Większość z nas zapewne wyłącza laptopy "na amen", ale jest spora grupa osób, która nie robi tego wcale. Po prostu zamyka pokrywę z ekranem, odpalając tryb uśpienia. Czy któryś z tych sposób bardziej zużywa sprzęt i wychodzi drożej?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Osoby wyłączające laptopy robią to z oczywistych względów. Chcą w ten sposób wydłużyć jego żywotność i ograniczyć pobór prądu do okrągłego zera. W czasach szalejących podwyżek jest to zrozumiałe. Szczególnie, że obecne szybkie dyski SSD pozwalają uruchomić komputer w parę sekund.
Laptop przechodzący w tryb uśpienia zapisuje w pamięci wszystko to, co w danej chwili robiliśmy. Dzięki temu możemy od razu po otwarciu klapy zacząć pracę w miejscu, w którym ją skończyliśmy. To też ma swoje ogromny zalety. Wciąż jednak w czasie uśpienia pobiera energię, choć w minimalnym stopniu (jeśli jest rzecz jasna podłączony do gniazdka).
Ile prądu pobiera tryb uśpienia w laptopie? Nasze rachunki zbytnio na tym nie ucierpią
No właśnie, ile prądu pobiera laptop w trybie uśpienia? Są to naprawdę niewielkie wartości (poniżej pochodzą ze strony Centrum Analityki KGHM) w porównaniu ze zwykłym użytkowaniem, a zaoszczędzamy sporo... czasu.
Tryb uśpienia – 0,78 W/h
Tryb bezczynności – 2-6 W/h
Normalne użytkowanie (przeglądanie stron, korzystanie z edytorów tekstu itd.) – ok. 55 W/h
Granie w gry komputerowe – 320 W/h lub więcej w zależności od np. karty graficznej i samej gry
Stąd niektórzy zamykają pokrywę nie tylko na przerwę w pracy, ale w ogóle nie wyłączają laptopów nawet na noc.
Kiedyś funkcja uśpienia mogła powodować problemy, o czym wspomina np. serwis Spider's Web. Po prostu coś mogło się w międzyczasie "wykrzaczyć" i z naszej bieżącej pracy nic nie zostawało. Współczesne laptopy i systemy operacyjne są jednak niezawodniejsze niż kiedyś. Chyba że faktycznie pojawił się inny problem z naszym sprzętem.
"Jeśli masz nowy laptop, a ten po zamknięciu klapy drenuje mocno baterię, szumi wentylatorami, nagrzewa się, a próby wybudzenia powodują problemy - to coś jest nie tak i prawdopodobnie nie jest to wina mechanizmu usypiania, ale źródło kłopotów leży gdzie indziej. W takim wypadku możesz zwrócić się do specjalisty, czy wręcz zgłosić usterkę w serwisie" – doradza portal.
Co więc jest lepsze: wyłączanie laptopa, tryb uśpienia czy hibernacja? To zależy...
Czy tryb uśpienia bardzo zużywa laptopa lub baterię? Pewnie w jakimś niewielkim stopniu tak, ale nie na tyle, by się tym przejmować. W końcu twórcy oprogramowania i komputerów nie dawaliby takiej możliwości, jeśli miałaby niszczyć sprzęt. Oni też korzystają z laptopów w swojej pracy.
"Komputer Świat" cytuje z kolei eksperta z kanału Tech Clips na YouTubie, który od wielu lat usypia laptopa i resetuje co jakiś czas. – Raz na kilka tygodni można go odświeżyć, ale nic się mu nie dzieje, gdy po skończonej pracy po prostu klepniecie matrycą, a on się uśpi – czytamy w artykule.
Z podobnego założenia wychodzi też sporo internautów, którzy w komentarzach przyznają, że ich laptopy w trybie uśpienia "chodzą" tygodniami i jedynie je wyłączają np. na weekend lub gdy wymaga tego aktualizacja systemu.
Inni korzystają z trybu hibernacji, który ma największą zaletę i wadę obu sposobów. Po wyjściu z tego trybu pulpit jest też gotowy od razu do pracy, ale wybudzanie trwa dłużej niż ze zwykłego uśpienia. Pobiera jednak mniej prądu. Coś za coś.
Podsumowując: żadna z tych metod nie jest przeważająca lepsza lub gorsza. Każda ma swoje plusy i minusy i na dobrą sprawę wszystko zależy od naszych potrzeb. Usypianie czy hibernowanie laptopa nie jest jednak odradzane przez specjalistów.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.