Musimy zdradzać. Bo tak jesteśmy stworzeni. Dlatego zdrada jest dla nas całkiem dobra. Jak przekonuje najnowszy "Newsweek", zdradzanie jest zupełnie naturalne i służy w podobny sposób obu płciom. Kobiety zdradzają, bo natura nakazuje szukać im najlepszego ojca dla swych potencjalnych dzieci. Mężczyźni decydują się na skok w bok, ponieważ od tysięcy lat nie wyzbyli się tkwiącego w genach przyzwyczajenia, by za wszelką cenę dążyć do przetrwania gatunku. Choć wiele mówimy o moralności, tak naprawdę nic nie jest w stanie wygrać z naszymi genami.
Według naukowców, trudno wygrać głównie genem V1aR, który odpowiada za produkcję hormonu zwanego wazopresyną. W wielkim uproszczeniu, to właśnie poziom wazopresyny decyduje podobno o tym, czy czujemy potrzebę zdrady. Im więcej tego "hormonu wierności", tym silniej utrzymuje się w naszej podświadomości to, jak dobrze jest nam z aktualnym partnerem. Wazopresyna wpływa bowiem na utrzymywanie wspomnień z chwil rozkoszy. Gdy jednak tego hormonu zaczyna brakować, ludzie coraz mocniej rozglądają się z kimś nowym.
Zresztą nie tylko ludzie – amerykańscy naukowcy cytowani przez "Newsweeka" wszystkie te zależności potwierdzili badając norniki górskie i preriowe. Te pierwsze prowadzą niezwykle rozpustny styl życia, a drugie są czułymi i wiernymi partnerami. Oba gatunki są niemal identyczne. Jedną z głównych różnic jest jednak brak u norników górskich hormonu wierności. Gdy jednak otrzymały go od naukowców, natychmiast zmieniły się nie do poznania. Podobnie jak norniki preriowe zaczęły interesować się tylko jedną partnerką i poczętym z nią potomstwem.
Nie każdy produkuje hormon wierności
Podobnych zabiegów nie mogą jednak przechodzić ludzie. Dlatego nasze szczęście w związku zależy wciąż tylko i wyłącznie od naturalnego poziomu hormonu wierności w organizmie. Bo to, że niewiele różni nas pod względem wierności do zwierząt potwierdziły badania naukowców z renomowanego szwedzkiego Karolinska Institutet. Szwedzi przebadali ponad 500 mężczyzn i zależność między ich pociągiem do zmian partnerek, a poziomem hormonu były oczywiste. Ci, których organizm wydzielał mnie wazopresyny byli w grupie tzw. starych kawalerów lub ich związki przeżywały spore problemy. Wierni i szczęśliwi hormonu wierności mieli znacznie więcej.
"Newsweek" daje jednak nadzieję tym, którzy na zabój zakochali się w osobach o niskim poziomie wazopresyny. Tygodnik zapewnia, że nawet z naturalnych niewiernych da się zrobić partnerów na całe życie. Wystarczy podawać im inny znany hormon - oksytocynę. Takiego eksperymentu dokonano na uniwersytecie w Bonn, gdzie udowodniono, że mężczyźni otrzymujący oksytocynę prawie w ogóle przestali interesować się innymi kobietami, niż ich stałe partnerki. W towarzystwie niezwykle atrakcyjnej kobiet wręcz jej unikali, uciekali od niewłaściwego kontaktu.
"Gen zdrady"
Jednak do okiełznania naszej skłonności do zdrad to wszystko nie wystarcza. Na uniwersytecie stanowym w Binghamton inni naukowcy stwierdzili bowiem, że za zdradę odpowiada także gen DRD4. Nie wszyscy go mają – według amerykańskich naukowców pozbawiona może go być około połowa z nas. Najłatwiej poznać posiadacza genu zdrady po tym, jakie ma podejście do seksualności i wierności. Liberalizm w tym temacie oznacza, że zapewne dana osoba została wyposażona przez naturę w gen DRD4.
A ten "gen zdrady" wpływa na produkcję dopaminy. Hormonu powodującego, że podczas seksu nasz mózg otrzymuje swego rodzaju narkotyk. Za pierwszym razem z nowym partnerem dawka jest najsilniejsza. Potem zaczyna się stopniowo zmniejszać, więc jak narkoman silniejsze używki, organizm osób z DRD4 zmusza do szukania większych dawek dopaminy w kontaktach z innymi partnerami seksualnymi. Cytując szereg badań naukowych "Newsweek" przekonuje też, że w pełni można wierzyć tłumaczeniom zdradzających nas partnerów, że nie mają najmniejszego pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło. U zdradzających skok w bok zwykle dzieje się bowiem z wyłączeniem racjonalnego myślenia.
Bo zmieniliśmy się niewiele...
A wszystko to w związku z tym, że ludzki organizm wcale nie zmienił się tak bardzo od początków cywilizacji. W rozmowie z tygodnikiem naukowcy tłumaczą, że wciąż działają w nas zależności z czasów, gdy mężczyzna musiał uprawiać seks z wieloma kobietami, by w ten sposób walczyć o pozostawienie po sobie jak największej liczby potomków. Później człowiek połączył się w pary tylko dlatego, że dotychczasowy tryb życia nie pasowałby do konieczności prowadzenia wspólnych wypraw łowieckich. Długo kobiety w pełni pozostawały też zależne od swoich mężczyzn, co również sprzyjało nienaturalnej wierności.
Dziś jednak się to zmienia i niektórych szokuje, że zdradzają nie tylko mężczyźni, a skłonność ta leży także w naturze kobiet. To jednak nie tyle emancypacja, co pozwolenie sobie na uwolnienie naturalnych instynktów. A te paniom nakazują wciąż szukać partnera, z którym będzie można spłodzić jak najsilniejsze potomstwo. Po prostu, sama natura...
Więcej o tym, dlaczego zdradzamy i jak wbrew naturze spróbować dochować wierności możecie przeczytać w najnowszym "Newsweeku".