEJ
Przede wszystkim nie da się ustalić jednej kwoty dla wszystkich. Wystarczy spojrzeć na mieszkańców wielkich miast i małych wiosek. Dla jednych 1000 złotych to kwota, którą można wydać w trakcie jednej wizyty w galerii handlowej, a pracy za takie pieniądze nawet nie warto proponować, bo wzbudzi się tylko uśmiech politowania. Natomiast w niewielkich, biednych miasteczkach 1000 złotych może być kwestią przeżycia trzech czwartych miesiąca, a dorywcze zajęcie za taką kwotę to poważny zastrzyk gotówki.
Kilka miesięcy temu byłem świadkiem rozmowy grupki studentów, którzy mówili o ofercie pracy za 6 złotych za godzinę. Taką propozycję dostał i przyjął któryś z ich znajomych. Młodzi ludzie zastanawiali się, dlaczego chce pracować za tak niską stawkę. – Przecież żeby pójść do kina, musiałby pracować jakieś 3,5 godziny. A na łososia? Z 2,5 godziny na mały kawałek – zastanawiali się na głos. Przyzwyczajeni do pewnego poziomu, w dużej mierze zapewnionego przez rodziców, nie byliby w stanie zmniejszyć swoich oczekiwań.
Ale nawet zakładając, że uda nam się w końcu dobić do kwoty 5 tysięcy złotych na rękę, ceny wzrosłyby tak znacząco, że nasze pieniądze byłyby znacznie mniej warte niż dziś. Jeśli wszyscy dostaną więcej pieniędzy, a nie przybędzie dóbr, to ich ceny po prostu wzrosną. Dlatego próg 5 tysięcy szybko musiałby wzrosnąć do 5,5 tys., a później do 6 tys. i 7 tys. Jedno jest także pewne: ludzkie ambicje i potrzeby są bezgraniczne.
Jeśli stać nas na wycieczkę na Wyspy Kanaryjskie, to zaczynamy myśleć o wyprawie na Karaiby. Po wizycie tam, planujemy dwutygodniową wyprawę do amazońskich lasów równikowych. Podobnie jest z mieszkaniami, samochodami, gadżetami. Więcej pieniędzy przyda się też, by zapewnić lepszą przyszłość dzieciom, pomóc rodzicom, wesprzeć swoją dawną podstawówkę.
Granica 20-22 tysięcy często pojawia się w badaniach socjologów. – To popularna, choć bardzo uproszczona teza – ocenia prof. Janusz Czapiński, twórca "Diagnozy Społecznej" – największego badania socjologicznego w Polsce. – Przyjmuje się, że od takiego poziomu PKB większość społeczeństwa jest w stanie zaspokoić swoje podstawowe potrzeby. Można powiedzieć, że powyżej tego poziomu pieniądze już szczęścia nie dają. Nie znaczy to jednak, że przestają być ważne i już o nie nie zabiegamy – zaznacza badacz.
Kiedy uda się już nam osiągnąć poziom bogactwa, który pozwoli się utrzymać, pieniądze zmieniają swoją rolę. – Zarobki przestają dawać nam tylko utrzymanie, a stają się wyznacznikiem naszej pozycji społecznej. Zarabiamy już nie tylko po to, by opłacić mieszkanie, rachunki i mieć co jeść. Zaczynamy pracować, by kupić sobie lepszy samochód, lepsze mieszanie, lepsze wczasy. Żołądki mamy takie same, więc wszyscy chcemy dotrzeć do tego poziomu zapewniającego nam podstawowe utrzymanie. Później nasze podejście do pieniędzy się różnicuje – wyjaśnia prof. Czapiński.
Dlatego kiedy jedni wciąż walczą o wyższe dochody, inni zatrzymują się na pewnym poziomie i wychodzą z wyścigu szczurów. – Psychologowie nazywają ten mechanizm złudzeniem postępu hedonistycznego. Łudzimy się, że jeszcze wyższe zarobki poprawią nasze życie. Większość z nas temu ulega i walczy. Są jednak tacy, którzy wysiadają z tego pociągu i jeśli rywalizują, to już na zupełnie innym stadionie. Na pewno nie w zarobkach – dodaje autor "Diagnozy Społecznej".
Dlatego też ciągle będziemy dążyć do tego, by zarabiać więcej. Tak skonstruowana jest nasza psychika, tak działa też kapitalizm – kto nie prze do przodu, ten się cofa. Zastanówmy się jednak, co możemy sobie zapewnić za 5 tysięcy złotych miesięcznej pensji. – Kluczowe jest mieszkanie. Jeśli je mamy, to 5 tysięcy na rękę to sporo. Jednak
jeśli trzeba płacić za wynajem, lub spłacać kredyt hipoteczny, ta kwota nie wydaje się tak duża – ocenia Paweł Majtkowski, niezależny analityk finansowy. – Pytanie też, czy żyjemy sami, czy założyliśmy rodzinę. Jeśli po 5 tysięcy zarabiają i mąż i żona, to można wieść za te pieniądze wygodne życie. Z drugiej jednak strony, kiedy pojawią się dzieci, stają się one bardzo poważną pozycją na liście wydatków – zauważa ekonomista.
W jego ocenie podaną przez naukowców kwotę można uznać za wystarczającą tylko wtedy, jeśli skumuluje się kilka czynników. – Własne mieszkanie, brak dzieci, raczej małe lub średnie miasto, niż metropolia i umiejętność okiełznania swoich aspiracji. Ta ostatnie kwestia to już raczej psychologia, niż ekonomia, ale wiemy doskonale, że wraz ze wzrostem pozycji zawodowej i zarobków, chcemy coraz więcej. Dlatego też nie będziemy szczęśliwi do czasu, aż postawimy sobie granicę i uznamy, że takie zarobki nam wystarczą – wyjaśnia ekonomista. W to jednak trudno uwierzyć.
Hierarchia potrzeb
W psychologii – sekwencja potrzeb od najbardziej podstawowych (wynikających z funkcji życiowych), do potrzeb wyższego poziomu, które aktywizują się dopiero po zaspokojeniu niższych. CZYTAJ WIĘCEJ
Piramida Maslowa pokazuje, że jeśli uda się nam zapewnić potrzeby niższego rzędu, to będziemy walczyć o spełnienie tych, które są bliżej wierzchołka piramidy. Potwierdzają to też dane pokazujące na co przeznaczamy nasze pensje. Kiedy zarabiamy więcej, mniej pieniędzy wydajemy na jedzenie i inne podstawowe potrzeby. Nie znaczy to jednak, że przestaniemy je wydawać w ogóle. A skoro już wydajemy, to dlaczego nie wydać więcej. I już mamy bodziec, by dalej walczyć o wyższe zarobki. Nawet, jeśli zarabiamy już 5 tysięcy.