"Polska, Biało-Czerwoni" – jednogłośnie i ponad podziałami krzyczeli Polacy przez całe lato – najpierw kibicując swoim reprezentantom na Euro 2024, a potem dopingując olimpijczyków. Wkrótce to hasło ma jednak dostać określoną polityczną afiliację. Zagarnąć je dla siebie zamierzają Jarosław Kaczyński i spółka, którzy szukają się do pewnej PR-owej oraz finansowej ucieczki do przodu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Biało-Czerwoni to jest szerszy projekt niż Prawo i Sprawiedliwość, niż partia – tak ostatnie przymiarki od wywieszenia na prawicy zupełnie nowego szyldu opisał Jacek Sasin. Pierwszy kongres Stowarzyszenia Biało-Czerwonych ma odbyć się już w październiku, gdy powoli rozkręcać będzie się tzw. prekampania przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi.
– To jest pomysł na przyciągnięcie do działalności publicznej osób, które nie chcą się angażować wprost w działalność partyjną i to ma być platforma dla takich właśnie osób, nie każdy w Polsce chce być członkiem partii, chce działać w partii. To jest stowarzyszenie, które będzie właśnie działać na takiej zasadzie płaszczyzny, dla ludzi, którzy chcą się angażować publicznie, chcą wyrażać swoje poglądy, chcą pracować – mówił Sasin na antenie RMF FM.
Czym jest Stowarzyszenie Biało-Czerwonych? Kolejny nudny think tank może zmienić się w "plan B"
Oficjalnie Stowarzyszenie Biało-Czerwonych ma promować postawy patriotyczne i obywatelskie, budować solidarność między różnymi grupami społecznymi oraz wzmacniać poczucie dumy z bycia Polakiem. Na pierwszym etapie organizacja będzie funkcjonować jako zaplecze merytoryczne dla PiS, podobnie jak dawne kongresy "Polska Wielki Projekt". Według rejestrów jej formalnymi liderami są mazowiecka radna PiS Katarzyna Lubiak i poseł Krzysztof Szczucki.
Z mniej oficjalnych doniesień napływających do mediów z szeregów prawicy wynika jednak, że zbliżający się kongres Biało-Czerwonych ma otworzyć furtkę do ewentualnej ucieczki na obszarach PR-owym i finansowym. A od ściągnięcia w orbitę Nowogrodzkiej ciekawych postaci spoza polityki ważniejsze jest – o czym pierwsze donosiło już w czerwcu "Wprost" – stworzenie fundamentów pod połączenie PiS z Suwerenną Polską i resztą małych satelitów, w wyliczaniu których gubi się nawet twardy prawicowy elektorat.
Celem Biało-Czerwonych miałoby być stworzenie jednolitego frontu politycznego na wybory prezydenckie 2025. Jak podkreślają źródła zarówno PiS-owskie, jak i ziobrystowskie, zmiana zgranej nazwy "Zjednoczona Prawica" ma na celu ułatwienie wyborcom identyfikacji z jednym, wspólnym projektem.
Połączenie sił pod nowym szyldem może okazać się konieczne również ze względów ekonomicznych. Państwowa Komisja Wyborcza do 29 sierpnia odroczyła decyzję w sprawie sprawozdania finansowego PiS z wyborów parlamentarnych, ale większość jej członków ma być już przekonana co do tego, iż partia Kaczyńskiego naruszyła przepisy. A to oznaczałoby dla PiS utratę nawet 75 proc. z subwencji w wysokości prawie 26 mln zł.
Dla tak wielkiej organizacji politycznej byłaby to katastrofa. Aby jej uniknąć Biało-Czerwoni mają być "planem B", który w najgorszym razie pozwoliłby zbierać środki z wpłat od milionów zadeklarowanych sympatyków i przetrwać w ten sposób trudny czas. Pierwszy test tego schematu prezes Kaczyński zrobił już na początku maja, gdy w liście zapowiadającym powstanie Stowarzyszenia Biało-Czerwonych od razu poprosił o pieniądze.
Czy "ciemny lud" to kupi? Biało-Czerwoni budzą wiele obaw
Już sam rebranding, a tym bardziej możliwa fuzja PiS z Suwerenną Polską wywołują jednak kontrowersje na partyjnych dołach. Z jednej strony, niektórzy widzą w tym ruchu szansę na wzmocnienie aktualnego obozu i lepsze przygotowanie do nadchodzących wyborów – nie tylko prezydenckich, ale i kolejnej walki o Sejm i Senat. Ale pojawiają się też głosy sceptyczne, które obawiają się, że proces ten może wywołać jedynie więcej wewnętrznych konfliktów i problemów organizacyjnych.
Jednym z głównych wyzwań w procesie możliwej fuzji partyjnej będzie "zarządzanie ambicjami" kluczowych polityków oraz ustalenie wspólnego kandydata na prezydenta. Jeśli zostanie nim liderujący dziś w sondażach Mateusz Morawiecki, może to od razu wywołać napięcia wynikające z aspiracji liderów innych frakcji.
Dodatkowo zmiana nazwy oraz integracja struktur będą wymagały czasu i wysiłku, aby uniknąć problemów związanych z identyfikacją w oczach mniej wyrobionych wyborców. Mówiąc wprost, istnieją obawy, że tak ważni w prawicowym elektoracie prości ludzie całego tego zabiegu nie zrozumieją.
Czy słszałeś/-aś już o Stowarzyszeniu Biało-Czerwonych?
449 odpowiedzi
Przed nami są wybory prezydenckie. My stoimy przed niełatwym przedsięwzięciem. Musimy znaleźć kogoś takiego, kto będzie bardzo dobrze przyjęty przez społeczeństwo, będzie odpowiadał oczekiwaniom społeczeństwa. Chciałem Państwa zapewnić, że my jesteśmy już w procesie poszukiwań. Są kandydaci, mamy tych kandydatów aż nadmiar. My musimy zbudować wielki, biało-czerwony front.