W połowie grudnia 2020 z Antonim Macierewiczem, który był wówczas przewodniczącym podkomisji smoleńskiej, spotkał się w Warszawie pewien Rosjanin. Polityk PiS dostał od niego nośnik USB z materiałami dotyczącymi katastrofy z 2010 roku. Były szef MON z kolejnym Rosjaninem przez kilka lat spotykał się także w Londynie. Takie informacje przekazał w czwartek wiceminister obrony narodowej Cezary Tomczyk, powołując się na informacje kontrwywiadu wojskowego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– W grudniu 2020 roku uzyskano informację, że Rosjanin Aleksander Głaskow nawiązał kontakt z Antonim Macierewiczem. Do bezpośredniego spotkania doszło 16 grudnia w biurze poselskim przy ul. Hożej. W czasie spotkania Głaskow przekazał Macierewiczowi nośnik z materiałami dotyczącymi katastrofy smoleńskiej – poinformował w czwartek Cezary Tomczyk, wiceminister obrony narodowej.
Macierewicz spotkał się z Rosjaninem 16 grudnia. Szalała wtedy pandemia COVID-19, a ludzie byli pozamykani w domach. Jak przekazał Tomczyk, polski kontrwywiad wojskowy dopiero po pięciu dniach otrzymał informację o spotkaniu w warszawskim biurze poselskim Macierewicza.
Macierewicz spotykał się z Rosjanami ws. katastrofy smoleńskiej. MON ujawnia
To znaczy, że dopiero 21 grudnia Antoni Macierewicz poinformował o tym fakcie Służbę Kontrwywiadu Wojskowego, co – jak powiedział Tomczyk – "uniemożliwiło wcześniejszą ochronę kontrwywiadowczą". – Głaskow opuścił Polskę 26 grudnia 2020 na przejściu granicznym Grzechotko-Mamonowo 2. To piesze przejście granicznez obwodem królewieckim – wyjaśnił wiceminister.
I dodał, że Macierewicz uznał materiały za "interesujące", a opisany przez obywatela Federacji Rosyjskiej przebieg zdarzeń z 10 kwietnia miał potwierdzać część dotychczasowych ustaleń podkomisji. Służby stwierdziły jednak, że materiały Głaskowa miały "bardzo niską wiarygodność".
Co więcej, jest też namacalny dowód na to, że do tego spotkania doszło – w postaci oświadczenia Antoniego Macierewicza wraz z jego własnoręcznym podpisem. Polityk przyjął Głaskowa w swoim biurze poselskim, a nie w siedzibie podkomisji – do tego było bowiem potrzebne pozwolenie SKW.
Na tym jednak nie koniec. Były szef MON i członkowie jego podkomisji smoleńskiej w latach 2016-2019 latali do Londynu na inne spotkania z tajemniczym mężczyzną. Przedstawiał się on jako Roman Rostkiewicz. Polska SKW ustaliła prawdziwą jego tożsamość – pod nazwiskiem Rostkiewicz krył się Andriej Bąbelski, obywatel Rosji.
Zespół został powołany w styczniu i jego zadaniem była ocena rzetelności, zasadności i gospodarności działań podejmowanych przez byłą już podkomisję MON ds. ponownego zbadania wypadku lotniczego samolotu Tu-154 pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku.
Zespół przygotował raport, który ma 790 stron. Jej wniosek jest jeden: negatywna ocena funkcjonowania podkomisji we wszystkich aspektach. Jak mówił w czwartek Kosiniak-Kamysz, komisja Macierewicza "skupiła się na udowodnieniu, że w Smoleńsku doszło do wybuchu". – Inne hipotezy zostały odrzucone. To wynika z raportu – stwierdził szef MON.
– Komisja kosztowała 34,5 mln zł. Doszło do uszkodzenia samolotu o wartości blisko 50 mln zł – powiedział Kosiniak-Kamysz. – Wynagrodzenia były wypłacane bez nadzoru, nie stosowano prawa zamówień publicznych – dodał.
– Jedynym dokumentem, który został prawidłowo przygotowany, były wydatki – komentował wiceminister obrony Cezary Tomczyk. – Milion złotych przeznaczono na ochronę Antoniego Macierewicza – stwierdził, dodając, że "nie była ona konieczna".