– Putin czuje się takim urzędnikiem Rosjan, narodu rosyjskiego i on temu narodowi zbudował takie właśnie fasady, taką potiomkinowską wioskę, że w Ukrainie nie ma wojny – mówi w rozmowie z naTemat.pl gen. Stanisław Koziej. Jednak dylemat Władimira Putina polega na tym, że prawdopodobnie będzie musiał przyznać się do kłamstwa.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
6 sierpnia propagandyści Władimira Putina zaczęli alarmować, że Ukraina zaczęła infiltrować rejon Sudża w obwodzie kurskim. Już trzy dni później mer Kurczatowa Ihor Korpunkow przekazał, że kilkadziesiąt kilometrów od Kurskiej Elektrowni Jądrowej zaczęły toczyć się walki.
Niedługo później Wołodymyr Zełenski potwierdził, że prowadzi ofensywę i odnosi niemałe sukcesy. Po kilku dniach władzom w Kijowie udało się przejąć kontrolę nad obszarem mierzącym blisko tysiąc kilometrów kwadratowych w obwodzie kurskim. Wobec tego rosyjski dyktator nie mógł pozostać obojętnym.
Władimir Putin zaprasza do Rosji. Gen. Stanisław Koziej wprost o szukaniu siły roboczej
Rosja z szerokimi ramionami ma powitać wszystkich tych, którzy podzielają "rosyjskie wartości duchowe i moralne". Na stole mają leżeć propozycje trzymiesięcznych wiz nawet dla osób, które nie znają języka rosyjskiego, tamtejszej historii i kultury.
O tym, co dla Rosjan oznacza ostatnia ofensywa ukraińskich wojsk i co w tej sytuacji może zrobić Władimir Putin, rozmawiamy z generałem Stanisławem Koziejem, byłym szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
– Rosjanie giną na froncie. Mam wrażenie, że Putinowi chodzi o to, aby wszystkich, którzy chcieliby do Rosji przyjechać, jakoś dodatkowo do tego zachęcić – mówi naTemat.pl doświadczony wojskowy.
Jego zdaniem migranci mieliby zastąpić Rosjan, którzy będą musieli chwycić za broń, choć mile widziani będą także obcokrajowcy, którzy wstąpią do rosyjskiej armii.
– Armia rosyjska potrzebuje ludzi jak kania dżdżu. Putin uważa, że długotrwałą wojną na wyczerpanie może Ukrainę w końcu pokonać i zmusić do przyjęcia jego warunków bezwzględnej kapitulacji. Ale nie wiem, czy tego planu nie zakłóci inwazja kurska Ukraińców – dodaje.
Putin sięga po bardzo głębokie rezerwy. Ktoś musi pilnować więźniów na froncie
W celu zatrzymania Ukraińców w obwodzie kurskim Władimir Putin musiał sięgnąć po żołnierzy Sił Powietrzno-Kosmicznych. W ten sposób Rosjanie utworzyli z nich oddział zmotoryzowany. Zdaniem generała Kozieja za rozpowszechnieniem tej informacji stoją Ukraińcy, dla których jest to element wojny psychologicznej, ale i propagandy. Niebawem pewnie usłyszymy, że na froncie są także jednostki marynarki. Wszystko ostatecznie może jednak dowodzić kryzysowi, który dopadł Kreml.
– To świadczy o tym, że Rosja ma po prostu bardzo poważne problemy kadrowe, jeśli chodzi o armię, skoro ucieka się do wysyłania na front takich pododdziałów ochronno-strażniczych z wszystkich rodzajów sił zbrojnych – zaznacza generał Koziej.
A co z oddziałam Czeczeńców? Tu wojskowy zwraca uwagę na inną kwestię. Czeczeńcy są bowiem obecni na wielu frontach i nie stają w pierwszej linii podczas walk. Ich zadaniem jest utrzymywanie porządku na rosyjskich tyłach. Nie można też wykluczyć, że jednym z ich zadań jest upilnowanie rosyjskich więźniów, którzy w zamian za służbę w armii otrzymali skrócenie wyroków lub ich całkowitą kasację.
– Na udział Czeczenów w tej wojnie patrzę raczej z punktu widzenia celów tamtejszych przywódców politycznych, walczących o swoje wpływy w elitach rosyjskich. Nagłaśniają udział swoich bojowników w wojnie w Ukrainie, ponad to, co rzeczywiście znaczą i co robią na froncie – uważa były szef BBN.
Co zrobi Władimir Putin? "Stoi teraz przed poważnym dylematem"
Jaki może być dalszy scenariusz wojny w Ukrainie? Kiedy pytamy o to, czy wobec ofensywy w obwodzie kurskim Rosjanie zdecydują się cofnąć wojska z Donbasu, ekspert stwierdził, że to raczej mało prawdopodobne.
– Za wszelką cenę nie będą chcieli się wycofywać. Bardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że Rosja będzie jeszcze bardziej wzmacniać swoje zaangażowanie wojenne. Putin stoi teraz przed poważnym dylematem, co zrobić – zauważa generał.
I snuje niebezpieczną dla rosyjskiego dyktatora teorię. Nie można bowiem wykluczyć, że będzie on musiał ogłosić kolejną mobilizację i przyznać, że w Ukrainie trwa wojna, a nie misja specjalna, a Rosja została zaatakowana i nie broni się przed terrorystami.
Generał Koziej porównuje też Władimira Putina do Grigorija Potiomkina. Ten drugi zbudował carycy Katarzynie fasady wiosek nad Dnieprem, gdy ta tamtędy przepływała, które miały udowadniać, że Rosjanie są szczęśliwi. Putin natomiast ukrywał i wciąż próbuje ukrywać fakt, że Rosja znajduje się w stanie wojny.
– Operacja kurska chyba bardzo, ale to bardzo mu to zaburza. Rosjanie już wiedzą, że te walki trwają na ich terytorium, że to już nie tylko jakaś zabłąkana rakieta przyleci czy dron zabłądzi. W końcu Putin będzie musiał powiedzieć: kochani Rosjanie, niestety mamy wojnę. Jest to wojna obronna, wojna ojczyźniana – wskazuje generał.
– Nie wiem, czy się na to zdecyduje, czy ten scenariusz rzeczywiście jest bardziej prawdopodobny niż ten, że będzie dalej chciał udawać, że nie jest to wojna, bo wie, że ludzie są przeciwni powszechnej mobilizacji. Putin zdaje sobie sprawę, że gdyby raptem zaczęto brać masowo synów, braci, itp. na wojnę z wyboru własnego, a nie do obrony ojczyzny, to pojawiłyby się bunty, może jakieś niepokoje itd. Tego Putin się obawia – dodaje.
Ukraińcy namieszali, ale końca wojny jeszcze długo nie będzie?
Putin znalazł się w pewnego rodzaju potrzasku. Musi zdecydować, czy nadal chce walczyć na dwa fronty, czy może jednak zabrać siły z Donbasu, żeby pokonać Ukraińców na swoim terenie. – Wojska może przerzucić na Kursk i tam próbować pobić Ukraińców, a później z tamtej strony ruszyć na Ukrainę, a dokładniej na Dniepr, czy nawet na Kijów – kontynuuje ekspert.
Dodaje jednak, że w tym momencie Ukraińcy postawili bardzo twarde warunki Putinowi. – Ukraińcy zaczynają trochę rządzić w tej wojnie, narzucając jej rytm, stawiając Rosjan przed dylematem: albo będziecie walczyli z nami tu, gdzie my chcemy, albo zostajecie tam. Wtedy my jeszcze bardziej pójdziemy do przodu – tłumaczy nasz rozmówca.
Na koniec dodaje jednak, że choć ukraińska ofensywa w Rosji jest dużym problemem dla Putina, raczej nie doprowadzi to do zakończenia wojny.
– Dopóki Putin będzie siedział mocno w siodle w Rosji, a elity, którymi się otacza, nie będą się rozglądały za innym wodzem, albo Rosjanie się nie zbuntują masowo, to końca tej wojny trudno oczekiwać – podkreśla gen. Stanisław Koziej.