Tak jak malarz tworzy wspaniały obraz, tak on sam stworzył niepowtarzalny zespół, który po dwukrotnym zdobyciu mistrzostwa Niemiec właśnie awansował do półfinału Ligi Mistrzów. To Jurgen Klopp, trener Borussii Dortmund, przyjaciel polskich piłkarzy, człowiek o wielu twarzach, a według wielu – następca Joachima Loewa w reprezentacji Niemiec.
To on jest sternikiem statku, który po niespokojnych wodach Ligi Mistrzów z problemami, ale wciąż płynie po kursie, na końcu którego są chwała, splendor i wielkie pieniądze, czyli to wszystko co ma zagwarantowane zwycięzca Champions League. Wtorkowego wieczoru Borussia Dortmund pokonała kolejne morskie mile, mimo iż na kilka minut przed końcem spotkania wizja dalszej gry była jak fatamorgana. A jednak – dwie bramki w dwie minuty sprawiły, że Dortmund zwariował nie mniej, niż po zdobyciu mistrzostwa Niemiec. Wyeliminowanie Malagi i awans do półfinału Ligi Mistrzów to nawiązanie do sukcesów z lat 90., kiedy BVB wygrała LM.
Z Kloppem po raz pierwszy spotkałem się w Monachium, w lipcu 2010 roku na stadionie Grunwald, podczas meczu z okazji 150-lecia TSV 1860. Ta data była ważna także z innego powodu – był to pierwszy mecz BVB w którym na murawie pojawiło się trzech Polaków. Klopp był uśmiechnięty, z każdym zamienił kilka słów, chyba najdłużej spośród reprezentantów klubu rozdawał autografy i pozował do zdjęć. Z każdym naszym kolejnym spotkaniem przybierał kolejną maskę – w zależności od sytuacji.
Niemiecki szkoleniowiec jak ryba w wodzie czuje się w środowisku dziennikarzy. Po angielsku mówi na tyle płynnie, że bez problemu udziela wywiadów także w tym języku. Podczas konferencji prasowych odgrywa prawdziwe spektakle. A więc kiedy BVB przegrało 0:2 z Bayernem Leverkusen inaugurację ligi Klopp był surowy i krzyknął do reportera „wróć do swojego kraju i napisz, co chcesz!”; natomiast po efektownym zwycięstwie 4:0 z Freiburgiem na koniec sezonu przez kilka minut żartował sobie z dziennikarzami z Japonii i Chin.
Po debiucie Roberta Lewandowskiego w Bundeslidze Klopp zapytany przez polskiego redaktora, dlaczego Lewy grał w ataku ustawiony za Lucasem Barriosem, strasznie się zdenerwował. Zaczął uderzać ręką w stół, przypominać mecz reprezentacji Polski z Kamerunem (0:3), mówił, że nikt nad Wisłą nie wie, jak dobrym piłkarzem może być Lewandowski. Następnego dnia na treningu tego samego reportera przywołał do siebie, a później uciął sobie z nim kilkunastominutową pogawędkę w trakcie, której – już w spokoju – wyjaśnił swój punkt widzenia.
Ten luz może brać się z tego, że Klopp przez trzy lata pracował jako ekspert w stacji ZDF, gdzie analizował m.in. mecze MŚ 2006 i ME 2008. W 2010 roku współpracował natomiast z RTL. W kontakcie z mediami nie przeszkadza mu także wykształcenie wyższe: w 1995 roku ukończył studia na Uniwersytecie Johann-Wolfgang-Goethe-Universität we Frankfurcie nad Menem na kierunku „Wiedza o sporcie”.
Przełamanie w europejskich pucharach
Piłkarzem nie był może wybitnym, ale na pewno nie można powiedzieć, że kopał się w czoło. Po awansie do 2. Bundesligi z Rot-Weiss Frankfurt przeszedł do FSV Mainz 05, gdzie występował od 1989 do 2001. W ciągu prawie dwunastu lat rozegrał dla drużyny z Nadrenii aż 338 meczów w których strzelił 52 bramki. Jest jednym z najlepszych strzelców klubu w historii. Od lat juniorskich Klopp był napastnikiem, ale w 1995 roku został przekwalifikowany na obrońcę.
Moguncja zapewniła Niemcowi także start trenerski. Trzy dni po zakończeniu kariery, w wieku 34 lat, przejął zespół, który prowadził aż do 2008 roku. Łącznie w Mainz, jako piłkarz i trener, spędził prawie dwie dekady! W tym czasie udało mu się awansować (a także spaść) do Bundesligi, a także wywalczyć dla klubu start w Pucharze UEFA w sezonie 2005-2006, , gdzie MSV poszło jednak słabo – po wyeliminowaniu armeńskiego Mika Asztarak, islandzkiegi Íþróttabandalagu, Niemcy odpali w dwumeczu z Sevillą.
Natomiast trenerskie portfolio Kloppa z Borussi jest już imponujące. Dwa mistrzostwa Niemiec, Puchar Niemiec, półfinał Ligi Mistrzów. Dwukrotnie był wybrany najlepszym trenerem Bundesligi, a jego zawodnik – Lewandowski – najlepszym piłkarzem ligi (w tym sezonie jest dodatkowo liderem klasyfikacji strzelców). Półka na puchary i nagrody pewnie będzie musiała być powiększona, bo Klopp w styczniu 2012 roku przedłużył umowę z Borussią do końca sezonu 2015/2016. Później, jak spekuluje coraz więcej ekspertów, obejmie kadrę Niemiec po aktualnym selekcjonerze Joachimie Loewie.
Tegoroczna Liga Mistrzów jest dla niego swoistym katharsis. Do tej pory Klopp osiągał sukcesy na arenie ligowej, ale nigdy w europejskich pucharach. Z Mainz odpadł w I rundzie Pucharu UEFA z Sevillą, w swoim debiutanckim sezonie w Dortmundzie doszedł zaledwie do II rundy tych samych rozgrywek gdzie lepsze okazało się Udinese. W 2010 roku w fazie grupowej Ligi Europejskiej lepsze od Niemców były zespoły PSG i Sevilla, za BVB znaleźli się tylko piłkarze Karpat Lwów. Również debiut w Lidze Mistrzów wypadł nieokazale – ostatnie miejsce w grupie m.in. ze europejskimi średniakami z Marsylii i Pireusu. Dopiero w tym sezonie żółto-czarni okazali się lepsi od takich firm jak Real Madryt czy Manchester City. Efekt? Półfinał, w którym Niemcy zagrają albo z Realem, albo z Bayernem Monachium lub Juventusem Turyn, albo z Barceloną lub Paris Saint Germian.
Klopp jest trenerem kreatywnym. Jeżeli wyobrazimy sobie Niemca jako malarza, to dzisiejsza Borussia jest jego autorską Mona Lisą. Największe gwiazdy klubu wykreował właśnie on – Roberta Lewandowskiego sprowadził ze słabiutkiej ligi polskiej, Łukasza Piszczka wziął za darmo ze spadkowicza Bundesligi, a Shinjiego Kagawę, który dziś gra w Manchesterze United, przywiózł za grosze z Japonii. Kevina Großkreutza wyciągnął z drugiej ligi, Ilkaya Gündoğana z przeciętnej Norymbergii a z rezerw Bayernu Monachium niechcianego Matsa Hummelsa. Również Mario Goetze to jego wynalazek – kiedy Klopp przyjechał do Dortmundu chłopak miał ledwie… piętnaście lat. Pierwszym naprawdę dużym transferem JK było kupienie w ubiegłym roku za 17 mln. euro Marko Reusa z Borussii Mönchengladbach.
Niemiecki szkoleniowiec dobierając sobie zawodników zwraca dużą uwagę na ich profil charakterologiczny. Wszyscy zawodnicy muszą mieć do siebie szacunek, i nawet jeżeli tak jak Polacy niekoniecznie się kochają, na boisku nie mogą tego okazywać. Kuba Błaszczykowski opowiadał mi kiedyś, że aby utrzymać w zespole dobrą atmosferę Klopp sprzedał najlepszego ówcześnie snajpera BVB Alexandra Freia. – Był butny i cwaniakował, uważał siebie za gwiazdę i zaraz go nie było – wyjaśniał „Błaszczu”.
Dziś „szatniarski” trzon zespołu stanowią dwaj najbardziej doświadczeni zawodnicy: kapitan Sebastian Kehl (w BVB od 2001 roku) i wicekapitan Roman Weidenfeller, który do Dortmundu przyjechał rok później. Trzecim z kolei, pod względem doświadczenia, piłkarzem jest Błaszczykowski, którego w 2007 roku sprowadził za 3 miliony euro Thomas Doll. To właśnie on, do spółki z Lewym i Piszczem, zapoczątkowali w szatni Borussii modę na robienie żartów. Wcześniej – jak wspominali sami Polacy – było raczej drętwo. Dziś atmosfera jest fantastyczna, a to za sprawą m.in. trenera, a przede wszystkim wyników. Wiadomo, że nic nie działa na piłkarzy tak pozytywnie, jak sukces. Tego w Dortmundzie od dwóch lat nie brakuje.
Niewątpliwie pomaga w tym Klopp. Kuba Błaszczykowski w rozmowie z naTemat zdradził, że po polsku Klopp umie powiedzieć „dzień dobry” i „rusz dupę”, a Błaszczykowskiego i Piszczka, przyjaciół, którzy na co dzień się nierozłączni, nazywa… „Lolek und Bolek”. Jest dla nich jak ojciec, a to podejście może brać się z lekcji, jakich udziela Kloppowi jego żona Ulla, która z wykształcenia jest pedagogiem socjalnym. Dzięki odpowiedniemu podejściu i treningowi cała trójka biało-czerwonych pod skrzydłami Kloppa wskoczyła na światowy poziom. Piszczek z napastnika przekwalifikowanego w Berlinie na obrońcę, u Kloppa stał się defensorem wielkiego formatu. Lewandowski – bramki mówią same za siebie. I na koniec Kuba, który w takiej formie jak w tym sezonie, nie był chyba nigdy.
To było widać w meczach Ligi Mistrzów, w których Polacy wielokrotnie błyszczeli. Teraz przed nimi okazja, jakiej polscy piłkarze jeszcze nie mieli. Trzech reprezentantów Polski zagra o finał Ligi Mistrzów, w którym dotychczas wystąpiła tylko garstka biało-czerwonych: bramkarze Józef Młynarczyk, Jerzy Dudek i Tomasz Kuszczak, a także Zbigniew Boniek. Jeżeli Borussia pokona kolejnego rywala do tej zacnej grupy dołączą Lewandowski, Błaszczykowski i Piszczek. Klopp musi tylko zmotywować ich. I znów zapewne powie na treningu: „Lolek und Bolek! Rusz dupę!”.