Marek Migalski na konferencji PJN.
Marek Migalski na konferencji PJN. Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta

Europoseł PJN krytykuje żądania, by politycy "ciągle siedzieli na sali plenarnej". Tych, którzy domagają się wyższej frekwencji na obradach i debatach, nazywa kretynami. "Nie mają bladego pojęcia o stanowieniu prawa i procedurach demokratycznych" - zarzuca krytykantom Migalski.

REKLAMA
Na swoim blogu eurodeputowany używa ostrych słów.
Coraz częściej słychać głosy nawołujące do tego, by zwiększyć frekwencję na sali obrad polskiego Sejmu lub europarlamentu. Postuluje się, żeby zobowiązać posłów do ciągłego siedzenia na sali plenarnej, bowiem żałosny jest - podobno - widok pustej sali. (…) Twierdzę z całą stanowczością, że każdy, kto tak mówi i tak argumentuje, jest skończonym kretynem (…) - twierdzi polityk PJN.
Z dalszej części wpisu możemy się dowiedzieć, że posłowie powinni być na sali plenarnej tylko w dwóch sytuacjach. Podczas głosowań i debat związanych z komisjami, w których dany poseł pracuje. Przebywanie tam w innych okolicznościach to strata czasu. Wbrew temu, co się wydaje laikom, praca w każdym parlamencie przebiega nie sali obrad, ale w komisjach, podkomisjach i na korytarzach - tam wykuwają się kompromisy, tak dochodzi się do konsensusu, tam tworzy się projekty ustaw i uchwał - dowodzi Migalski.
Na koniec zaś europoseł dodaje, że o ile wśród laików takie podejście nie dziwi, to profesjonaliści nie powinni wygłaszać takich sądów. "Koniec kretynów w polityce, ale i koniec kretynów w debacie okołopolitycznej!" - apeluje eurodeputowany PJN.
Wpis Migalskiego łączy się, dość bezpośrednio, z krytyką wobec Zbigniewa Ziobry. Lider Solidarnej Polski poświęcił ostatnio pracę w Parlamencie Europejskim na rzecz konferencji prasowej w Warszawie. Pod naszym tekstem na ten temat Ziobro został dość jednoznacznie skrytykowany - zarówno przez kolegów z PE, jak i Czytelników.
Czy to właśnie ten incydent miał na myśli Marek Migalski?
- Chodziło mi głównie o polski parlament. Lider jednego z nowych klubów miał ostatnio pomysł, by jego posłowie siedzieli na sali obrad cały czas - wyjaśnia nam europoseł PJN. - Chodzi mi głównie o to, by z dyskusji o frekwencji posłów nie robić totalnego szaleństwa.
Jak podkreślił nasz rozmówca, nie ma nic przeciwko temu, by eurodeputowani poruszali się - nawet w trakcie sesji plenarnej - między Polską i Strasburgiem. - Można być aktywnym w Parlamencie Europejskim, ale i w polityce wewnątrz krajowej. Można to łączyć, zależy to od powera, jaki posiada dany polityk - uważa Migalski. - Poza tym, w Polsce pracujemy w okręgach, musimy być obecni w mediach, to też nasza praca.
Jego zdaniem jednak, takie zachowanie jak Zbigniewa Ziobry "zasługuje na krytykę".
Europosłowi nie podobają się jednak głosy postulujące nowe rozwiązania dotyczące mandatów. Część naszych czytelników, a także niektórzy naukowcy, sugerują, by można było odwoływać posła, który się nie sprawdza w pracy. I jeśli, na przykład, ma dużo nieobecności, społeczeństwo powinno móc odsunąć go od pełnionej funkcji.
- Wszędzie na świecie jest mandat wolny. Elektorat może ocenić pracę parlamentarzysty w kolejnych wyborach i tak powinno zostać. Może nie jest to system idealny, ale nie ma lepszego - ocenia Migalski.
Wyborcy zdają się mieć inne zdanie. Nawet jeśli polityki nie uprawia się na sali plenarnej, to czasem pustki w polskim Sejmie są żenujące. Zdarzało się już, że podczas obrad o in vitro przychodziło kilkunastu posłów albo na dyskusjach o dodatkach dla emerytów brakło członków komisji polityki społecznej. I chyba o to, głównie, "kretyni" mają pretensje.