Palikot ostro krytykował premie dla marszałków Sejmu, ale dla bliskiego współpracownika załatwił 18 tys. nagrody
Palikot ostro krytykował premie dla marszałków Sejmu, ale dla bliskiego współpracownika załatwił 18 tys. nagrody Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
Karol Jene – dyrektor biura klubu parlamentarnego Ruchu Palikota dostał z z Kancelarii Sejmu nagrodę roczną w wysokości 18 232 złotych. Nijak ma się to do ostrej krytyki marszałek i wicemarszałków Sejmu, którzy przyznali sobie wysokie nagrody za zeszły rok. To właśnie Janusz Palikot był wtedy najgłośniejszym krytykiem ich zachowania, a w połowie lutego wykluczył z klubu Wandę Nowicką.

W sprawie nagrody dla Jenego nie udało nam się uzyskać komentarza rzecznika partii. Twierdzi on, że pracownik nagrody... nie dostał. „Klub Poselski Ruch Palikota nie występował w tym roku o dodatkowe wynagrodzenie roczne („trzynastkę") dla Karola Jenego" – napisał Andrzej Rozenek do redakcji „Rz". To nieprawda. Przed wysłaniem do niego pytań, informację o nagrodzie potwierdziliśmy w dwóch źródłach. Po otrzymaniu odpowiedzi zwróciliśmy się do Kancelarii Sejmu.

Źródło: "Rzeczpospolita"

Oburzenie budzi nie tylko nagroda dla Jenego, ale też jego zarobki. Chociaż rzeczni partii przekonuje, że szef klubu zarabia niecałe 7 tys. zł, według "Rzeczpospolitej" w zeszłym roku musiał on zarabiać ponad 18 tys. zł. Właśnie na tej podstawie oblicza się nagrodę. O zarobkach dyrektora swojego biura chętnie mówią posłowie Ruchu Palikota, którzy przyznają, że są one znacznie wyższe od szefów biur innych partii.
O premiach dla prezydium Sejmu pisał na swoim blogu Paweł Piskorski.

W tej sprawie dwie kwestie są bulwersujące. Pierwsza wiąże się z tym, co zdarzyło się teraz. Oto najważniejsze osoby w polskim Sejmie. przyznały sobie niezwykle wysokie premie. Jest to podwójna nieprzyzwoitość. Bo po pierwsze, to od polityków słyszymy nieustająco o tym, jak należy teraz zaciskać pasa, a po drugie, członkowie Prezydium Sejmu chcieli to wszystko ukryć przed opinią publiczną. CZYTAJ WIĘCEJ


Źródło: "Rzeczpospolita"