Padają kolejne nazwiska potencjalnych zmienników Waldemara Fornalika na stanowisku selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski. Marco Van Basten, Huub Stevens, Marco Tardelli. Przypomina to dzielenie skóry na niedźwiedziu, bo Fornalik nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i już we wrześniu, przy odrobinie szczęścia, może znów wrócić do łask kibiców i dziennikarzy.
W teorii Waldemar Fornalik pracę z reprezentacją powinien mieć zapewnioną aż do września 2013 roku. W czerwcu kadra zagra dwa mecze: towarzyski z Lichtensteinem i eliminacyjny z Mołdawią. Jeżeli z obydwiema drużynami wygramy (a takie są założenia), to Fornalik dostanie kolejne trzy miesiące pracy – aż do wrześniowego meczu z Czarnogórą. To spotkanie będzie klasowe. Jeżeli Polacy wygraj, mimo trudnego terminarza, wciąż będą liczyć się w grze o awans do finałów mistrzostw świata. Jeżeli przegramy, a nawet zremisujemy, nasze szanse staną się iluzoryczne. Wtedy prawdopodobnie decyzja będzie tylko jedna – podobnie jak Lato zwolnił Beenhakkera po meczu ze Słowenią, tak Boniek pożegna się z Fornalikiem.
Selekcjoner, który znany był dotychczas jako oaza spokoju, z pewnością czuje ciężar sytuacji. Widać to chociażby po nerwowych ruchach selekcjonera. Przed meczem z San Marino alergicznie zareagował na pytanie o rozmowę z prezesem Bońkiem na temat przyszłości; już po wygranej z amatorami z małego państewka silił się na nieśmieszne żarty. Po czwartkowym spotkaniu z wiceprezesem Romanem Koseckim Fornalik nie chciał poświęcić nawet minuty reporterowi Orange Sportu, który czekał na trenera przed drzwiami siedziby Polskiego Związku Piłki Nożnej. Niby to drobnostki, ale zaczynają wskazywać na syndrom oblężonej twierdzy.
Fornalik niekoniecznie ma powody, aby wszędzie widzieć zagrożenie. Tak naprawdę polska prasa obchodzi się z byłym trenerem Ruchu Chorzów dosyć łagodnie. Warto wspomnieć bombardowania, jakie momentami spadały na Franciszka Smudę, który co raz był punktowany był swoje głupie wypowiedzi. Gorąco bywało też w przypadku Leo Beenhakkera, który w pewnym momencie poszedł na wojnę z działaczami PZPN i z dziennikarzami. Po porażce z Ukrainą gazety oczywiście szeroko i negatywnie opisywały fatalny styl gry naszego zespołu, ale samemu Fornalikowi oberwało się niewiele. Nawet na pomeczowym spotkaniu z dziennikarzami mało kto chciał atakować selekcjonera.
Opcja polska: brak
Fornalik jest ostatnim polskim trenerem, który wyróżnił się w Ekstraklasie. Czy są inni, polscy kandydaci? Teoretycznie pracę z kadrą mógłby zacząć od czerwca Jan Urban z Legii Warszawa, który po raz kolejny walczy o mistrzostwo Polski. Jeżeli jednak Urbanowi się znów nie uda, będzie to oznaczać, że wciąż daleko mu do poziomu, który pretenduje do objęcia drużyny narodowej. Zdobycie mistrzostwa będzie natomiast oznaczało kontynuację pracy w Legii i walkę o grę w Lidze Mistrzów.
Przed kilkoma miesiącami głośno mówiło się także o Piotrze Nowaku, który robił karierę w USA, ale po zwolnieniu z Philadelphia Union jeden z najlepszych piłkarzy w historii ligi MLS nie potrafił odnaleźć swojego miejsca. Ostatecznie wylądował w prowincjonalnym liceum Kirkwood, gdzie uczy soccera nastoletnich Amerykanów i Amerykanki. Co prawda swego czasu Jerzy Engel został ściągnięty przez Michał Listkiewicza z Cypru, a Leo Beenhakker z Trynidadu i Tobago, ale zakontraktowanie Nowaka wyglądałoby dziś co najmniej niepoważnie.
A więc czy jest ktoś inny? Raczej brak logicznych kandydatur. Henryk Kasperczak, Paweł Janas i wspomniany Engel już dawno wypadli z trenerskiej karuzeli. Na horyzoncie brak też młodych, utalentowanych szkoleniowców. Może poza Maciejem Skorżą, który aktualnie zarabia petrodolary w Ettifag. Skorża z pewnością chętnie wróciłby do kraju, aby objąć kadrę, w której za czasów Janasa był asystentem, ale ciężko ocenić jego przydatność patrząc tylko na wyniki egzotycznej dla nas ligi arabskiej.
Ostatnią opcją polską, o której ukradkiem mówi się w kuluarach jest znany już w naszym futbolu manewr przejęcia kadry przez… Zbigniewa Bońka. Kto wie, czy w głowie aktualnego prezesa nie siedzi chęć odbudowania swojej opinii jak szkoleniowca? To jednak tylko teoria, futbolowe since fiction i trzeba zakładać, że na tak ryzykowne posunięcie Boniek by sobie jednak nie pozwolił.
Opcja zagraniczna: włoski trop
Jeżeli więc brakuje logicznych kandydatur znad Wisły, pozostaje tylko opcja zagraniczna. Wybór kierunku poszukiwań, który nasuwa się jako pierwszy: Italia, która jest drugą ojczyzną Bońka. Już kilka dni po meczu z Ukrainą pojawiły się trzy pierwsze typy: Marco Tardelli (kolega Bońka z Juventusu, aktualnie asystent Giovanniego Trapattoniego w reprezentacji Irlandii), Paolo Di Canio (który jednak niedawno objął angielski Sunderland) i Zdenek Zeman, Czech, związany z Półwyspem Apenińskim od 30 lat. Boniek, który w Italii jest symbolem, bez problemów mógłby zasiąść do negocjacji z każdym wspomnianym.
Pojawiły się także propozycje czysto medialne. Przed laty jedna z takich (Leo Beenhakker) zakończyła się zakontraktowaniem trenera. Może więc i teraz będzie podobnie? Fakt sugeruje kandydaturę aktualnego trenera Heerenveen Marco van Bastena, który razem z prezesem Bońkiem (i Luisem Figo) przed Euro 2012 brał udział w kampanii reklamowej piwa Tyskie. Van Bastena, niegdyś genialnego piłkarza i gwiazdora Milanu, zachwalał na łamach dziennika sam Beenhakker. Inna możliwość to Huub Stevens, również Holender, który ponad dekadę pracował w Niemczech.
My natomiast proponujemy Avrama Granta, byłego szkoleniowca Chelsea Londyn, a ostatnio mistrza Serbii z Partizanem Belgrad. Izraelski szkoleniowiec jest do wzięcia od czerwca 2012 roku i po rocznym rozbracie z trenerką z pewnością chętnie wróciłby do pracy. Szczególnie, że Polska jest mu niezwykle bliska. W Mławie mieszkała przed wojną jego rodzina, tam wychował się jego ojciec. Nasz kraj Grant odwiedza regularnie, a na początku 2012 roku jego współpracownik rozmawiał o pracy Granta z reprezentacją Polski z Grzegorzem Latą. Sprawę ostatecznie storpedował Franciszek Smuda.
Zmiana: efekt miotły i problemy z komunikacją
Co dałaby ewentualna zmiana trenera przed zakończeniem eliminacji do MS? Na pewno pobudzenie reprezentantów. Efekt nowej miotły zazwyczaj działa, chociaż musiałaby być to miotła efektowna, błyszcząca, a więc zagraniczna. Warto przypomnieć zmianę, której dokonał prezes Grzegorz Lato zastępując Leo Beenhakkera na dwa ostatnie mecze eliminacji do mistrzostw świata. Holendra zmienił Stefan Majewski, z którego piłkarze non stop żartowali, którego poleceniami niezbyt się przejmowali. Jasne było, że Majewski to opcja tymczasowa. Dlatego, jeżeli zmiana miałaby nastąpić przed zakończeniem eliminacji, musiałby przyjść ktoś z dużym nazwiskiem. Ktoś, w kogo piłkarze wpatrzą się jak swego czasu w Beenhakkera, który oczarował naszych zawodników tak bardzo, iż ci na chwilę zapomnieli o różnicach dzielących ich od Cristiano Ronaldo i zagrali mecz życia z Portugalią.
Niewiele zmieniłoby się w sytuacji kadrowej. O ile za trenera Smudy w kolejnych okresach na cenzurowanym byli Marcin Wasilewski, Artur Boruc, Sławomir Peszko czy Michał Żewłakow, o tyle u Fornalika faktycznie powoływani są ci w najlepszej formie. Zaproszony na zgrupowanie został ostatnio Radosław Majewski (z drugiej ligi angielskiej), Ariel Borysiuk (z drugiej ligi niemieckiej), a także Piotr Celeban (z ligi rumuńskiej). Tu aktualnemu selekcjonerowi nie można zarzucić niczego, a więc i nowy trener niemiałby zbyt wiele do zmieniania czy naprawiania.
Problemem mogłaby być natomiast… komunikacja. Ludovic Obraniak i ewentualnie Damien Perquis poczuliby się pewnie lepiej, gdyby po polsku nie mówił także trener, ale problem byłby z pozostałymi kadrowiczami. W kadrze nie wszyscy mówią po angielsku tak dobrze jak niegdyś kapitan Michał Żewłakow, a więc w tym wypadku niezbędny byłby asystent-tłumacz. Taką rolę pełnił kiedyś na przykład Dariusz Dziekanowski, wspierany przez Martę Alf.
Gorzej byłoby natomiast, gdyby trener mówił nie po angielsku, ale na przykład po włosku. Wtedy ciężko byłoby znaleźć polskiego szkoleniowca, który płynnie operuje w tym języku. Logiczna byłaby kandydatura Marka Koźmińskiego, ale ten pracuje aktualnie w PZPN. Ciężko natomiast wyobrazić sobie, aby selekcjoner mówił np. po włosku, jego asystent tłumaczyłby słowa bossa na angielski, a następnie kolejna osoba z angielskiego na polski. Z kadrowiczów płynnie w tym języku mówią Kamil Glik i Bartosz Salamon, ale na kadrę mieliby oni przyjeżdżać jako zawodnicy, a nie tłumacze. Gdyby trenerem został Stevens byłoby trochę łatwiej – po niemiecku mówią Lewandowski, Błaszczykowski, Piszczek, Boenisch, Polanski, Sobiech i Borysiuk.
Wysoka odprawa
Kością niezgody może być ewentualna odprawa Fornalika, który z PZPN podpisał kontrakt życia. Były trener Ruchu Chorzów kasuje co miesiąc, bagatela, 150 tys. zł, czyli prawie dwa miliony złotych rocznie. Znacznie mniej zarabiali Engel i Janas, nawet Smuda. Fornalik świetnie zdaje sobie sprawę, że drugiej takiej umowy w trenerskiej karierze już nie podpisze i na pewno z pieniędzy nie zrezygnuje. Związek jest jednak stabilnie finansową firmą i na odprawę z pewnością może sobie pozwolić. Biorąc pod uwagę jednak ewentualne pieniądze niezbędne na zatrudnienie nowego trenera, decyzja o pożegnaniu się z Fornalikiem na pewno byłaby kosztowna i odczuwalna.
Na razie prawdopodobnie nie dojdzie do zmiany selekcjonera. Przez najbliższe dwa miesiące Fornalik dostanie czas na naprawdę swoich błędów, wyciągnięcie wniosków i zwycięstwo z Mołdawią. Jeżeli wszystko pójdzie po jego myśli, może odrodzić się niczym feniks z popiołów. Jeżeli nie – odejdzie w niełasce jak wcześniej Engel, Janas, Leo i Smuda.