Piotr Morajko, Grzegorz Napierkowski i Jarosław Tokarczyk mają zostać odwołani z funkcji komendantów wojewódzkich. Powodem są zarzuty o brak wymiany kadr i różnice w zarządzaniu. Decyzje zapadają w cieniu kryzysu w policji, gdzie trwające protesty, takie jak "Akcja Lucyna", ujawniają poważne problemy kadrowe i niezadowolenie funkcjonariuszy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jak informuje portal Eska, Piotr Morajko ma zostać odwołany z funkcji Komendanta Wojewódzkiego Policji w Krakowie. Podobny los ma spotkać Grzegorza Napierkowskiego w Kielcach oraz Jarosława Tokarczyka w Rzeszowie. Na razie nie podano, kto obejmie ich stanowiska.
Wnioski o ich odwołanie zostały już skierowane do odpowiednich wojewodów. Powodem zmian są zarzuty dotyczące niedostatecznej wymiany kadr, a w jednym przypadku chodzi o "inną wizję kierowania" jednostką. Wojewodowie muszą jeszcze zaopiniować te wnioski, ale decyzje o zmianach wydają się już być pewne.
Akcja "Lucyna"
Wyżej opisana sytuacja to kolejna część problemów kadrowych w policji. Tuż przed Wszystkimi Świętymi wśród policjantów rozpoczęła się akcja protestacyjna określana mianem "Akcji Lucyna" lub "psią grypą". Według organizatorów protestu, miało w niej uczestniczyć około 10 tysięcy funkcjonariuszy, a liczba ta miała wzrosnąć do 15–20 tysięcy.
Protest polegał na masowym korzystaniu przez policjantów ze zwolnień lekarskich w okresie wzmożonej aktywności służb, takiej jak wyjazdy Polaków na cmentarze i obchody Święta Niepodległości. W rezultacie poszczególne garnizony miały trudności z zapewnieniem odpowiedniej liczby funkcjonariuszy na dyżurach.
Protest związkowców
Jak informowaliśmy w naTemat.pl protest wśród policjantów rozpoczął się wcześniej, na przełomie września i października tego roku. Funkcjonariusze zrzeszeni w NSZZ "Solidarność" zareagowali na pogarszającą się sytuację kadrową w policji, gdzie odnotowuje się poważne braki personelu.
W ramach protestu policjanci zapowiedzieli strajk włoski – celowe spowolnienie wykonywania obowiązków pod pretekstem drobiazgowej dbałości o szczegóły. Funkcjonariusze ograniczyli się do pouczeń, rezygnując z nakładania mandatów. Ponadto zrezygnowali z używania prywatnych telefonów komórkowych w celach służbowych, co oznaczało brak kontaktu z przełożonymi po godzinach pracy. Związkowcy domagali się znaczących podwyżek wynagrodzeń. Postulaty te wówczas skierowano do ministra spraw wewnętrznych i administracji, Tomasza Siemoniaka.