Cały czas nie udało się ustalić, co stało się z Izabelą Parzyszek. Kobieta rozpłynęła się w powietrzu w trakcie podróży do szpitala, gdzie leżał jej ojciec. Teraz prof. kryminalistyki Ewa Gruza powiedziała o trzech najbardziej prawdopodobnych scenariuszach. W grze jest nawet "oddalenie się samowolnie".
Reklama.
Reklama.
Od 9 sierpnia cała Polska zadaje sobie to samo pytanie – co stało się z Izabelą Parzyszek? Ślad po 35-latce rozpłynął się na autostradzie A4, gdy ta jechała odebrać swojego ojca ze szpitala.
Jeszcze 9 sierpnia kobieta zadzwoniła do mężczyzny i poinformowała go, że jej auto uległo awarii w okolicach wsi Kwiatów, tuż przed Legnicą. Od tego momentu nie nawiązała kontaktu ani z ojcem, ani z innymi bliskimi.
Zaginięcie Izabeli Parzyszek. Oto trzy scenariusze
Rodzina niezwłocznie zgłosiła zaginięcie kobiety, jednak służby po ustaleniu lokalizacji jej samochodu, odkryły, że 35-latka zostawiła w nim telefon. Od tej chwili trwają szeroko zakrojone poszukiwania. Wciąż nie przyniosły oczekiwanego efektu.
Co więc stało się z Izabelą Parzyszek? W rozmowie z Onetem o trzech możliwych scenariuszach powiedziała prof. Ewa Gruza, kryminalistyczka, ekspertka w dziedzinie badań dokumentów z Katedry Kryminalistyki Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
– Mamy w Polsce wyróżnione trzy różne typy zaginięć, tak klasyfikuje je policja. Pierwszy: to sytuacja, kiedy ewidentne jest zagrożenie dla zdrowia i życia osoby zaginionej i wtedy natychmiast podejmowana jest akcja poszukiwawcza – powiedziała.
I dodała: – W drugim przypadku: to zagrożenie dla zdrowia i życia jest mniejsze, nie ma potrzeby ogłaszać od razu alertu dla policji. Zaś w trzecim typie zaginięć: adekwatne staje się przypuszczenie, że osoby zaginione oddaliły się samowolnie, że chciały zerwać kontakt z rodziną, z całym swoim dotychczasowym otoczeniem.
– A to dlatego, że kluczem do odpowiedzi na pytanie, co się z tą kobietą stało, jest wykonanie bezwzględnie potrzebnego profilu wiktymologicznego osoby zaginionej. Mówiąc wprost: niezbędna jest dokładna analiza jej dotychczasowego życia, wydatków, tego, czy przypadkiem nie wyrobiła sobie sama paszportu, czy nie interesowała się wycieczkami, czy wśród znajomych w sieci nie szukała nowego miejsca pracy. Długo można by wymieniać, bo tych informacji jest mnóstwo i wszystkie je trzeba zdobyć –wyjaśniła.
– Na razie nie trafiono na nic, co mogłoby pomóc. Jest też bardzo trudno w kwestii świadków. Być może jest jedno nagranie, które do czegoś mogłoby się przydać, te materiały posiada policja – powiedział.
– Tak naprawdę wszystko, co mamy, to wiemy, jak była ubrana tego dnia. I to tyle, co udało nam się ustalić – dodał.
Wiadomo, że zaginiona miała ze sobą biały plecak, który można zobaczyć na jednym z policyjnych zdjęć. Jego też nie było w samochodzie. Pan Tomasz wcześniej w rozmowie z Onetem podkreślał, że policjanci od razu po zgłoszeniu zaginięcia sprawdzili telefon kobiety, który został w aucie. – Ja znam żonę, wiem, że nie uciekła. Że nikogo nie miała – przekonywał.
I powtarzał, co wiadomo do tej pory: – Jest tylko auto zostawione na poboczu. Ojciec miał z nią ostatni kontakt o 19:37. Powiedziała, że nie zadzwoniła po lawetę. Poprosiła, żeby to zrobił. Kazał jej poczekać. Wysłał tam swoich znajomych. Jej już wtedy nie było.
Z informacji, które przekazał naTemat mąż zaginionej ma wynikać, że ze strony policji mają być podejmowane poszukiwania z psami. – Chyba policja zaangażowała w sprawę już bardzo dużo. Nie mam im nic do zarzucenia – przyznaje.
Śledczy mają sprawdzić też nowy trop – być może coś więcej o sprawie mogłyby wiedzieć firmy przewozowe.
– Całe grono znajomych śledzi doniesienia i jeździ w różne miejsca. Skupiamy się też coraz bardziej na informacjach, które mogą mieć firmy przewozowe z tej trasy. Być może one coś mają, ale to też musi być weryfikowane przez policję – podsumował.