W dość nieoczekiwanym kierunku rozwinął się program Miłosza Kłeczka w TV Republika. Wszystko zaczęło się już kilka dni temu na antenie tej prawicowej telewizji, ale dziś ciąg dalszy możemy obserwować w serwisie X. Od niewinnego w sumie zakończenia programu doszliśmy do publicznego prania brudów prawicy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Pan redaktor Miłosz Kłeczek na końcu naszego wywiadu w Telewizji Republika powiedział, że Suwerenna Polska dołączy do Prawa i Sprawiedliwości dlatego, że ma małe poparcie i po prostu zostanie wchłonięta. Po czym zakończył program, nie pozwolił mi się do tego odnieść. Uznaję to jako pewnego rodzaju nietakt (...)" – takimi słowami zwrócił się do pracownika TV Republika należący do Suwerennej Polski poseł Norbert Kaczmarczyk z klubu PiS.
Po czym wytłumaczył, że jego zdaniem "wszystkie środowiska prawicowe połączyły się, by wygrać z ekipą Tuska". "Dzisiaj mówienie o tym, że jedna z partii jest mała i zostanie po prostu wchłonięta, jest lekceważeniem tych mniejszych" – mówił.
Następnie wymienił wszystkie zasługi Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobry, a nawet Jarosława Gowina.
"Natomiast takie ruchy, takie lekceważenie drugiej strony na pewno nie jest dobre. Ja panu powiem również tyle, że być może Patryk Jaki, który w sondażach prezydenckich ma bardzo dobre notowania, (...) być może dlatego prezes Jarosław Kaczyński chce wystawić go z dużego obozu politycznego i proponuje przyłączenie Suwerennej Polski do Prawa i Sprawiedliwości. Może jest też w drugą stronę, że jednak my coś mamy, a nie tylko zostaniemy wchłonięci" – dodał Kaczmarczyk.
"Proponuję nie wchłaniać, panie redaktorze, a ochłonąć" – zakończył.
Miłosz Kłeczek po kilku dniach (bo "miał ważniejsze sprawy na głowie") postanowił odnieść się do nagrania Kaczmarczyka. Nagrał swój film, w którym tłumaczył, że program zakończył się, bo po prostu minął jego czas.
"W tym wypadku musiałem zakończyć i czasami ostatnie zdanie należy do prowadzącego, a czasami do gościa. W tym konkretnym wydaniu programu padło na mnie. Pozostanę jednak przy swojej tezie, że gdyby Suwerenna Polska miała poparcie rzędu kilkunastu procent, to nie byłoby zgody na to, żeby zostać elementem Prawa i Sprawiedliwości, czyli aby zostać wchłoniętym przez Prawo i Sprawiedliwość" – mówił Kłeczek.
Zapewnił też, że następnym razem chętnie pociągnie z Kaczmarczykiem przerwany wątek. I na tym dyskusja powinna się zakończyć...
Jednak panowie postanowili podgrzać atmosferę
Kaczmarczyk nie odpuścił. Nazwał zachowanie Kłeczka "niegrzecznym".
"Pracowałem w mediach i protestowałem w obronie TVP. Pana na dyżurach nie widziałem, a to nie ja zarabiałem tam pieniądze (...). Proszę nie robić z siebie mądrzejszego ode mnie" – napisał w pełnym drobnych złośliwości tweecie.
"Chodzi o szacunek i wiarę w drugiego człowieka. I o ciekawość dziennikarską bez z góry ustalonej tezy" – dodał.
Tym razem z okazji do milczenia nie skorzystał Kłeczek. Sugerowanie, że nie było go w TVP, nazwał bezczelnym, post okrasił zdjęciami z okupacji studia TVP przez prawicowych polityków. Nie omieszkał też wbić kilku szpil Kaczmarczykowi, wypominając mu m.in. majątek. Przypomnijmy, że polityk był bohaterem aferki z drogim ciągnikiem.
Kaczmarczyk postanowił pociągnąć temat pieniędzy i zapytał Kłeczka, ile zarobił w TVP, wypomniał mu hejtowanie i zarzucił koniunkturalizm.
Dyskusja może się jeszcze rozwinąć i trudno dziś dociekać, co ziobrysta z pracownikiem mediów jeszcze sobie wyciągną. Warto zauważyć, że publicznemu praniu brudów kibicuje mnóstwo internautów.