Ale jak to? Dlaczego mężczyzna, który wcześniej zabił swoją pierwszą żonę, teraz dusi drugą małżonkę i rwie się do wojaczki? Zachowanie Daemona Targaryena w finale "Rodu smoka" nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem, a jednak po premierze 10. odcinka groupies księcia oskarżają twórców o "zniszczenie jego postaci". Umówmy się - brat Viserysa I od początku był chodzącym "red flagiem" ("walking red flag").
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W finałowym odcinku serialu "Ród smoka" Daemon Targaryen (Matt Smith) chwyta za szyję swoją żonę Rhaenyrę (Emma D'Arcy) i zaczyna ją dusić.
Część widzów jest zszokowana zachowaniem charyzmatycznego księcia, którego od początku można było podawać jako przykład "toksycznego mężczyzny".
W tym przypadku simpowanie bad boyów skończyło się rozczarowaniem. Lepiej późno niż wcale.
Daemon Targaryen to toksyczna postać, a nie kandydat na chłopaka
O tym, że Daemon Targaryen, zwany także Księciem Łotrzykiem, będzie siał zamęt w "Rodzie smoka" wiedzieliśmy już, odkąd po raz pierwszy pojawił się na ekranie. "That smile. That damn smile" – mogliśmy przeczytać w jednym z memów nawiązujących do serialu "13 powodów", w którym główna bohaterka zakochała się w kimś, w kim wiedziała, że nie powinna się zakochiwać.
Fanki prequela "Gry o tron" nie bez powodu porównywały siebie do Hannah Baker. Doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że Daemon, grany przez niezwykle charyzmatycznego i czarującego Matta Smitha, to toksyczny mężczyzna, a i tak starały się dostrzec w nim jakiekolwiek zalety. Niektóre były na tyle omamione grą aktorską odtwórcy, że nie zauważały czerwonych lampeczek zapalających się z tyłu głowy przy niemalże każdej scenie z księciem. A może świadomie zbywały sygnały, mówiące: "to się źle skończy"?
Simpowanie to slangowe określenie czyjegoś zachowania charakteryzującego się stawianiem sympatii na piedestale i wychwalaniem jej bez względu na jej wady.
Wielu widzów twierdziło, że jedyną rzeczą, która mogłaby zmyć z Daemona hańbę i sprowadzić go na ścieżkę odkupienia, była jego miłość do bratanicy, Rhaenyry. Dziedziczka Żelaznego Tronu z pewnością kochała Daemona, lecz czy on żywił do niej te same uczucia? Prędzej miał na jej punkcie obsesję. W końcu na początku serialu zależało mu na królewskim życiu.
W pewnym momencie wpadł nawet na pomysł, by ubiegać się o rękę córki swojego brata, Viserysa I. Jedną z przeszkód w zostaniu mężem następczyni tronu Siedmiu Królestw okazała się dla niego jego pierwsza żona, lady Rhea Royce. Poznajemy ją w trzecim odcinku, tuż przed tym, jak spada z konia, a Daemon dobija ją, rozwalając jej czaszkę kamieniem.
Daemon Targaryen, czyli "walking red flag"
Nawet tak jawne wyrachowanie i okrucieństwo nie zdołało powstrzymać części widzów przed dalszymi zachwytami nad szemranym Targaryenem. "Chciałbym, żeby ktoś patrzył na mnie tak, jak Daemon patrzy na Rhaenyrę" – komentowali internauci na TikToku pod nagraniami z piosenką "I Wanna Be Yours" Arctic Monkeys w tle.
Gdy Daemon zabrał młodą Rhaenyrę do burdelu w Królewskiej Przystani, fani sugerowali, że przerwał z nią seks, ponieważ wiedział, że źle robi i że nie chce jej dłużej upokarzać na oczach zwykłych mieszkańców miasta. Nie sądzę. W pierwszym odcinku "Rodu smoka" twórcy dali nam jasno do zrozumienia, że brat władcy Westeros miał problemy z utrzymaniem erekcji.
Być może Daemon odczuwał głęboką troskę wobec Rhaenyry - w końcu w dorosłym życiu stawał w obronie jej dzieci i ucinał wszelkie plotki o tym, że Lucerys i Jacaerys Velaryon pochodzą z nieprawego łoża. Ba, odciął nawet głowę Vaemondowi Velaryonowi za nazwanie księżniczki "dz*wką". Coś do niej czuł, ale powstrzymałabym się przed pochopnym nazywaniem tego miłością.
"Walking red flag", czyli "chodząca czerwona flaga" - określenie osoby, która daje nam wiele powodów, by jej nie ufać. Mówi się tak o manipulatorach i toksycznych ludziach.
I tak oto w ósmym odcinku Daemon nareszcie mógł wziąć ślub z bratanicą. Spełniło się marzenie widzów, którzy nie byli zaznajomieni z książką "Ogień i krew" George'a R.R. Martina. Wszelkie znaki na niebie wskazywały, że sielanka świeżo upieczonych małżonków nie potrwa zbyt długo.
Dlaczego Daemon dusił Rhaenyrę?
W finałowym, dziesiątym odcinku "Rodu smoka"Rhaenyra i Daemon, którzy mieszkają ze swoim dziećmi na Smoczej Skale, dowiadują się, że król Viserys I Targaryen nie żyje, a Żelazny Tron objął po nim Aegon, syn Alicent Hightower. Na wieść o zdradzie (bo tak można nazwać zachowanie żony zmarłego władcy Siedmiu Królestw) ciężarna księżniczka - cała w stresie i żałobie - zaczęła krwawić z dróg rodnych.
Kiedy Rhaenyra w bólu rodziła córkę, Daemon zaczął planować zemstę na członkach stronnictwa zielonych (wspierających Alicent i jej syna Aegona). Narady przy stole raz po raz były przerywane przez krzyk prawdziwej dziedziczki Żelaznego Tronu. Mężczyźni towarzyszący Daemonowi przerywali swoje wywody, słysząc cierpienie Rhaenyry, a co na to książę? Nawet nie pomyślał o tym, by zajrzeć do żony.
Finalnie Rhaenyra poroniła, a twórcy - nie wiadomo, czy intencjonalnie - nie pokazali żadnej sceny, w której jej mąż wsparłby ją jakimkolwiek słowem otuchy, bądź po ludzku ją przytulił. Między parą czuć było niewysłowiony chłód.
W jednej z końcowych scen Rhaenyra wyraziła swoją dezaprobatę wobec działań, jakie Daemon chciał podjąć w walce z "zielonymi". W rozmowie z małżonkiem prawowita królowa wspomniała o przepowiedni Aegona zatytułowanej "Pieśń lodu i ognia". Ten, nie rozumiejąc, o czym mówi żona, chwycił ją mocno za szyję i zaciskając wokół niej swoją dłoń. Rhaenyra wytrzeszczała oczy ze zdumienia i z trudem łapała powietrze.
"Twórcy zabili Daemona w moich oczach"; "Dlaczego musiał użyć wobec niej przemocy?"; "Myślałam, że on ją kocha" – rozpaczają niektórzy widzowie w mediach społecznościowych. Come on, simpowanie toksycznych mężczyzn (bad boyów) zawsze tak się kończy. Daemon zawsze był zadufanym w sobie przemocowcem. Prędzej czy później i tak zraniłby Rhaenyrę. To była tylko kwestia czasu.
Pozwolę sobie zacytować fragment tekstuOli Gersz z naTemat, który ładnie puentuje motyw idealizowania takich typów jak Daemon: "Pora przestać romantyzować toksyczne związki. Dobrze wiemy, jak kończą się one w prawdziwym życiu. Traumą, cierpieniem i latami terapii. A fikcji wcale nie jest daleko od rzeczywistości".