Co można robić po 90-tce? W naTemat przekonaliśmy się już, że pracować w korporacji i prowadzić bloga. Teraz okazuje się, że można też palić... jointy. 92-letnia pani Wiktoria z Poznania mówi, że po prostu stara się nadrobić niewykorzystane w przeszłości okazje. – Najważniejsze w życiu jest to, co dzieje się tu i teraz – przekonuje.
Jeśli ktoś ma w swojej rodzinie żyjącą prababcię lub pradziadka, powinien poświęcić jak najwięcej czasu na rozmowę z nimi. Nie tylko dla podtrzymania więzi rodzinnych, ale także dlatego, że dziadkowie mogą podzielić się z nami bogatym doświadczeniem i ciekawymi historiami ze swojego życia.
Zanim dotarliśmy do bohaterki dzisiejszego artykułu, która z oczywistych względów pragnęła zachować anonimowość, opisywaliśmy historię dwóch innych osób po 90-tce, których aktywność mogłaby zawstydzić niejednego 30-latka. Jedną z tych osób był 91-letni Władysław Kreid, który pracuje w warszawskiej korporacji. I choć jego koledzy z agencji reklamowej są niekiedy trzy razy młodsi, nikt nie jest w stanie dorównać jego zawodowemu doświadczeniu.
Był też wywiad z najstarszą blogerką w Polsce, 96-letnią Kiką Szaszkiewiczową. Na blogu opisuje swoje wspomnienia. Jakie są jej marzenia? – Chciałabym dożyć jeszcze cztery lata do tej setki. Myślę, że to będzie bardzo śmieszne – stwierdziła najstarsza blogerka w naszym kraju.
Wróćmy jednak do pani Wiktorii z Poznania. Staruszka przekonuje, żeby chwytać dzień i nie marnować ani jednej minuty. 92-latka jest także najstarszą znaną mi osobą, która zapaliła marihuanę.
Skąd pomysł, aby w takim wieku sięgać po marihuanę?
Pani Wiktoria: Tak naprawdę to nie był mój pomysł, a córki. Znając mnie dobrze pomyślała, że być może chciałabym zaszaleć w urodziny.
I co konkretnie powiedziała, "mamo, czy nie chciałabyś zapalić jointa"?
Dokładnie tak, nazwała to jointem i zapytała wprost czy nie miałbym ochoty spróbować.
I miała pani?
Młody człowieku, w moim wieku chce się spróbować wszystkiego [śmiech]. Córka napisała nawet wierszyk okolicznościowy w którym znalazło to sformułowanie: "Wypijemy, zabawimy, może jointa zapalimy". Bardzo ładnie i zgrabnie to ujęła.
To miłe ze strony córki, ale czy zwyczajnie po ludzku nie bała się pani?
W moim wieku co mi grozi? [śmiech]. Nawet nie palę papierosów, dlaczego to miałoby mi zaszkodzić?
W praktyce pewnie nie ma na to szans, ale zawsze pojawia się jakaś obawa przed nieznanym.
Nie bardzo wiem czego miałabym się bać. W moim wieku uzależnienie już na pewno nie grozi. Zrobiłam to nie tylko dla siebie, ale chciałam też sprawić niespodziankę rodzinie i przyjaciołom. A towarzystwo się rzuciło na tego jointa jak by to było Bóg wie co. To był naprawdę piękny widok, jak ustawiła się kolejka dojrzałych ludzi chcących spróbować marihuany. Mam wrażenie, że wszyscy oczekiwali nie wiadomo czego. Po wypaleniu wszyscy zgodnie przyznali, że to był dobry pomysł i jeszcze kiedyś trzeba będzie to powtórzyć.
A jak reagowali na samym początku, gdy powiedziała im pani, że na swoich 92. urodzinach będziecie palić jointy?
Bardzo entuzjastycznie. Jedna z osób opowiedziała historię z czasów pobytu w Ameryce kiedy kupiła marihuanę na ulicy. Jej wrażenia były wtedy tak silne, że ho ho. Myślę że po tej opowieści wszyscy mieli duże oczekiwania co do jakiejś natychmiastowej reakcji.
Czyli było za mało?
Chyba tak, ja niestety nie poczułam niczego specjalnego. Rano tylko dziwnie się czułam. Córka zapytała mnie czy wszystko w porządku, a ja odpowiedziałam, że "nie wiem". Trudno mi stwierdzić, czy to był taki zwykły kac, czy może to właśnie po tym. A paliło nas sześcioro, każdy załapał się na dwa zaciągnięcia. Nie wiem w sumie ile tego wypaliliśmy, małe to było takie.
Domyślam się jednak, że "upalenie się" nie było głównym celem tego eksperymentu.
Oczywiście, że nie. W wierszyku o którym już wspomniałam, córka napisała też słowa, które najlepiej określają zamysł tego co zrobiliśmy. "Używać życia" – właśnie taka była nasza idea. Chcieliśmy dobrze się bawić, napić szampana, zapalić jointa. A dlaczego? Nie chciałabym później żałować, że była okazja "ale się nie spróbowało, no bo życia nam nie stało". Ludzie często w przyszłości żałują tego, czego nie przeżyli, nie spróbowali, niezależnie od powodów.
Ma pani na myśli klasyczne "carpe diem"?
Owszem, "chwytaj dzień". Lecz uważam tak dopiero teraz mając już swoje lata, a nie zawsze tak uważałam. Zostało mi coraz mniej czasu na spróbowanie wielu rzeczy. A jeszcze chce mi się próbować tego, czego jeszcze nie próbowałam.
Chce pani powiedzieć, nauczona własnym doświadczeniem, że nie ma sensu czekać na ostatnią chwilę z realizacją swoich marzeń, pomysłów czy pragnień?
Wydaje mi się, że jednak najważniejsze w życiu jest to, co dzieje się tu i teraz. Nie przeszłość czy przyszłość. Aby być szczęśliwym trzeba intensywnie przeżywać obecną chwilę, bo życie składa się z chwil proszę pana.
Wiele osób przygotowuje sobie jednak w głowie pewien scenariusz i stara się rozłożyć akcenty w swoim życiu na odpowiedni czas. To błąd?
Tak, planuje się, planuje, a później się okaże, że ktoś na górze zaplanował coś zupełnie innego. Nie zawsze zdąży się zrealizować te plany. Najważniejsze jest tu i teraz.
Czy ma pani jeszcze wiele marzeń do zrealizowania?
Mam już pewne ograniczenia zdrowotne i siłowe, więc niektóre z tych pomysłów odpadają siłą rzeczy. Nie nadaję się już na przykład do podróżowania, to zbyt męczące. Ale takie sprawy jak wypalenie jointa są jak najbardziej możliwe do zrealizowania [śmiech].
A czy żałuje pani jakichś swoich decyzji sprzed lat? Na przykład tego, że nie skorzystała pani z jakiejś okazji?
Oczywiście, że żałuję. Ale decyzje które podejmowałam nie zawsze były do końca zależne ode mnie. Miały na to wpływ różne uwarunkowania, choćby rodzinne. Miałam na przykład jechać do Stanów Zjednoczonych aby spotkać się z przyjaciółką z dzieciństwa. Nie pozwolił mi na to stan zdrowia męża. Jest wiele takich sytuacji, których żałuję.
Mimo wszystko, gdy usłyszałem o tym, że 92-latka paliła jointy w swoje urodziny to się mocno zdziwiłem. Nie sądzę, aby wiele osób w pani wieku miało podobne pomysły.
W Polsce ten temat jest okryty tabu. Wydaje mi się jednak, że wszystko jest dla ludzi, o ile korzysta się z tego z umiarem i rozsądkiem. Alkohol również może być groźny, nawet piwo, jeśli używa się go źle.
Jest pani zwolenniczką legalizacji marihuany?
Tak, jestem za legalizacją, bo wydaje mi się, że byłaby wtedy większa kontrola nad miękkimi narkotykami. Władze mogłyby nad tym w jakiś sposób panować. Wiedzieliby choćby to, jaki jest zbyt oraz kto i gdzie kupuje marihuanę. Poza tym mam wrażenie, że cały temat marihuany to takie trochę straszenie na wyrost. Od wszystkiego można się uzależnić, nawet od jedzenia czy też od gier komputerowych. Być może gdyby marihuana była legalna, to mniej osób interesowałoby się twardymi narkotykami.
A pani skąd wzięła marihuanę?
Ja się tym nie interesowałam, zajął się tym ktoś młody z rodziny.
Kiedy zapali pani następnego jointa?
Jak tylko będzie odpowiednia okazja, to znowu zrealizujemy ten pomysł [śmiech].
Pani Wiktorio, kobiet nie pyta się o wiek, ale ja pozwolę sobie zapytać.