Zacznijmy od alternatywnej rzeczywistości nakreślonej piórem Michała Karnowskiego. Otóż ten niezmordowany piewca Jarosława Kaczyńskiego przekonuje, że na ostatniej prostej przed elekcją do Parlamentu Europejskiego "dużym cieniem kładły się fale antypisowskich represji, które niektórym kandydatom PiS wręcz uniemożliwiały prowadzenie normalnej kampanii".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W tym miejscu wypadałoby podać nazwiska tych okrutnie prześladowanych przez złowrogi reżim Tuska, ale nie pada ani jedno. Czytelnik ma się zatem domyślić, o kogo chodzi. Pospekulujmy.
Daniel Obajtek? Człowieka zmuszono do spędzania nocy w budapesztańskim, miliony wartym apartamencie oraz prowadzenia partyzanckiej kampanii. Wszak, gdyby zapowiedział jakąś swą obecność na wyborczym wiecu lub też złożył głowę na poduszkę w miejscu zameldowania, to natychmiast zostałby zaatakowany wezwaniem przed oblicze komisji śledczej.
Ryszard Czarnecki? Podstępna prokuratura nie tylko nie umorzyła przeciwko niemu postępowania o wyłudzenie 200 tysięcy euro z kasy PE, ale wręcz czekała – na pewno zaklinając jego kampanię – by skusił, mandatu nie zdobył i tym samym stracił immunitet. Pod taką presją trudno żyć, a co dopiero pracować w terenie na głosy.
Skoro już wykonaliśmy tę robotę za redaktora, to pozwólmy mu nas teraz zatrwożyć nieodległą przyszłością, w której "bezprawie, straszenie ludzi, używanie prokuratury i aresztów do celów politycznych może przybrać zastraszające rozmiary". Redaktor jest bowiem pewien, że wkrótce opozycja będzie jeszcze dotkliwiej ciemiężona przez premiera, zapadnie czarna noc.
Co oznacza rozliczenie PiS?
Wróćmy jednak na ziemię i do przytomności. Represji nie ma, i dobrze, bo Polska to nie dziki Zachód, by kowboje samozwańczo wymierzali sprawiedliwość. Ale rozliczeń też nie ma, a być powinny, i to solidne, do samego spodu. Pod hasłem "rozliczenia" rozumiem: postawienie zarzutów, udowodnienie winy i zasądzenie kary. Niechaj oddają ukradzione, odpokutują w celi, podniosą dotkliwe konsekwencje polityczne oraz karne.
Szymon Hołownia pytał przed wyborami, chyba w jego mniemaniu retorycznie, czy od tego, że sprawcy pisowskich przestępstw znajdą się w więzieniu, będzie nam lepiej? Ale tu przecież nie chodzi o niczyje samopoczucie. Rzecz idzie o to, czy uratowany rzutem na taśmę w październiku ubiegłego roku system demokratyczny jest w stanie pociągnąć do odpowiedzialności tych, którzy próbowali go zniszczyć. Zaś pozostawienie ośmiu lat rządów PiS bez odpowiedzi, grozi rychłą recydywą w wykonaniu Kaczyńskiego lub jemu podobnych.
Marszałek Sejmu chyba sobie z tego zdaje sprawę, skoro sam krótko po wyborach parlamentarnych ostrzegał, że "jeśli nie dojdzie do rozliczenia tej ekipy, to ta hydra wróci"?
Jeśli piszę, że rozliczeń nie ma, to znaczy, że jeszcze nic się nie dokonało, prócz chwilowego pobytu w areszcie byłych posłów Wąsika i Kamińskiego, co było rezultatem wieloletniego postępowania sądowego jeszcze za czasów "dobrej zmiany", a nowa ekipa odpowiadała jedynie za wyprowadzenie ich z salonów Pałacu Prezydenckiego, gdzie się ukrywali przed wymiarem sprawiedliwości.
PiS chce rozliczać Tuska
Całej reszty Zjednoczonej Prawicy nikt nie niepokoi, bo trudno za poważną dolegliwość uznać konieczność odpowiadania na pytania posłów z komisji śledczych. I owszem, nad niektórymi zbierają się już czarne chmury, niewykluczone też, że nocny spacer Dariusza Mateckiego po sejmowym dachu był jakąś próbą odreagowania narastającego stresu, ale grzmotów jeszcze nie słychać, wciąż nie lunęło.
Więcej – to PiS wziął się za rozliczenia gabinetu Donalda Tuska, niedawno ujrzał światło dzienne raport dotyczący ostatniego półrocza, a Mateusz Morawieckigrzmiał, że "było sto obietnic – jest setka, ale rozczarowań. Nowy rząd koalicji bez ambicji, woli niszczyć niż budować".
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jarosław Kaczyński, gdziekolwiek by się nie pojawił, tam dowodzi, że Tusk działa na szkodę państwa i narodu, przypisując mu wszystkie swoje grzechy, zgodnie z dobrze znaną psychologom zasadą projekcji.
PiS wykorzystuje zatem wilcze prawo opozycji i – jak za czasów demokracji szlacheckiej – tworzy obóz malkontencki, którego głównym zadaniem jest nieustanna krytyka i przeciwstawianie się planom rządzących. Gdy ci idą w prawo, to lamentujemy, że nie w lewo. A jak idą w lewo, to źle, że nie w prawo.
Tymczasem wśród koalicjantów – niekończąca się dyskusja o rozliczeniach i wbijanie sobie szpilek. Premier jest ponoć przywiązany do obietnicy "rozliczenia całego zła, korupcji i złodziejstwa", ale marszałek Sejmu zastrzega, że "sam anty-PiS nie wystarczy", stąd premier po wyborach wyraża nadzieję, że do koalicjantów dotarła ta jedna lekcja, że "ludzie nie chcą kompromisu ze złem". Przy czym najgłośniej jest aktualnie o rozliczeniach w Trzeciej Drodze i Nowej Lewicy po, ujmijmy to eufemistycznie, mało spektakularnych rezultatach wyborczych.
A w kwestii rozliczeń potrzeba powagi, szybkości i sprawstwa. Nie spektaklu – posiedzenia komisji śledczych, audyty i kolejne raporty pokontrolne NIK nie wystarczą – lecz efektów. Wyborcy obecnej władzy oburzali się tym, co robił PiS przez ostatnich osiem lat, często dzień w dzień opadały im ręce, łapali się z głowy. Już nie chcą się oburzać, tylko zobaczyć winnych na ławie oskarżonych. Na tym musi polegać zapowiadane "przyspieszenie" rozliczeń.