Z reprezentacją Polski zajął ostatnie miejsce w grupie na Euro 2012, a niemiecki Regensburg, w którym aktualnie pracuje, spuszcza właśnie do trzeciej ligi. Teraz Franciszek Smuda ma wrócić do Polski i objąć Wisłę Kraków. Będzie zbawicielem, który tchnie w zespół nowy duch, czy tym, który popchnie Białą Gwiazdę z przepaść?
W mediach gruchnęła informacja, że Franciszek Smuda wraca do Polski i od przyszłego sezonu poprowadzi Wisłę Kraków. Przygoda ex selekcjonera reprezentacji w niemieckim drugoligowym (a za chwile trzecioligowym) Regensburgu pomału dobiega końca ale, zdaniem dziennikarzy „Przeglądu Sportowego”, Smuda jest już dogadany z Bogusławem Cupiałem i na pewno wróci pod Wawel. Polską drużynę narodową Franz prowadził od 29 października 2009 roku, a więc na ligowych murawach jako trenera klubowego nie widzieliśmy go aż trzy i pół roku. Czy wciąż jest Smudą, który czyni cuda i tchnie w zespół Białej Gwiazdy nowego ducha, czy jest tylko trenerskim wajdelotą, którego czas minął i którego ostatnie, fatalne wyniki nie są przypadkiem?
Kolejni eksperci powtarzają, że Franciszek Smuda to klasyczny trener klubowy. Taki, który na co dzień musi przebywać ze swoimi piłkarzami non stop, który wchodzi z nimi w interakcję, który musi mieć czas, aby stać się częścią drużyny. Tak było m.in. w Lechu Poznań, z którego Smuda, choć nie zdobył mistrzostwa Polski, uczynił zespół grający efektownie i efektywnie. W Wiśle musiałby więc dostać spory kredyt zaufania i czas – inaczej może skończyć się marnie. Właściciel klubu Bogusław Cupiał znany jest ze swojego porywczego charakteru, ale w przypadku Smudy może zrobić wyjątek od reguły.
Opcje były dwie: Wisła i Zagłębie
Po nieudanych mistrzostwach Europy w Polsce brakowało odważnego, który zatrudniłby Smudę. Temu także nie spieszyło się do objęcia polskiej drużyny. Znając germańskie skłonności Smudy (Franz świetnie mówi po niemiecku, przez wiele lat mieszkał za zachodnią granicą Polski, przed Euro chwalił się miejscowym dziennikarzom swoim niemieckim paszportem) menadżerowie szukali mu pracy w Bundeslidze. Trzy dekady temu Smuda pracował z grającymi w ligach amatorskich VfR Coburg, ASV Forth i FC Herzogenaurach, ale nigdy nie dane było mu poprowadzić poważnego, niemieckiego zespołu, najlepiej z pierwszej ligi.
Dobrą szansą na promocję na tamtejszym rynku mogło być objęcie broniącego się przed spadkiem z 2. Bundesligi SSV Jahn Regensburg. Smuda podjął wyzwanie, przejął zespół i zamiast go uratować, zepchnął w przepaść. W 12 meczach pod wodzą Polaka Regensburg zdobył tylko 7 punktów (1 zwycięstwo, 4 remisy) i na 5. kolejek przed końcem zajmuje ostatnie miejsce bez realnych szans na utrzymanie się. Magazyn „Kicker” zdążył już Franza zwolnić, a jego następcą mianować Czecha Tomasa Galaska. Po spuszczeniu Regensburga do 3. Bundesligi Smuda może już chyba zapomnieć o kolejnej niemieckiej szanse. Jedynym logicznym rozwiązaniem wydaje się więc powrót nad Wisłę.
Możliwości od początku były dwie: Wisła Kraków, której właściciel Bogusław Cupiał uwielbiaja trenera, albo Zagłębie Lubin, z działaczami którego Smuda żyje w dobrej komitywie (przez chwilę prowadził ten zespół będąc jednocześnie… selekcjonerem reprezentacji Polski). Wątpliwie przecież, aby Smuda, który do Euro zarabiał 150 tys. zł miesięcznie, zgodził się na pracę w polskim przeciętniaku, który miałby problemy z zaproponowaniem nawet połowy tej gaży. Dlatego wybór był ograniczony – ostatecznie padło, według dziennikarzy „Przeglądu Sportowego, na Wisłę Kraków.
Dla Wisły zatrudnienie Smudy to powrót do przeszłości. W poprzednich latach Franciszek już dwukrotnie prowadził krakowski team: najpierw w latach 1998-1999, a następnie 2001-2002. Od drugiego pobytu Franza pod Wawelem w Wiśle pracowali najlepsi polscy trenerzy, m.in. Henryk Kasperczak, Jerzy Engel, Adam Nawałka, Maciej Skorża czy Michał Probierz, a także specjaliści zagraniczni: Czech Werner Liczka, Rumun Dan Petrescu, Serb Dragomir Okuka i Holender Robert Maaskant. Poza Kasperczakiem żaden ze wspomnianych nie osiągnął jednak wyników, które zadowoliłyby Cupiała (szczególnie w europejskich pucharach) Dziś jednak sytuacja jest taka, że Wisła ma walczyć nie o Ligę Mistrzów, a o mistrzostwo Polski. Czasy, w których tytuł seryjnie zdobywał Kasperczak czy Skorża to prehistoria. Magikiem, który może odczarować Białą Gwiazdę ma być Smuda.
Skład do wymiany
Czy tym razem Smudzie uda się odnieść pod Wawelem duży sukces? Jeżeli w przyszłym sezonie były selekcjoner będzie dysponował piłkarzami, którzy aktualnie znajdują się w kadrze Wisły to bardzo wątpliwie. W bramce podstarzały Siergiej Parejko, w obronie wadliwy Arkadiusz Głowacki i przeciętniacy pokroju Burligi czy Chrapka. Nie lepiej jest w pomocy: Sobolewski i Kosowski zbliżają się do piłkarskiej emerytury. Nikt już nie pamięta kiedy ostatni dobry mecz zagrał Łukasz Garguła, a od dawnej dyspozycji daleko jest Patryk Małecki. Największy dramat panuje jednak w ataku: Daniel Sikorski i Rafał Boguski są piłkarzami na poziomie Wisły, ale co najwyżej tej z Płocka. Jeżeli więc Smuda przejmie aktualny zespół to… z pustego nie naleje. Może poprawić grę zespołu, zmotywować piłkarzy do większego wysiłku, ale drużyny mistrzowskiej z tej Wisły nie stworzy.
Mówi się, że powrót Franciszka Smudy pod Wawel ma być ostatnią deską ratunku rzuconą przez właściciela Wisły Bogusława Cupiała. Razem ze Smudą mają przyjść też transfery. Na pewno będzie grany temat powrotu braci Brożków (Piotr gra w Lechii Gdańsk, a Paweł w Recreativo Huelva). Do Wisły wracali wcześniej Maciej Żurawski, Arkadiusz Głowacki a ostatnio Kamil Kosowski; teraz więc czas na braci Brożków. O ile Piotr w Krakowie by się przydał, o tyle transfer Pawła byłby wielką niewiadomą. Snajper wyjechał z Polski na początku 2011 roku i do tej pory w Trabzonsporze, Celticu Glasgow i Recreativo strzelił tylko pięć bramek. W analogicznym okresie, przed wyjazdem z Wisły, trafiał sześciokrotnie częściej.
Smuda ma wielu ulubieńców i trudno spodziewać się, że nie spróbuje ich do Krakowa ściągnąć. Takim posunięciem mógłby być chociażby transfer Grzegorza Wojtkowiaka, który aktualnie występuje w drugoligowym niemieckim TSV 1860 Monachium. Co prawda jego kontrakt obowiązuje do czerwca 2015 roku, ale były piłkarz Lecha nie ma w monachijskim zespole takiej pozycji, aby klub nie zgodził się na transfer. Innym piłkarzem, który mógłby dołączyć do Wisły jest Grzegorz Sandomierski – bramkarz belgijskiego Genku wypożyczony aktualnie do angielskiego Blackburn Rovers. Smuda młodego golkipera chciał sprowadzić już do Niemiec, więc niepowodzenie może sobie powetować w Krakowie. Sam Sandomierski, jeżeli miałby tylko gwarancję gry do Krakowa przyszedłby pewnie na piechotę.
Nie lubi młodych
Bogusław Cupiał prawdopodobnie będzie chciał iść drogą wyznaczoną przez Legię i mocno postawić na młodzież. Do tego projektu Smuda nie jest jednak idealnym wykonawcą. Nie od dziś wiadomo, że były selekcjoner nie przepada za młodymi zawodnikami i nie jest skory do dawania im szans na grę. Kto wie czy gdyby dziś Smuda rządził na Łazienkowskiej to Furman, Łukasik i Kosecki nie siedzieliby na ławce rezerwowych. Inna sprawa, że Wisła nie ma dziś wielu utalentowanych młodych zawodników, a właściwie nie ma ich… w ogóle. Krakusi musieliby tak jak pod koniec lat 90. zainwestować w juniorów z całej Polski, którzy w perspektywie 2-3 sezonów mogliby stanowić o sile zespołu.
Niemniej jednak wciąż nie wiadomo czy działa charyzma Smudy. Jego praca z reprezentacją i niemieckim Regensburgiem raczej przeczą tej tezie. W Wiśle różnica może polegać na tym, że piłkarze wiedząc, iż trener ma pełne poparcie właściciela będą dawać z siebie wszystko nie licząc na ewentualną zmianę szkoleniowca. Tak naprawdę jednak Smuda zostanie rozliczony za wyniki, bo wyniki są tym, czego dziś pragnie Cupiał. W teorii Franz ma podnieść będącą na kolanach Wisłę i dokonać cudu jak za dawnych lat. W praktyce może skończyć się jak na Euro 2012.