Od połowy sezonu "Ród smoka" zwolnił tempo, więc nie zdziwi mnie, jeśli widzowie oczekiwali przełomowej kulminacji w finale. Niestety obyło się w nim bez fajerwerków. Pocieszeniem pozostaje jedynie fakt, że drugi sezon prequela "Gry o tron" nie kończy się cliffhangerem. Niemniej więcej akcji uświadczymy w "Downton Abbey" niż w ostatnim odcinku kontynuacji serialu na podstawie prozy George'a R.R. Martina.
Ocena redakcji:
2.5/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ostatnią sceną, jaka wywołała u mnie emocje w drugim sezonie "Rodu smoku", była śmierć Rhaenys(Eve Best) i jej smoczycy Meleys, którą zwieńczono czwarty odcinek serialu. Preludium do ósmego odcinka stanowiły więc wielkie przygotowania stronnictwa czarnych i zielonych do Tańca Smoków, wewnętrzne konflikty w obu obozach i... dziwne (niekiedy kazirodcze) wizje Daemona Targaryena (Matt Smith) w nawiedzonym zamku Harrenhal.
Choć wielu fanów uważało, że serial z odcinka na odcinek staje się coraz nudniejszy, nadal pokładałam nadzieję w Ryanie Condalu, licząc, że w finale zobaczymy bitwę w Przełyku, którą George R.R. Martin opisał w kronice "Ogień i krew", albo potencjał drzemiący w smoczych nasieniach (bękartach pochodzenia valyriańskiego, którzy stali się smoczymi jeźdźcami Rhaenyry Targaryen). Pudło!
Finał 2. sezonu "Rodu smoka" (RECENZJA BEZ SPOILERÓW)
W ósmym odcinku drugiej odsłony prequela "Gry o tron", którego akcja rozgrywa się 200 lat przed wejściem Daenerys Targeryen na polityczną scenę, dzieje się niewiele. Gdyby to był przedostatni odcinek, zapewne moja ocena byłaby nieco łagodniejsza. "Ród smoka" do ostatniej minuty zatacza koło w imię rozwoju bohaterów. Z jednej strony to całkowicie zrozumiałe, z drugiej – nawet nie czuć, by ten finał był finałem.
Owszem otrzymujemy bardziej szczegółowy portret Jacaerysa Velaryona (Harry Collett), syna Rhaenyry, który najpierw wpada na pomysł obsadzenia smoków targaryeńskimi bękartami, a potem tego żałuje. Daemon wreszcie idzie po rozum do głowy, kończąc swoje narkowakacje w Harrenhal, a jego kuzyn Aemonda (Ewan Mitchell) ogarnia coraz większa desperacja – "wozi się" Vhagar po całym Westeros i sam zaciska pętlę na swojej szyi.
Co do tego, komu kibicują w Tańcu Smoków twórcy serialu, nigdy nie było wątpliwości. Obóz zielonych zyskał być może ludzką twarz dzięki takim postaciom jak Gwayne Hightower (Freddie Fox), ale koniec końców i tak jest kreślony przez scenarzystów jako ten zły. Czarni natomiast zdają się co najwyżej lekko... zagubieni. Widać to zwłaszcza w wątku prawowitej dziedziczki Żelaznego Tronu, Rhaenyry (Emma D'Arcy), która naiwnie wierzy w intencje każdego nowego sojusznika.
Dopiero trzeci sezon będzie prawdziwą próbą charakteru Rhaenyry, która – nie zdradzając zbyt wiele – pozna nieraz prawdziwą cenę walki o tron Siedmiu Królestw. Dalej uparcie domaga się sprawiedliwości, podczas gdy jej przyjaciółka, Alicent Hightower (Olivia Cooke), dochodzi do wniosku, że ma dość władzy.
Finał drugiego "Rodu smoka" będzie dla widzów, którzy przysypiali podczas seansu poprzednich odcinków, jeszcze większą zachętą do drzemki. Wszystko, co najlepsze w "Ogniu i krwi" Ryan Condal zachował na trzeci rozdział. Minie zatem trochę czasu, zanim znów poczujemy dreszczyk emocji. Trzeba jednak przyznać, że realizacyjnie i aktorsko produkcja Max nieustannie trzyma poziom, a to się ceni.