Jeszcze kilka dni temu narodowcy chwalili się, że Jan Bytnar, czyli "Rudy" z "Kamieni na szaniec", był przedwojennym działaczem Obozu Narodowo-Radykalnego. Po wypowiedzi Elżbiety Janickiej z Instytutu Slawistyki Polskiej Akademii Nauk mogą być zdezorientowani. Zasugerowała ona bowiem, że "Rudego" i "Zośkę" łączyła… homoseksualna miłość. Ile w tym prawdy? – Gdybyśmy w ten sposób na siłę doszukiwali się podtekstów, szybko doszlibyśmy do wniosku, że Ania z Zielonego Wzgórza była lesbijką – odpowiada przewodnicząca Stowarzyszenia Polonistów.
"'Kamienie na szaniec' Aleksandra Kamińskiego to jedna z najbardziej mitotwórczych książek w polskiej historii" – twierdzi Elżbieta Janicka z Instytutu Slawistyki Polskiej Akademii Nauk, autorka książki "Festung Warschau". Proponuje, byśmy krytycznym okiem spojrzeli na to, jakie postawy promuje książka, jak przedstawiana jest w niej śmierć, a jak relacje poszczególnych bohaterów: "Alka", "Rudego" i "Zośki". W tej ostatniej kwestii dochodzi do rewolucyjnych wręcz wniosków...
Coś więcej niż przyjaźń
"Ponieważ rozmawiamy w kulturze homofobicznej, gdzie zakwestionowanie czyjejś heteroseksualnej orientacji nie jest konstatacją, lecz denuncjacją, porównałabym Zośkę i Rudego do Achillesa i Patroklesa, pary legendarnych wojowników [ich związek do dziś jest przedmiotem sporów - red.]" – mówi, wyraźnie sugerując, że bohaterów "Kamieni na szaniec" łączyło coś więcej niż męska przyjaźń.
Na dowód cytuje wypowiedź samego "Zośki", który w ten sposób opisywał dni po uwolnieniu "Rudego":
Janicka podsumowuje: – Uważam, że to jeden z najpiękniejszych tekstów o miłości nieznającej granic, zaś cała wiedza na temat relacji bohaterów świadczy o niespotykanej sile i głębi tego uczucia.
Prawda czy paranoja
Hipoteza mówiąca o tym, że legendarnych bohaterów "Kamieni na szaniec" łączyła "miłość nieznająca granic" spotkała się z ostrą krytyką ze strony internautów. W komentarzach ironicznie proponują, by Janicka napisała poprawną politycznie wersję książki, nazywają jej wypowiedzi "bełkotem" i zarzucają chęć wywołania sensacji. Badaczce dostało się też za tropieniem antysemickich intencji autora "Kamieni.." Aleksandra Kamińskiego. Na forum prawicowego portalu Rebelya.pl określono jej tezy mianem "dekonstrukcji" pięknej historii młodzieńców z Szarych Szeregów.
Do grona zaskoczonych można zaliczyć Jana Wróbla, nauczyciela historii i dyrektora I Społecznego Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie. Jak mówi w rozmowie z naTemat, nigdy nie spotkał się z podobną interpretacją relacji "Zośki" i "Rudego" i nic podobnego nie przyszłoby mu do głowy. – To jest chyba jakiś kompletny wymysł. Nie ma żadnych powód, by wierzyć w taką tezę – stwierdza.
Podobnego zdania jest Krystyna Firlej-Kępa, przewodnicząca Stowarzyszenia Polonistów działającego przy Uniwersytecie Jagiellońskim. – Słucham?! Naprawdę jestem zszokowana i zaskoczona, bo w życiu z czymś takim się nie spotkałam – mówi.
Na sugestię, że potwierdzenia można szukać w przytoczonym wyżej opisie zachowania bohaterów "Kamieni" dodaje zaś: – Taka praca z fragmentami tekstu może doprowadzić do paranoi. Teza pani doktor jest nie do przyjęcia. Gdybyśmy w ten sposób na siłę doszukiwali się podtekstów, to szybko doszlibyśmy do wniosku, że na przykład Ania z Zielonego Wzgórza i jej koleżanka były lesbijkami.
"Reinterpretacja jest konieczna"
Krzysztof Tomasik, publicysta związany z "Krytyką Polityczną", który opublikował zbiór esejów "Homobiografie. Pisarki i pisarze polscy XIX i XX wieku", zupełnie inaczej ocenia interpetację Elżbiety Janickiej. Według niego nowe pokolenie powinno ponownie odczytywać i reinterpretować kultowe książki, a to "odczytanie" badaczki PAN jest jak najbardziej uprawnione. – Przecież taka wspólnota mężczyzn jest bardzo blisko wymiaru homoerotycznego. Nie rozumiem tego oburzenia. Tutaj aż się prosi o taką analizę, tym bardziej, że jeden z bohaterów miał na imię "Zośka" – podkreśla.
Tomasik twierdzi, że krytyka Janickiej jest efektem myślenia pod tytułem "homoseksualizm jest zły". – A przecież może zdarzyć się wszędzie. Jeśli sobie uświadomimy, że takie uczucia były zawsze, to nie ma powodu, żeby dziwić się homoseksualnej miłości podczas wojny, zarówno po stronie podziemia, jak i niemieckich żołnierzy – zwraca uwagę.
W poszukiwaniu ikon LGBT
W kontekście wypowiedzi Janickiej warto przypomnieć sytuację sprzed kilku miesięcy, kiedy sporo kontrowersji wywołał krążący po sieci obrazek z portretem Marii Konopnickiej i napisem "Narodowcu! Czy wiesz, że śpiewając 'Rotę' rozpowszechniasz twórczość Marii Konopnickiej, która żyła przez lata w związku z Marią Dulębianką i jest ikoną polskiego ruchu LGBT?".
Tomasik mówił nam wtedy, że "reinterpretacja jej spuścizny, nawet w duchu feministycznym, może nam pomóc lepiej zrozumieć współczesność". Czy podobne założenie można zastosować w przypadku bohaterów "Kamieni na szaniec"? Jan Wróbel wątpi: – W sprawie Konopnickiej było kilka tropów, które można potraktować jako pretekst do mówienia o homoseksualizmie. Tyle że sprawa bohaterów "Kamieni na szaniec" jest nieporównywalna, bo tutaj takich tropów po prostu znaleźć się nie da.
Wziął moją rękę w swoją dłoń i trzymał mocno. Mówił: +Tadeusz, ach Tadeusz, gdybyś wiedział...+. Skarżył się na ból i mówił: +Tadeusz, jak rozkosznie, jak przyjemnie...+. (...) Jęczał z bólu, jednocześnie mówiąc, jak jest szczęśliwy i jak jest rozkosznie. Na chwilę zasnął. Koło 12 Janek obudził się, zawołał mnie, kazał usiąść obok siebie i uścisnąć serdecznie. Te chwile wynagradzały nam wszystko. Potem opowiadaliśmy sobie nawzajem jeden przez drugiego, a bliskość nasza była dla nas prawdziwą rozkoszą. Wreszcie kazał mi się położyć obok siebie, objął mocno głowę i zasnął (...). Mówił, że już będziemy szczęśliwi, że będziemy wreszcie mieszkać razem, że pojedziemy na wieś, gdzie w lecie spędzaliśmy dwa niezapomniane, szczęśliwe dni. (...) Gdy byliśmy razem przyjemność mu sprawiało, gdy trzymałem go za ręce lub gładziłem ręką po głowie. Rozmowa była wtedy była otwarta, szczera i żaden z nas nie krył wtedy swojej niewysłowionej radości i przyjaźni.
Komentarz z Rebelya.pl
Pani doktór Janicka dopatrująca się podtekstów erotycznych w scenie pożegnania umierającego przyjaciela, wystawiła świadectwo tylko samej sobie. Niechaj doczyta sobie, jakim językiem posługiwano się w czasach, gdy słowa „miłość”, „rozkosz” i „bliskość” nie wywoływały brudnych skojarzeń.
Krystyna Firlej-Kępa
przewodnicząca Stowarzyszenia Polonistów
Taka praca z fragmentami tekstu może doprowadzić do paranoi. Teza pani doktor jest nie do przyjęcia.