Śledczy wykonali ważny ruch w sprawie żołnierzy, którzy zostali zatrzymani za użycie broni na granicy polsko-białoruskiej. Ciążące na nich zarzuty pozostają w mocy, złagodzono jednak nałożone środki zapobiegawcze.
Reklama.
Reklama.
Dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada ustalił, że prokuratura zdecydowała się zrezygnować z części sankcji nałożonych na żołnierzy, którym zarzuca się złamanie procedur dotyczących użycia broni palnej. Chodzi o zajście, do którego doszło na przełomie marca i kwietnia na granicy z Białorusią, i którego następstwem było zatrzymanie dwóch polskich wojskowych strzelających w ziemię przed tłumem migrantów.
Jak podaje RMF, zdaniem śledczych na obecnym etapie postępowania nie ma już konieczności, by żołnierze pozostawali zawieszeni w obowiązkach służbowych, co było jednym z zastosowanych wobec nich środków zapobiegawczych.
Oprócz tego obaj będą mogli otrzymywać regularne uposażenie. Wcześniej zostało ono obniżone do 50 procent.
Nie oznacza to jednak końca sprawy. Postępowanie trwa, postawionych zarzutów nie cofnięto, a część sankcji wciąż jest aktualnych. Oprócz wyżej wymienionych, żołnierze zostali bowiem objęci również "dozorem przełożonego wojskowego połączonym z zakazem kontaktowania się pomiędzy sobą".
Co zarzuca prokuratura żołnierzom, którzy strzelali na granicy
Sprawę prowadzi VIII Wydział ds. Wojskowych Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Jak pisaliśmy w naTemat, 6 czerwca Prokuratura Krajowa wydała komunikat, w którym poinformowała, iż żołnierze przekroczyli swoje uprawnienia, oddając w kierunku migrantów usiłujących nielegalnie przekroczyć granicę kilka strzałów.
Zdaniem śledczych spowodowało to "bezpośrednie zagrożenie utraty życia lub zdrowia", aczkolwiek – co również podkreślono w oświadczeniu – nie ma doniesień o tym, by w zajściu ktokolwiek odniósł obrażenia.
Według prokuratury, żołnierze oddając strzały nie znajdowali się w sytuacji zagrażającej ich życiu, co ustalono na podstawie zapisu kamer straży granicznej.
Politycy o żołnierzach zatrzymanych na granicy polsko-białoruskiej
Sprawa wzbudziła ogromne emocje wsród Polaków, tym bardziej, że wyszła na jaw z dwumiesięcznym opóźnieniem i zbiegła w czasie z doniesieniami dotyczącymi dramatu Mateusza Sitka, żołnierza śmiertelnie ranionego nożem w pobliżu Dubicz Cerkiewnych przez nieustalonego dotąd napastnika, najprawdopodobniej cudzoziemca.
W kwestii tej głos zabrali czołowi polscy politycy, w tym premier Donald Tusk, który w serwisie X pisał: "Odebrałem meldunek Ministra Obrony Narodowej. Postępowanie Prokuratury i Żandarmerii Wojskowej wobec naszych żołnierzy budzi uzasadniony niepokój i gniew ludzi. Oczekuję szybkich wniosków i decyzji organizacyjnych, prawnych oraz personalnych".
Oburzenie wyraził również minister obrony narodowejWładysław Kosiniak-Kamysz, choć z drugiej strony próbował on tonować jednoznacznie negatywny przekaz medialny. Szef MON wyjaśnił między innymi, że żołnierze faktycznie zostali zatrzymani, ale nigdy nie było decyzji o ich aresztowaniu.
Według RMF FM ruch prokuratury w sprawie złagodzenia środków zapobiegawczych nałożonych na żołnierzy może nie być przypadkowy.
"Trudno nie odnieść wrażenia, że na decyzję wobec podejrzanych mogą mieć wpływ przepisy proponowane przez rząd, które dziś są przyjmowane przez Radę Ministrów. Chodzi o szczególną ochronę mundurowych, którzy na granicy złamali procedury użycia broni. Jednym z forsowanych przepisów jest m.in. rozwiązanie, że o obniżeniu uposażenia może decydować przełożony podejrzanych" – czytamy na stronie internetowej rozgłośni.