Niemiecka policja w ubiegłym tygodniu wysadziła rodzinę migrantów na parkingu w polskiej wsi. Później okazało się, że wspomniana grupa miała już polskie dokumenty. Mimo tego sytuacja ta wywołała w Polsce wielkie poruszenie. Nawet premier Donald Tusk oburzonym tonem obwieścił, iż będzie o tym rozmawiał z kanclerzem Niemiec. Jednak samo odsyłanie migrantów nielegalnie przekraczających granicę niemiecko-polską to nic nowego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Przypomnijmy: według doniesień serwisu chojna24.pl ostatnio doszło do "zaskakującego" incydentu na terenie jednego z parkingów w Osinowie Dolnym w województwie zachodniopomorskim. Lokalna społeczność zauważyła bowiem, że w miniony piątek radiowóz niemieckiej policji zatrzymał się we wsi, a następnie niemieccy funkcjonariusze wypuścili z wozu rodzinę migrantów.
Niemcy wyjaśnili, czemu odwieźli rodzinę migrantów do Polski
Z pytaniami w sprawie tego zdarzenia do Policji Federalnej Niemiec zwrócili się m.in. reporterzy "Faktu". – Potwierdzam, że doszło do takiej sytuacji. Jednak po przeanalizowaniu faktów okazuje się, że było nieco inaczej – przekazał Gero von Vegesack.
– Rodzina ta próbowała wjechać do kraju bez zezwolenia około godziny 00.46 w dniu 14 czerwca w rejonie Altmädewitz. Mieli przy sobie polskie zaświadczenia o nadaniu statusu uchodźców dla dorosłych i polskie dowody osobiste dla dzieci. Osoby te zostały przewiezione na posterunek policji w celu dalszego postępowania. Afgańska rodzina nie złożyła wniosku o azyl u funkcjonariuszy policji federalnej – powiedział im policjant.
Jak wyjaśnił, chodzi o rodzinę z Afganistanu, czyli o dwoje dorosłych w wieku 30 i 40 lat oraz troje dzieci w wieku 4, 6 i 8 lat. Ze względu na brak pozwolenia na pobyt w Niemczech oraz toczące się postępowanie azylowe w Polsce służby zza Odry poinformowały o zdarzeniu naszą Straż Graniczną i postanowiły przekazać rodzinę polskiej stronie.
Z przekazanych przez niego informacji wynika, że "ponieważ przez kilka godzin nie było żadnej reakcji ze strony polskiej, funkcjonariusze postanowili zabrać rodzinę z patrolem na granicę polsko-niemiecką w pobliżu Hohenwutzen, aby stamtąd zwolnić ich do Polski".
Należy tutaj zaznaczyć, iż zgodnie z prawem, czyli tzw. systemem dublińskim wniosek o ochronę międzynarodową należy złożyć w tzw. pierwszym kraju wjazdudo UE. Innymi słowy – jeśli migranci przyjechali i zaczęli procedurę w Polsce, to nie mogą zrobić tego już w innym kraju i wyjeżdżać z Polski.
Mimo tych klarownych wyjaśnień w Polsce pojawiły się liczne głosy oburzenia, a premier Donald Tusk zapowiedział, że będzie rozmawiał na ten temat z kanclerzem Niemiec.
Reakcja Tuska na incydent z udziałem niemieckiej policji
"Będę za chwilę rozmawiał z kanclerzem Scholzem o niedopuszczalnym incydencie z udziałem niemieckiej policji i rodziny migrantów po naszej stronie granicy. Sprawa musi być szczegółowo wyjaśniona" – napisał w poniedziałek w serwisie X.
Na incydent zareagowała też polska Straż Graniczna. "Przywiezienie i pozostawienie przez niemiecką Policję cudzoziemców w Polsce (Osinów Dolny) odbyło się z naruszeniem zasad współpracy obu służb i prawa regulującego kwestie przekazywania osób. Służby niemieckie nie mogą arbitralnie podejmować takich decyzji" – obwieszczono w specjalnym oświadczeniu.
I dodano: "Straż Graniczna niezwłocznie skontaktowała się ze stroną niemiecką, by wyjaśnić okoliczności zdarzenia. We wtorek 18 czerwca Komendant Główny Straży Granicznej będzie o tym rozmawiał z Prezydentem Prezydium Policji Federalnej w Niemczech".
Warto tutaj wspomnieć również, że duża część zatrzymanych w RFN migrantów zeznaje, iż dotarli do Niemiec tzw. szlakiem białoruskim, czyli przez nasz kraj.
Migranci nadal przedostają się przez granicę z Białorusią
Media z zachodniej strony Odry przypominały już nie raz, że w ubiegłym roku tylko na odcinku granicy między Świnoujściem a Kołbaskowem, na którym Polska graniczy z Meklemburgią-Pomorzem Przednim, odnotowano ponad tysiąc przypadków nielegalnego przekroczenia granicy. Zimą sytuacja się uspokoiła, ale w okresie wiosny i nadchodzącego lata znów uległa pogorszeniu.
"Czkawką" w Polsce nadal odbija się także afera wizowa z czasów rządów PiS. – Imigranci, którzy dostali te "lewe" wizy w wyniku afery wizowej i pojechali z Polski do Niemiec, zostaną odesłani do Polski. To już się dzieje – mówił jakiś czas temu w rozmowie z "Faktem Andrzej Byrt, były ambasador Polski w Niemczech.
– Niemcy zaczęli przekazywać nam połapanych imigrantów, którzy w Niemczech nie powinni byli się znaleźć, ponieważ albo uciekli z naszych ośrodków azylowych, albo przedostali się przez Polskę do Niemiec, pomimo że takiego celu przyjazdu do Unii nie zgłaszali, gdy do Polski pod różnymi pretekstami przyjeżdżali – dodał wówczas były dyplomata.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.