Tak zaczynają każdy dzień. Bez niedzieli, bo wtedy Biedronki zamknięte i losowania nie ma. Ale od poniedziałku do soboty to prawdziwy rytuał. – Wstaję rano, wstawiam wodę na herbatę i od razu patrzę, co mam – mówi Agnieszka. Mąż Doroty codziennie z rana sprawdza swój Shakeomat i jej. – Sama czasami jestem zła, że tak mnie to wciągnęło – przyznaje. Zofia sprawdza jeszcze w łóżku. – Jak tylko się obudzę, biorę telefon i sprawdzam losowanie – opowiada. Potrząsaliście tak kiedyś swoim telefonem? Bo są ludzie naprawdę od tego uzależnieni.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jeśli jesteś w Biedronce, na ulicy, czy w autobusie i nagle widzisz, jak ktoś gwałtownie zaczyna machać ręką z telefonem, to niemal na 100 proc. znak, że właśnie korzysta z Shakeomatu Biedronki.
Nie wiesz, co to jest?
To oferta dostępna w biedronkowej aplikacji, która polega na tym, że po prostu potrząsasz telefonem i "wytrząsasz" sobie rabat specjalnie stworzony dla ciebie. Na przykład ser o 40 proc. tańszy. Albo dwa soki, drugi tańszy o 75 proc. A może tanie masło, 3 kostki za dwie. Itp., itd.
"To jest taki odruch w ciągu dnia, żeby potrząsnąć"
W ciągu dnia są dwa takie losowania. I są ludzie, którzy nie wyobrażają sobie bez nich dnia. Zwłaszcza starsi, ale nie tylko. A niektórzy, uwierzcie, już po północy, jeśli jeszcze nie śpią, są w stanie potrząsać swoim telefonem.
– Jest to wciągające. To już taki odruch w ciągu dnia, że się sprawdza, co wylosowałeś. Czasem, jak sobie przypomnę, to nawet sobie potrząsnę, gdy kładę się spać, bo po północy już jest dostępne losowanie. A rano, zwłaszcza przed zakupami w sobotę, nie muszę czekać półtorej godziny na kolejne – śmieje się znajomy Wojtek. Tak, korzysta z tego. I mówi, że czasem ma dobrą zabawę.
– Te produkty często się powtarzają. Wylosowałem już tyle promocyjnych makaronów, czy puszek z pomidorami, że chyba mógłbym je sprzedawać. Oczywiście, nie kupuję ich za każdym razem. Ale i tak dalej losuję. Czasem można trafić naprawdę na dobre okazje – mówi.
Tak Shakeomat – zapewne podobnie jak zdrapki w Lidlu, czy inne tego typu pomysły sklepów na przyciągnięcie klientów – niektórych uzależnia i zaczyna urastać do rangi jakiegoś konsumenckiego zjawiska.
I nie, nie jest to żadna reklama Biedronki. Tylko obserwacje życia codziennego.
"Jak się obudzę, sprawdzam losowanie w Shakeomacie"
– Wstaję rano, wstawiam wodę na herbatę i od razu patrzę, co mam. Od Shakeomatu zaczynam dzień. To po prostu wciąga człowieka, a nieraz trafią się fajne produkty. Czasami nie ma tam nic szczególnego, ale weszło to w nawyk i się sprawdza – opowiada nam Agnieszka z niedużej miejscowości na północy Polski.
Lubi trafić na masło w promocji. Rozczarowują ją zestawy kosmetyków, te jej nie interesują. Nie zawsze też kupuje to, co wylosuje.
– W naszym miasteczku każdy sprawdza Shakeomat. Jak produkt jest interesujący, to idziesz potem po niego do Biedronki. I kupujesz więcej – przyznaje.
Zofia, większe miasto. Biedronkę ma blisko domu, parę minut na piechotę. – Ja już w łóżku, jak tylko się obudzę, biorę telefon i sprawdzam losowanie – przyznaje. Zawsze rano czyta też wiadomości.
– Ale najpierw losowanie. Codziennie. Tylko w niedzielę nie sprawdzam, bo wtedy nie ma losowania. I nawet nie chodzi o jakiś duży zysk. Traktuję to bardziej jako zabawę. Jak loterię, że coś się wygrało. Trochę jak jajko z niespodzianką dla dzieci – precyzuje.
Zwraca jednak uwagę, że gdyby nie miała blisko Biedronki, pewnie nie chciałoby się jej w to bawić. – Czasami samochodem się nie opłaca. Poza tym mi akurat bardzo często się zdarza, że w Biedronce nie ma tego, co wylosowałam – mówi.
"W małych miejscowościach ludzie chętnie korzystają z Shakeomatu"
Dorota, mniejsza miejscowość, północ Polski. Opowiada, że jej mąż codziennie rano sprawdza swój i jej Shakeomat. Na dwóch telefonach.
– Bardzo często z tego korzystamy i to zachęca nas do większych zakupów. Sama czasami jestem zła, że tak mnie to wciągnęło. Ostatnio miałam 10 zł rabatu i poszłam na zakupy, chociaż nie miałam potrzeby – mówi.
Najbardziej lubi trafić serek Turek i w ogóle jedzenie. – Oni widzą, co kupujesz, więc często mam to w promocji. I bardzo mi się to podoba – zauważa.
Obserwuje też, że ludzie w małych miejscowościach chętnie z tego korzystają: – Tu są sami starzy, więc jak mają coś w Shakeomacie, to idąc na spacer przy okazji wchodzą do Biedronki i korzystają z promocji – opowiada.
"Shakeomat z biedronki to moja codzienna rutyna"
Patrząc na różne wpisy w mediach społecznościowych widać, że i tu temat żyje od dawna. Na przestrzeni ostatnich miesięcy/roku/a nawet dwóch na X znaleźliśmy ich multum. Trzeba przyznać, czuć emocje.
Ktoś pisał, że Shakeomat to jego ulubiona pora w ciągu dnia. Inny, że nie przegląda wiadomości, ale Shakeomat zawsze sprawdzi. Kolejny: "Ja ten Shakeomat biedronki, to otwieram z taką samą fascynacją, jak chipsy w 2012, żeby tylko znaleźć jakąś fajną kartę (w tym przypadku dobry produkt)".
I jeszcze parę takich opinii dla pełniejszego obrazu:
"Teraz shakeomat z biedronki to moja codzienna rutyna"
"Miałam dziś nigdzie nie wychodzić, ale shakeomat mnie obdarował moją największą słabością, więc właśnie wracam z Biedronki"
Do dziś to jakiś fenomen.
Maria, okolice Warszawy. Ona też trzęsie telefonem każdego dnia. Właśnie wylosowała ser Rycki Edam 1+1. I Gran Padano, o 40 proc. tańszy.
– Nie zawsze kupuję to, co wylosuję. Nie zawsze odpowiada mi też cena. Ostatnio co drugi dzień trafiam na coś do prania i do sprzątania. No ile można? Ale to uzależnia. I jak jest dobry produkt, to specjalnie idę do Biedronki – mówi.
Uważa, że Biedronka dobrze wiedziała, co robi. – Bo ludzie po jedną rzecz, by nie poszli. A tak, jak coś wylosują, to pójdą. I przy okazji wydadzą parę groszy więcej, bo jeszcze coś im w oczy wpadnie – podsumowuje.