Od sześciu tygodni "krąży" po wodach Europy i nie chce go przyjąć żaden port. Jest uszkodzony, na pokładzie ma 20 tys. ton saletry amonowej – dokładnie tego samego ładunku, który w 2020 roku eksplodował z w bejruckim porcie i zabił 218 osób. Tyle że na statku MV Ruby jest go siedem razy więcej. Poza tym płynie z Rosji, co rzuciło na niego dodatkowe brzemię. Jak bardzo boją się go w Europie? I czym naprawdę może grozić? Kapitan żeglugi wielkiej i ekspert ds. ładunków wybuchowych opowiadają nam, co tym myślą.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Statek towarowy Ruby pływa pod banderą Malty. Nie jest statkiem rosyjskim, choć tak często o nim piszą. Ale właśnie w Rosji rozpoczęła się jego podróż, która od tygodni elektryzuje zagraniczne media. To stamtąd na swoim pokładzie wiezie 20 tys. ton ładunku, który wykorzystywany jest jako nawóz w rolnictwie, ale jest też bardzo niebezpieczny. Rosja jest jednym z największych jego eksporterów na świecie.
Los Ruby i obaw, jakie wywołuje jego ładunek, śledzi mnóstwo ludzi i mediów.
Krótko można streścić go tak.
22 sierpnia wyruszył z portu w Kandałakszy w obwodzie murmańskim w północnej Rosji i miał płynąć na Wyspy Kanaryjskie. Niedługo potem, uciekając przed sztormem, wpłynął na mieliznę na norweskich wodach terytorialnych, uszkodził ster, napęd i kadłub i zaczął szukać "schronienia". Na chwilę znalazł go w norweskim porcie w Tromsø, na początku września przeszedł tam tymczasowe naprawy, ale zaraz policja nakazała mu go opuścić.
Pojawiły się obawy, bo w pobliżu był campus uniwersytecki z tysiącami studentów i szpital na 600 łóżek, w którym pracuje 6,5 tys. ludzi, a także domy mieszkalne.
Od tamtej pory statek bezskutecznie próbuje zacumować w którymś z europejskich portów. Nie chcieli go przyjąć ani w Kłajpedzie na Litwie, ani w Szwecji i Danii. Z powodu wielkości ładunku i uszkodzenia przyjęcia statku odmówiła nawet Malta.
Ponad tydzień temu Ruby zacumował więc na międzynarodowych wodach terytorialnych w pobliżu wybrzeża Wielkiej Brytanii. Dokładnie – na Kanale La Manche, niedaleko miasta Margate w hrabstwie Kent. I – jak sprawdzamy na mapach – jest tam do dziś.
– Są w bardzo trudnej sytuacji. Sprawa jest w tej chwili tak rozdmuchana medialnie, że cokolwiek nie będą próbowali zrobić, będzie to napiętnowane. Moim zdaniem problem tego statku nie jest wielkim problemem technicznym, ale raczej polityczno-społecznym. Wszyscy pamiętają wybuch w Bejrucie i dodatkowo łączą to z faktem, że statek płynął z Rosji – reaguje w rozmowie z naTemat Marcin Horbatowski, kapitan żeglugi wielkiej, który pływa na tankowcach. Łapiemy go akurat na Morzu Południowochińskim.
– Pływam na tankowcach nie na masowcach, na których saletra amonowa jest częstym ładunkiem. Styczność z nią miałem ostatni raz 30 lat temu jako kadet na statku, nie mogę więc wypowiadać się jako ekspert, ale według mojej wiedzy i doświadczenia jest to mocno przesadzona reakcja. Nie sądzę, że to "pływająca bomba atomowa" jak czytam w niektórych artykułach w internecie – mówi.
Niektóre zagraniczne media nazywają go "rosyjską pływającą bombą", a nawet "pływającą megabombą". Roland Alford, jeden z ekspertów, tak ocenił zagrożenie w amerykańskim "Newsweeku": "Gdyby ten statek eksplodował, byłby to największy wypadek z saletrą amonową w historii. Siła wybuchu takiej ilości saletry jest mniej więcej równa sile bomby atomowej, która została zrzucona na Hiroszimę".
Czy tak jest? Co o nim wiadomo? Jaki wpływ może mieć tu Rosja? A także z ciekawości – jak po ludzku może czuć się załoga statku, którego nie chcą przyjąć w kolejnych portach?
– Czuje stres i strach. Odczuwa wiele codziennych problemów takich jak braki w zaopatrzeniu. Wstrzymanie podmian dla załogi to katastrofa. Z czasem pojawia się nawet brak wody pitnej, bo jej produkcja z odsalarek na większość statków jest możliwa tylko, gdy statek płynie – odpowiada kapitan Horbatowski.
"Myślę, że chodzi o Rosję. Rozumiem, że wszyscy się obawiają"
Sprawa nie jest prosta. Choć Ruby nie jest ani pierwszym, ani jedynym statkiem, który przewozi saletrę amonową. Nie są one niczym niezwykłym.
– Bez saletry na polach współczesnego rolnictwa nic nie urośnie, więc ten produkt był w obiegu handlowym, jest i zawsze będzie – zaznacza Przemysław Jakusz, ekspert w zakresie chemii materiałów wybuchowych z Agencji Technicznej PIROLine.
Uważa, że gdyby nie było wojny w Ukrainie, statek Ruby wpłynąłby do któregoś z portów i nikt by o nim nie usłyszał. – Chyba że ktoś rozdmuchał sytuację po zdarzeniu w Bejrucie, bo ma istotne podejrzenie co do stanu technicznego tego statku i że stanowi on wielkie zagrożenie – mówi w rozmowie z naTemat.
Tego jednak nie wiemy.
– Myślę, że chodzi o Rosję. Rozumiem, że wszyscy się obawiają. Każdy ma do tego prawo z powodu konfliktu w Ukrainie. Te obawy są uzasadnione z powodu sytuacji geopolitycznej. Trzeba pamiętać, że porty stanowią infrastrukturę krytyczną. Są to obiekty strategiczne. Czyli miejsca, gdzie można byłoby dokonać zamachu. Obawy o zemstę czy działania dywersyjne, sabotażowe ze strony Rosji, żeby likwidować naszą europejską infrastrukturę, są jak najbardziej uzasadnione. Nie byłoby ich, gdyby nie było wojny w Ukrainie – uważa.
Ale uważa też, by podchodzić do tego ostrożnie. Gdyby Rosjanie chcieli, mogli wykorzystać inne okoliczności i statki do takiego sabotażu.
– Myślę, że trzeba to traktować trochę z przymrużeniem oka. Nie ma co straszyć opinii publicznej. To są standardowe towary, porty są na nie przygotowane. Aczkolwiek zagrożenie na pewno jest, gdyż saletra amonowa jest towarem niebezpiecznym i w określonych warunkach może przejść w wybuch. Ładunek 20 tys. ton powinien nas przerażać. Bo gdyby taki statek wpłynął do portu i doszło do eksplozji, to skutki byłyby analogiczne jak w Texas City– mówi.
Co prawda na przykład szef MSZ Litwy oświadczył, że nie ma dowodów na to, by prośba Ruby o pozwolenie na wejście do portu celem naprawy statku mogła być prowokacją, ale takich komentarzy w sieci nie brakuje.
– Nie podano żadnych danych, które potwierdzałyby, że to celowe, złośliwe działanie godzące w interesy bezpieczeństwa narodowego Litwy – oświadczył na konferencji prasowej Gabrielius Landsbergis.
W Texas City eksplodował statek z saletrą
To, jak saletra może być niebezpieczna, świat doświadczył nie raz. Wszyscy pamiętamy wybuch 2750 ton saletry w Bejrucie, który w 2020 roku zniszczył port, uszkodził budynki i zabił ponad 200 osób. Skaził też wodę i glebę. Co więc mogłoby się stać, gdyby – czysto hipotetycznie – doszło do wybuchu znacznie większego ładunku, który jest np. na pokładzie Ruby?
Mgr inż. chemii Przemysław Jakusz odsyła nas do innych takich przypadków w historii, zwłaszcza jednego – najbardziej tragicznego w skutkach i bliźniaczego – w Texas City w USA w 1947 roku. Bo wtedy też chodziło o statek w porcie.
– To było najważniejsze zdarzenie dotyczące eksplozji materiałów wybuchowych związanych z saletrą amonową. Na statku pojawił się pożar, na skutek niewłaściwie prowadzonej akcji gaśniczej doszło do zapłonu i eksplozji. Texas City można mniej więcej porównać do takiej katastrofy jak w Hiroszimie. Miasto wtedy przestało istnieć – mówi naTemat Przemysław Jakusz.
Na pokładzie statku "Grandcamp" znajdowało się ok. 2300 ton saletry amonowej. W wyniku eksplozji zginęło 581 osób. Jej siła była tak potężna, że ważąca 2 tony kotwica wylądowała niemal 3 km dalej, tworząc w ziemi 3-metrowy lej. W oddalonym o 60 km Houston wypadały szyby. Spadły dwa małe samoloty. Zniszczonych zostało tysiąc domów.
fot. University of Houston Digital Library/Domena publiczna
Co by się mogło stać, gdyby wybuchł ładunek taki, jak na Ruby?
Co, gdyby ładunek na statku Ruby wybuchł?
Jak podkreśla, ekspert, większy ładunek nie oznacza, że spowodowałby on dużo większą skalę zniszczeń.
– Jeżeli wybuchnie czterokrotnie więcej ładunków, to strefa rażenia nie zwiększy się drastycznie, a tylko o kilka czy kilkadziesiąt metrów. To wynika z charakteru rozchodzenia się produktów detonacji – tłumaczy.
– Pomimo wielokrotnie większej ilości materiału wybuchowego, prognozowane zniszczenia nie będą wielokrotnie większe.
Ale łatwo to sobie wyobrazić, mając w pamięci, jakie skutki wywołały eksplozje dużo mniejszych ładunków. Na przykład:
Rumunia, 2004 rok – w wyniku wypadku eksploduje ciężarówka z 24 tonami saletry amonowej. Ginie 16 osób, w tym strażacy i dziennikarze.
Francja, Tuluza, 2001 rok – w zakładach chemicznych AZF eksploduje ok. 400 ton. Media piszą, że wybuch odpowiada sile trzęsienia ziemi 3,4 stopnia w skali Richtera, był słyszany kilkadziesiąt kilometrów od miasta. W katastrofie ginie 31 osób.
Niemcy, skład chemiczny w Oppau, 1921 rok – eksploduje 4500 ton. Fala uderzeniowa niszczy większość okolicznych budynków. Wybuch wyczuwalny jest w oddalonym o ok. 300 km Monachium, a nawet w szwajcarskim Zurychu. Ginie 560 osób.
Czy statek Ruby jest bezpieczny?
Właściciel – Serenity Ship Management DMCC z siedzibą w Dubaju – twierdzi, że tak. Wydał też oświadczenie, w którym obwinia media za obecne problemy statku.
"Spekulacje medialne wywarły negatywny wpływ na jego zdolność do poddania się uważanym za rutynowe operacjom przeniesienia ładunku azotanu amonu na inny statek, aby Ruby mógł zostać naprawiony" – czytamy.
A także: "Niestety ze względu na spekulacje medialne dotyczące tego statku terminale portowe w Wielkiej Brytanii nie chcą go przyjąć".
I: "Saletra amonowa jest ładunkiem powszechnie przewożonym tą metodą i w obecnym stanie statku nie stwarza zagrożenia dla statku, załogi ani otaczającego środowiska".
Brytyjskie służby monitorują sytuację. Podobno próbują znaleźć rozwiązanie sytuacji, podobno trwają rozmowy.
– Problem ze statkiem Ruby polega na tym, że nie wiadomo, jaką saletrę przewozi. Jeśli była jakościowa, wyprodukowana zgodnie z normami technicznymi, to nie ma czego się obawiać. Jeśli jest składowana na statku we właściwy sposób i przewożona tak, że żadne zanieczyszczenia się do niej nie dostaną, jeśli są odpowiednie zabezpieczenia, to możemy powiedzieć, że wpłynięcie statku do portu jest bezpieczne – mówi ekspert.
Jak tłumaczy, każde zanieczyszczenie saletry powoduje, że może ona stać się materiałem wybuchowym. – To mogą być zanieczyszczenia na skutek niewłaściwego załadunku. Substancje organiczne, jak oleje, paliwa, smary, pyły drzewne. Niewłaściwy proces produkcji też może spowodować, że saletra będzie bardziej podatna na detonację, aniżeli produkowana prawidłowo. Kultura i czystość firm przeładunkowych ma istotne znaczenie dla jakości produktu – mówi.
Zaznacza jednak, że statki mają odpowiednie certyfikaty do transportu tego ładunku. Że ktoś tego pilnuje. Że na przykład doki, do których sypie się saletrę, podlegają inspekcjom przed ich zasypaniem. – Jeśli dochodzi do katastrofy z jej powodu, to np. na skutek awarii, w sytuacjach niezależnych od człowieka – mówi.
Jak było w tym przypadku, nie wiemy. Ale kpt. Horbatowski przeczytał na przykład, że klasyfikatorem statku Ruby jest DNV, jedna z najlepszych i największych firm w tej branży na świecie. – To firma norweska, oni dbają o inspekcje techniczne tej jednostki i nie pozwolą na jakiekolwiek niebezpieczne ruchy. Ja pływam na statkach pod nadzorem DNV od 25 lat, wiec akurat za tę firmę mogę ręczyć – mówi kapitan.
Co dalej z Ruby i ładunkiem saletry?
Co jego zdaniem naszych rozmówców powinien teraz zrobić Ruby?
– Albo odholować się na pełne morze i znaleźć inny statek do przeładunku na wodach międzynarodowych. Albo w końcu znaleźć bezpieczne miejsce w osłoniętej zatoce gdzieś w Europie, gdzie będzie można zrobić to tanio i bezpieczniej, a potem odholować pusty statek do jakiejś stoczni, do remontu – uważa kapitan.
Przemysław Jakusz: – Zastanawiam się, co z nim dalej będzie. Czy zawróci z do rosyjskiego portu, gdzie zostanie przeładowany na mniejsze porcje i rozesłany po świecie? Czy też ktoś odważy się na przyjęcie go i rozładunek na terenie Europy? Raczej skłaniam się, że wpłynie do jakiegoś neutralnego portu, np. afrykańskiego, czy prorosyjskiego, w którym zostanie rozładowany.