Amerykanie wybrali właśnie nowego prezydenta – Donalda Trumpa. I wygląda na to, że był to tylko początek wielkich zmian w światowej polityce. W środę doszło bowiem do politycznego trzęsienia ziemi w Niemczech. Olaf Scholz odwołał wieczorem ministra finansów Christiana Lindnera, a na konferencji prasowej dał do zrozumienia, że najpóźniej w marcu odbędą się w RFN nowe wybory.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zwycięstwo Donalda Trumpa miało być spoiwem, które utrzyma normalny kalendarz wyborczy w Niemczech. "Skutkami triumfu republikańskiego populisty będą zapewne silne zawirowania globalne – w tym dotyczące wojny w Ukrainie oraz napięcia na linii Chiny-Tajwan. Mówiono, że w takiej sytuacji nikt w Berlinie nie chciałby dokładać swojej cegiełki do pogłębienia destabilizacji.
O przedterminowych wyborach u naszych zachodnich sąsiadów oczywiście spekulowano od dawna, ale koalicjanci zawsze znajdowali pretekst do przetrwania w obecnym układzie. Jednak teraz niemiecka "Ampelkoalition" (czyli "koalicja sygnalizacji świetlnej" od czerwono-żółto-zielonych barw współtworzących ją partii SPD, FDP i Die Grünen) doświadczyła naprawdę silnych tarć wewnętrznych.
I okazało się, że konflikty po zachodniej stronie Odry okazały się być zbyt silne nawet w świetle powrotu trumpizmu.
Upadek rządu Scholza i nowe wybory już praktycznie pewne
W sporze o dalszy kurs niemieckiego rządu Christian Lindner, odwołany we wtorek z funkcji ministra finansów, pod koniec ubiegłego tygodnia zwiększył presję na koalicjantów, wygłaszając 18-stronicowy dokument z żądaniami "gospodarczego nawrócenia się". Został on w dużej mierze odrzucony przez SPD i Zielonych.
W środę rano i po południu Olaf Scholz po raz kolejny próbował załagodzić spór dotyczący przyszłorocznej polityki gospodarczej i budżetowej. Niemiecki kanclerz jeszcze rano próbował mediować między partnerami politycznymi. Rozmawiał z Christianem Lindnerem (FDP) i ministrem gospodarki Robertem Habeckiem z Die Grünen (Zieloni). Od poniedziałku odbyły się cztery takie spotkania kryzysowe. Finalnie nie przyniosły one pożądanego skutku.
"Nic nie wskazywało na kompromis, a zaangażowani w tę sprawę milczeli" – donosił wówczas poczytny "Bild". Po godz. 18:00 w środę najważniejsi politycy koalicji zebrali się po raz kolejny, aby ponownie przedyskutować dzielące ich kwestie. Już jednak wtedy wiadomo było, że przyjęto kurs konfrontacyjny. Nikt w FDP nie oczekiwał bowiem, że SPD i Zieloni pójdą na ustępstwa szefa FDP Christiana Lindnera.
Tymczasem media już wcześniej donosiły, iż główny doradca szefa FDP, Lars Feld, zwiększył presję ws. rozmów. W wywiadzie dla "Cicero" powiedział: – Jeśli nie uda się osiągnąć kompromisu z SPD i Zielonymi i wdrożyć znacznej części zgłoszonych sugestii (przez Lindnera – red.), rząd będzie na skraju upadku.
Scholz przed spotkaniem konsultował się w Urzędzie Kanclerskim z najbliższymi doradcami, w tym m.in. z rzecznikiem Steffenem Hebestreitem i szefem Kancelarii Wolfgangiem Schmidtem. Z kanclerzem rozmawiali też lider partii SPD Lars Klingbeil i sekretarz generalny SPD Matthias Miersch. Media podały wówczas, że Scholz omówił już "wszystkie opcje w SPD".
Co ciekawe, podczas tego zebrania pojawił się także lider opozycji, czyli chadecki kandydat na nowego kanclerza – Friedrich Merz. Polityk był przekonany, że rozpad koalicji jest "bardzo prawdopodobny".
Trójpartyjną koalicję poróżnił przyszłoroczny budżet, ale nie tylko. Jak opisywał w naTemat.pl Jakub Noch, kolejnym ogniskiem zapalnym była polityka klimatyczna i energetyczna. Zieloni naciskali na bardziej zdecydowane kroki w zakresie dekarbonizacji czy rozwoju energii odnawialnej. Liberałowie natomiast, preferując podejście wolnorynkowe, sprzeciwiali się regulacjom, które mogą dodatkowo ograniczyć swobodę gospodarczą.
Natomiast podzieleni na kilka konkurencyjnych frakcji socjaldemokraci starali się balansować pomiędzy tymi stanowiskami. Do tego wszystkiego doszły wspomniane już kwestie budżetowe i polityka fiskalna. Tu FDP sprzeciwia się nadmiernym wydatkom i ingerencjom państwowym, SPD i Die Grünen (Zieloni) stawiali natomiast na reformy socjalne i infrastrukturalne.
Scholz rzuca oskarżeniami w stronę byłego już ministra
Na wieczornej konferencji prasowej Olaf Scholz ostro wypowiadał się o Christianie Lindnerze. I to jego obwinił za rozpad "koalicji sygnalizacji świetlnej".
– Nie chcę już narażać naszego kraju na tego rodzaju zachowania. Minister Lindner publicznie wezwał do zasadniczo odmiennej polityki. Miliardowe obniżki podatków dla kilku najlepiej zarabiających i jednocześnie obniżki emerytur dla wszystkich emerytów. To nieprzyzwoite, to niesprawiedliwe – stwierdził kanclerz.
I dodał: – Czuję się zmuszony do podjęcia tego kroku, aby zapobiec szkodom dla kraju. Potrzebujemy skutecznego rządu, który będzie miał siłę podjąć niezbędne decyzje. Zbyt często minister federalny Lindner blokował ustawy, zbyt często stosował taktykę polityczną małostkowej partii, zbyt często nadużywał mojego zaufania.
Scholz zarzucił Linderowi, że ten nie chciał pogodzić priorytetów budżetu, czyli inwestycji w spowalniającą gospodarkę i pomocy dla Ukrainy. Dał też do zrozumienia, że ma już dość "Ampelkoalition".
– W ciągu ostatnich trzech lat wielokrotnie przedstawiałem sugestie, w jaki sposób koalicja trzech różnych partii może osiągnąć dobre kompromisy. Często było to trudne. Czasami przesuwało to granice moich przekonań politycznych. Jednak moim obowiązkiem jako kanclerza jest forsowanie pragmatycznych rozwiązań z korzyścią dla całego kraju. Zbyt często niezbędne kompromisy zagłuszały publicznie inscenizowane argumenty i głośne żądania ideologiczne – mówił.
RFN czekają przedterminowe wybory
Podczas wieczornego briefingu niemiecki kanclerz zapowiedział, że do końca roku zostaną przyjęte ważne ustawy, m.in. dotyczące obniżki podatków. Podczas przemówienia kanclerza grupa parlamentarna FDP podjęła jeszcze decyzję o wycofaniu się z koalicji oraz o wycofaniu wszystkich swoich ministrów.
To de facto oznacza koniec koalicji i rząd mniejszościowy. Do kiedy? W połowie stycznia 2025 Scholz zamierza zwrócić się do Bundestagu o udzielenie wotum zaufania, którego najpewniej nie dostanie.
– Poproszę o wotum zaufania w pierwszym tygodniu sesji Bundestagu, aby parlament mógł nad nim głosować 15 stycznia. Dzięki temu posłowie mogą zdecydować, czy chcą przygotować drogę do przedterminowych wyborów – powiedział Scholz w środę.
Nawet tego samego dnia prezydent Frank-Walter Steinmeier będzie mógł ogłosić wybory, które zapewne odbędą się do końca marca. W aktualnym scenariuszu mało prawdopodobne jest to, że odbędą się one 2 marca – jak chcieli niektórzy przedstawiciele SPD. Tego dnia, zgodnie z kalendarzem wyborczym, zaplanowane są już wybory w socjaldemokratycznym bastionie, jakim jest Hamburg.
Warto dodać, że upadek "Ampelkoalition" i przedterminowe wybory zwykłym Niemcom z pewnością nie są straszne. Według nowego sondażu dla "Bilda" zdecydowana większość Niemców (57 proc.) ma dość obecnego rządu i nie miałaby nic przeciwko nowym wyborom. 21 proc. pytanych było przeciwnego zdania.