Potrzeba zdrady tkwi głęboko w naszych genach. Rzadko zdradzamy mając świadomość tego, co robimy.
Potrzeba zdrady tkwi głęboko w naszych genach. Rzadko zdradzamy mając świadomość tego, co robimy. Fot. Shutterstock.com

Musimy zdradzać. Bo tak jesteśmy stworzeni. Dlatego zdrada jest dla nas całkiem dobra. Jak przekonuje najnowszy "Newsweek", zdradzanie jest zupełnie naturalne i służy w podobny sposób obu płciom. Kobiety zdradzają, bo natura nakazuje szukać im najlepszego ojca dla swych potencjalnych dzieci. Mężczyźni decydują się na skok w bok, ponieważ od tysięcy lat nie wyzbyli się tkwiącego w genach przyzwyczajenia, by za wszelką cenę dążyć do przetrwania gatunku. Choć wiele mówimy o moralności, tak naprawdę nic nie jest w stanie wygrać z naszymi genami.

REKLAMA
Według naukowców, trudno wygrać głównie genem V1aR, który odpowiada za produkcję hormonu zwanego wazopresyną. W wielkim uproszczeniu, to właśnie poziom wazopresyny decyduje podobno o tym, czy czujemy potrzebę zdrady. Im więcej tego "hormonu wierności", tym silniej utrzymuje się w naszej podświadomości to, jak dobrze jest nam z aktualnym partnerem. Wazopresyna wpływa bowiem na utrzymywanie wspomnień z chwil rozkoszy. Gdy jednak tego hormonu zaczyna brakować, ludzie coraz mocniej rozglądają się z kimś nowym.
Zresztą nie tylko ludzie – amerykańscy naukowcy cytowani przez "Newsweeka" wszystkie te zależności potwierdzili badając norniki górskie i preriowe. Te pierwsze prowadzą niezwykle rozpustny styl życia, a drugie są czułymi i wiernymi partnerami. Oba gatunki są niemal identyczne. Jedną z głównych różnic jest jednak brak u norników górskich hormonu wierności. Gdy jednak otrzymały go od naukowców, natychmiast zmieniły się nie do poznania. Podobnie jak norniki preriowe zaczęły interesować się tylko jedną partnerką i poczętym z nią potomstwem.
Nie każdy produkuje hormon wierności
Podobnych zabiegów nie mogą jednak przechodzić ludzie. Dlatego nasze szczęście w związku zależy wciąż tylko i wyłącznie od naturalnego poziomu hormonu wierności w organizmie. Bo to, że niewiele różni nas pod względem wierności do zwierząt potwierdziły badania naukowców z renomowanego szwedzkiego Karolinska Institutet. Szwedzi przebadali ponad 500 mężczyzn i zależność między ich pociągiem do zmian partnerek, a poziomem hormonu były oczywiste. Ci, których organizm wydzielał mnie wazopresyny byli w grupie tzw. starych kawalerów lub ich związki przeżywały spore problemy. Wierni i szczęśliwi hormonu wierności mieli znacznie więcej.
"Newsweek" daje jednak nadzieję tym, którzy na zabój zakochali się w osobach o niskim poziomie wazopresyny. Tygodnik zapewnia, że nawet z naturalnych niewiernych da się zrobić partnerów na całe życie. Wystarczy podawać im inny znany hormon - oksytocynę. Takiego eksperymentu dokonano na uniwersytecie w Bonn, gdzie udowodniono, że mężczyźni otrzymujący oksytocynę prawie w ogóle przestali interesować się innymi kobietami, niż ich stałe partnerki. W towarzystwie niezwykle atrakcyjnej kobiet wręcz jej unikali, uciekali od niewłaściwego kontaktu.
"Gen zdrady"
Jednak do okiełznania naszej skłonności do zdrad to wszystko nie wystarcza. Na uniwersytecie stanowym w Binghamton inni naukowcy stwierdzili bowiem, że za zdradę odpowiada także gen DRD4. Nie wszyscy go mają – według amerykańskich naukowców pozbawiona może go być około połowa z nas. Najłatwiej poznać posiadacza genu zdrady po tym, jakie ma podejście do seksualności i wierności. Liberalizm w tym temacie oznacza, że zapewne dana osoba została wyposażona przez naturę w gen DRD4.
A ten "gen zdrady" wpływa na produkcję dopaminy. Hormonu powodującego, że podczas seksu nasz mózg otrzymuje swego rodzaju narkotyk. Za pierwszym razem z nowym partnerem dawka jest najsilniejsza. Potem zaczyna się stopniowo zmniejszać, więc jak narkoman silniejsze używki, organizm osób z DRD4 zmusza do szukania większych dawek dopaminy w kontaktach z innymi partnerami seksualnymi. Cytując szereg badań naukowych "Newsweek" przekonuje też, że w pełni można wierzyć tłumaczeniom zdradzających nas partnerów, że nie mają najmniejszego pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło. U zdradzających skok w bok zwykle dzieje się bowiem z wyłączeniem racjonalnego myślenia.
Bo zmieniliśmy się niewiele...
A wszystko to w związku z tym, że ludzki organizm wcale nie zmienił się tak bardzo od początków cywilizacji. W rozmowie z tygodnikiem naukowcy tłumaczą, że wciąż działają w nas zależności z czasów, gdy mężczyzna musiał uprawiać seks z wieloma kobietami, by w ten sposób walczyć o pozostawienie po sobie jak największej liczby potomków. Później człowiek połączył się w pary tylko dlatego, że dotychczasowy tryb życia nie pasowałby do konieczności prowadzenia wspólnych wypraw łowieckich. Długo kobiety w pełni pozostawały też zależne od swoich mężczyzn, co również sprzyjało nienaturalnej wierności.
Dziś jednak się to zmienia i niektórych szokuje, że zdradzają nie tylko mężczyźni, a skłonność ta leży także w naturze kobiet. To jednak nie tyle emancypacja, co pozwolenie sobie na uwolnienie naturalnych instynktów. A te paniom nakazują wciąż szukać partnera, z którym będzie można spłodzić jak najsilniejsze potomstwo. Po prostu, sama natura...
Więcej o tym, dlaczego zdradzamy i jak wbrew naturze spróbować dochować wierności możecie przeczytać w najnowszym "Newsweeku".