
– Krytyka Gowina w wykonaniu "Gazety Wyborczej" i innych mediów miała ogromny wpływ na decyzję premiera Tuska. Nigdy wcześniej w przypadku dymisji ministra to się nie zdarzyło – przekonuje w rozmowie z naTemat konserwatywna posłanka PO Elżbieta Radziszewska.
Minister postawił hipotezę w sprawie oczywistych skutków braku regulacji bioetycznych. Manipulacją gazety było to, że słowa ministra potraktowano jako zarzut a nie stwierdzenie powszechnie znanego faktu. Zapominając, że minister nie ma uprawnień śledczych, tym bardziej ma obowiązek upominania się o prawa nienarodzonych
Zdaniem Żalka ministra Gowina krytykowano nie za działalność, ale za poglądy: – Niestety. I o ile to jest zrozumiałe, że poglądy Jarosława Gowina stały się obiektem lewicowej krytyki, to trudno zrozumieć dlaczego przemilczano oczywiste fakty. Zwracam tylko uwagę, że wszystkie jego wypowiedzi dotyczyły nie kwestii ideologicznych, ale przestrzegania prawa. Przy sprawie związków partnerskich dowiódł, że te projekty były niekonstytucyjne. Niestety fakt ten jest pomijany i dlatego podejmowano próby zdyskredytowania ministra.
Media, czyli kozioł ofiarny
W słowach Gowina o salonie widzę trochę taką spiskową teorię dziejów, szczególnie charakterystyczną dla konserwatystów. Ma ona polegać na to, że jakieś lobby uzurpuje sobie prawo do decydowania o wszystkim. To już zdecydowana przesada.
Na moje oko decydującą przyczyną odwołania Gowina był błysk szaleństwa w jego oczach, kiedy opowiadał o polskich zarodkach wykorzystywanych przez Niemców. Tu coś się zdarzyło i premier zobaczył, że coś jest nie tak z równowagą emocjonalną ministra.

