Tomasz Szmydt nie był pilnie ewakuowany na Białoruś. Jego ucieczka z kraju była wcześniej zaplanowana przez białoruskie służby. Prawnik był przygotowywany do wystąpień publicznych, a pierwszy kontakt z agenturą Łukaszenki nawiązał co najmniej rok temu. Zbieg miał także nadużywać alkoholu i regularnie zaciągać tzw. chwilówki.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Gazeta Wyborcza" dotarła do osoby, która zna szczegóły śledztwa prokuratury i kontrwywiadu ws. Tomasza Szmydta. Według dziennika ucieczka byłego sędziego na Białoruśnie była pilną ewakuacją, a wcześniej zaplanowanym przedsięwzięciem. Prawnik najprawdopodobniej był krok po kroku sterowany przez służby.
Nowe informacje ws. Tomasza Szmydta. Tyle godzin spędził na przejściu granicznym
Co więcej, ucieczka Szmydta z kraju wywołała zaskoczenie wśród służb specjalnych. – Służby nie miały choćby cienia podejrzeń, że Szmydt współpracuje z obcym wywiadem, dlatego dopiero po 6 maja zaczęły prześwietlać jego przeszłość – powiedział informator.
Według informatora "Wyborczej", to dowód, że wyjazd Szmydta nie był ewakuacją. W przeciwnym wypadku służby nie pozwoliłyby na to, by prawnik ryzykował spędzając tyle czasu na przejściu granicznym.
Co więcej, z najnowszych ustaleń wynika, że zbieg nie prowadził samodzielnie kont w mediach społecznościowych. Od dłuższego czas miał także być przygotowywany do wystąpień publicznych. Jego pierwszy kontakt z białoruską agenturą miał nastąpić na co najmniej rok przed ucieczką z kraju.
Oni poznali Tomasza Szmydta. "Wyglądał jak człowiek zniszczony życiem"
Z ustaleń "Wyborczej" wynika również, że Szmydt brał "chwilówki" i wielokrotnie korzystał z usług parabanków. Miał także nadużywać alkoholu. – Problemy finansowe, alkohol, labilność emocjonalna – to wszystko sprawiało, że mógł być atrakcyjnym celem obcych służb – skomentował informator "Gazety Wyborczej".
– Dla mnie on był po prostu dziwny. Miałem wrażenie, że to człowiek wycofany. Był trochę przepraszający, że żyje. Bardzo mnie zdziwiło, jak się dowiedziałem, że on uciekł na Białoruś – powiedział jeden z parlamentarzystów.
– Dla mnie to też osoba, która raczej ma problemy ze zdrowiem psychicznym. Ale nasz kontakt był bardzo ograniczony, a ja nie jestem psychologiem. To po prostu takie pierwsze wrażenie – dodał.
Inny rozmówca zauważył: – Wyglądał jak zniszczony człowiek. Czerwona obrzęknięta twarz. Widać było po nim prawdziwe emocje. Wyglądał jak człowiek zniszczony, zmęczony życiem, zohydzony relacjami.
W rozmowie z naTemat emerytowany oficer wywiadu Vincet Severski powiedział: – Ja się zajmowałem werbowaniem agentury. To temat całkiem dobrze znany. Ile ludzi, tyle metod werbunku. Wszystkie werbunki to praca na ludzkich słabościach. Najczęściej to słabości powiązane z negatywnymi cechami charakteru. To chciwość, mściwość, zachłanność. Takich ludzi namierzamy i wyławiamy. Wśród polityków, ale też wśród dziennikarzy jest ich bardzo dużo.