Bayern Monachium to dziś synonim sukcesów. Zdominował silną ligę, skusił do pracy samego Pepa Guardiolę, dokonuje milionowych transferów nie popadając w długi, ma piękny stadion, a w piłkarzach zaszczepia mentalność zwycięzców. Po wtorkowym pogromie Barcelony (4:0) były mistrz Niemiec z Bayernem i jedyny Polak grający w tym klubie Sławomir Wojciechowski przekonuje: – Oni mogą panować dłużej niż Barca!
– Drużyna, która aktualnie jest budowana, jest bardzo podobna do tej, w której ja grałem w 2000 roku. W Europie mówi się, że Niemcy słynną ze żelaznej dyscypliny i to właśnie pokazał Bayern w meczu z Barceloną. Oni zagrali bezbłędnie! A wiem, że stać ich na jeszcze więcej. Jeżeli ten projekt będzie wciąż szedł w tym kierunku, to Bayern może panować w Europie dłużej, niż panowała Barca – zachwyca się w rozmowie z naTemat Sławomir Wojciechowski, który 2000 roku w barwach Bayernu Monachium zdobył mistrzostwo i puchar Niemiec.
Jak atrakcyjnym miejscem do pracy jest dziś Monachium, może świadczyć decyzja owianego legendą trenerskiego geniusza Pepa Guardioli. Twórca potęgi Barcelony, mimo iż miał propozycje z największych klubów świata, w tym z Chelsea Londyn i Manchesteru City, a bogacze – rosyjscy i arabscy – proponowali mu rocznie zarobki rzędu 10 milionów funtów rocznie, zdecydował się podpisać trzyletni kontakt z Niemcami. Jak zdradził hiszpańskiej agencji EFE agent Guardioli jego klienta przekonał „potencjał tkwiący w piłkarzach i wysoki poziom organizacji klubu”.
Jeżeli doliczymy do tego świetne zarobki, na których płacenie Niemcy mogą sobie pozwolić, pełne stadiony, z których wydarzenia relacjonują największe stacje telewizyjne na świecie, silną ligę, ładne miasto, to trudno się dziwić Guardioli, który zgodził się objąć stery na statku, który za chwilę dopłynie do finału Ligi Mistrzów.
Piąty finał Ligi Mistrzów
Bayern to klub o wspaniałej historii, który w ostatnich kilku sezonach był jednak w cieniu m.in. Barcy i Realu. Niektórzy zapomnieli już, że od powstania Ligi Mistrzów w 1993 roku monachijczycy aż cztery razy dochodzili do finału (w 1999 z Manchesterem United, 2001 z Valencią, 2010 z Interem Mediolan, 2012 z Chelsea Londyn). Jeżeli awansują po raz piąty, a tak najpewniej się stanie, zostaną obok AC Milanu zespołem najczęściej grającym w finale LM! Przed powstaniem Champions League, czyli w dawnym Pucharze Europy, w latach 1974, 1975 i 1976 Bawarczycy triumfowali na Starym Kontynencie (trzy razy z rzędu!) dodatkowo dwukrotnie przegrywając w finale. Sumując tę wyliczankę w tabeli wszech czasów wyprzedza m.in. Barcelonę i Manchester United.
Wspaniała przeszłość, rysująca się w złocistych kolorach przyszłość i, przede wszystkim, teraźniejszość sprawiają, że Bayern znów wraca do panteonu najlepszych drużyn na świecie. Sukces urodził się w bólach, które zadawała między innymi Borussia Dortmund, zabierając dwukrotnie mistrzostwo Niemiec. To rozsierdziło Bawarczyków tak bardzo, że w tym sezonie Bundesligę wygrali kilka kolejek przed końcem i niema po pierwszych półfinale awansowali do finału LM.
– A dla mnie wynik, ani przebieg meczu, nie były wielkim zaskoczeniem. Wygrałem nawet kilka zakładów, bo taki rezultat obstawiałem! Widziałem, w którą stronę budowa Bayernu i ten zespół musiał w końcu wypalić. Padło na Barcelonę. To wszystko efekt wielkiego planu. Dziś w Europie jest tylko jedna drużyna, która może nawiązać walkę z FCB. To Real – mówi Sławomir Wojciechowski.
Kluczową częścią tego planu są zdrowe finanse. Klub od lat prowadzony jest ścieżką rozsądnej polityki wydatków i kto wie, czy nie jest jedyną firmą w czołówce światowego futbolu, która nie jest zadłużona. Prezesi i prominentni działacze z Bawarii wielokrotnie powtarzali już, że dokonują transferów tylko wtedy, kiedy mają na koncie środki realnie, a nie wirtualne. A muszą mieć ich sporo, skoro latem sprowadzono na Alianz Arenę Javiera Martineza z Athletico Bilbao za 40 milionów euro, a już w czerwcu do zespołu dołączy gwiazda największego rywala Bayernu na rynku niemieckim – Mario Goetze z Borussii Dortmund, który kosztował 37 mln. euro! Jeżeli doliczymy do tego zakupy takich gwiazd jak Frank Ribery (za 25 mln. euro), Arjen Robben (24 mln.), czy Manuel Neuer (22 mln.), to maluje nam się obraz potężnego zaplecza finansowego zbudowanego w Monachium przez Uliego Hoeneßa, Karla-Heinza Rummenigge i spółkę.
Wszczepiają mentalność zwycięzców
– W Bayernie od wielu, wielu lat była prowadzona rozsądna polityka księgowa. Nikt tam nigdy nie wydawał pieniędzy bez sensu, nigdy nie szastano kasą. Jak widać to się opłaca, bo dziś Bayern może sobie pozwolić na wydanie czterdziestu milionów na młodego, defensywnego pomocnika jakim jest Martinez – mówi Sławomir Wojciechowski.
W gronie wymienionych wcześniej piłkarskich gwiazd teoretycznie mógłby znaleźć się Robert Lewandowski, za którego Bayern zimą proponował ponad 20 milionów euro. Dziś jednak transfer nie jest już tak pewny, jak przed kilkoma miesiącami. Po pierwsze znaczyłoby to, że z Monachium do Dortmundu popłynęłoby ok. 60 mln. euro (Goetze plus Lewandowski), a jednocześnie ciężko uwierzyć w to, że BVB oddałoby dwóch najlepszych piłkarzy do swojego rywala numer 1. Z drugiej strony atak Bayernu wygląda dziś niesamowicie silnie: Thomasa Muellera niemiecka prasa ochrzciła już „Messim z Monachium”, Mario Gomez to niedawny król strzelców Bundesligi. Bramki jak na zawołanie, strzela Mario Mandzukic (zdobył ich już 15), a jest jeszcze coraz lepszy z wiekiem Claudio Pizarro. Czy Lewandowski jest tu niezbędny?
– Wydaje mi się, że Mandziukić będzie podstawowym piłkarzem Bayernu przez kilka następnych lat. Mueller co prawda może grać na skrzydle, a Gomez prawdopodobnie odejdzie, ale wciąż uważam, że niekoniecznie musi tam być miejsce dla Roberta. Już chyba zrobiłby lepiej, gdyby wybrałby Manchester United. O ile miałby taką ofertę – twierdzi Wojciechowski.
W Bayernie nie grają tylko zagraniczne gwiazdy sprowadzane za grube miliony. Wspomniany Mueller jest wychowankiem klubu, podobnie jak Philippe Lahm, Holger Badstuber czy Bastian Schweinsteiger. Inny młody Niemiec Toni Kroos został sprowadzony na Aliazn Arenę w wieku 16 lat. Za całą piątkę Bayern nie zapłacił prawie nic i gdyby ktoś zaproponował za piłkarzy ich cenę rynkową, według portalu transfermarkt.de, klubowa kasa wypełniłaby się… 150 milionami euro! Wygląda na to, że niemieccy działacze znaleźli złoty środek i utrzymali równowagę między kreowaniem a kupowaniem. Mocno stawiają na wychowanie sobie kolejnych piłkarskich gwiazd, a tym, którym przechwycili z innych klubów i krajów, wszczepiają niemiecką mentalność zwycięzców.
– O Robbenie mówiło się, że to piłkarz delikatny, kontuzjogenny, który niekoniecznie lubi walkę, a on wczoraj w 88. minucie zrobił taki ślizg, że gdyby trafił rywala, mogłaby być czerwona kartka. Niemcy potrafią wyzwolić w piłkarzach swój styl gry i charakter. Wczoraj Francuz i Holender zagrali tak, jakby byli właśnie Niemcami. Od czasów mojej gry w Bayernie nic się nie zmieniło – opowiada Wojciechowski.
Są jak BMW i Deutsche Bahn
Struktura klubu wygląda także bardzo zdrowo pod względem narodowości piłkarzy. Bayern nie zmaga się z problemami, jakie miała jeszcze niedawno chociażby Wisła Kraków, a wcześniej Pogoń Szczecin, gdzie niemal cała jedenastka była stworzona z obcokrajowców. W Bayernie na 27 zawodników, którzy znajdują się w kadrze, ponad połowa (14) piłkarzy posiada niemieckie obywatelstwo. Statystyki polepszy za chwilę Mario Goetze i kolejni wychowankowie, którzy regularnie wprowadzani są do kadry zespołu trenera Juppa Heynckesa.
To wszystko sprawia, że Bayern stał się dziś uosobieniem niemieckiego sukcesu i solidności: tak jak BWM, solidne autostrady i dobre piwo. Jeżeli przez ostatnie kilka lat marzeniem niemal każdego piłkarza na świecie była gra w Barcelonie, tak teraz optyka zawodników może się zmienić. Pierwszy był Martinez – który od Katalonii wolał Bawarię. Po tym jak niemiecki walec przejechał się po hiszpańskiej tiki-tace kolejki zawodnicy przychylniejszym okiem spojrzą na Bayern. Do FC Hollywood trafią jednak tylko nieliczni.