Karolina Lewicka o kłótni Kaczyńskiego i Giertycha w Sejmie.
Karolina Lewicka o kłótni Kaczyńskiego i Giertycha w Sejmie. Zrzut ekranu z YouTube.com / Sejm / oprac. naTemat.pl
Reklama.

Ale byli i tacy, jak prowadzący wówczas obrady wicemarszałek Piotr Zgorzelski, który potem dzielił się z mediami swoimi obawami dotyczącymi tego, że sytuacja była już bliska wymknięcia się spod kontroli i rękoczynów. Ogłoszona przerwa jakoś rozładowała napięcie, ale nie zakończyła awantury.

Antagoniści kontynuowali walkę, ale już na bezpieczną odległość – prezes PiS w swym silnym wzburzeniu jednocześnie ewidentnie się rozmarzył – na tyle, by zażądać dla posła KO dożywocia (w sumie nie do końca jasne jest, czy na horyzoncie nie majaczyła nawet kara śmierci), a Roman Giertych poszedł w insynuacje, że prezes gra na niepoczytalność, by w ten sposób umknąć przed potencjalnym więzieniem. 

Różnica wzrostu między obu panami oraz ekspresyjne zdjęcia, z udziałem rozemocjonowanych posłów PiS, jakie zrobiono wtedy na sali plenarnej, stały się podstawą do produkcji licznych memów.

logo

Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek

Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.

Generalnie – śmiechom i żartom nie było końca, co generowało potężne zasięgi: w ciągu tylko pierwszej dobry przeciętny użytkownik sieci zetknął się z tą treścią około sześciu razy. Dane przytaczam za kolektywem analitycznym Res Futura, który zbadał także rozkład sentymentów: 37 proc. komentarzy wyrażało zmęczenie, dystans lub zniechęcenie wobec nie tylko tej kłótni, ale i całej klasy politycznej, stąd nikt nie wygrał tego wizerunkowo.

Uznano, że Kaczyński oszalał i szkodzi Polsce, a Giertych to cwaniak, który zgrywa bohatera, a poza tym "wszyscy oni są tacy sami". Jednocześnie w przestrzeni publicznej pojawiły się dwie, zresztą wykluczające się wzajemnie, tezy.

Pierwsza, że oto Kaczyński celowo podgrzewał atmosferę (awanturę zainicjowało jego wystąpienie, w którym powrócił do sprawy przesłuchania i śmierci Barbary Skrzypek i nazywał Giertycha "sadystą"), by przywrócić polaryzację na linii PiS-KO, nieco rozmytą przez rosnącego w siłę Mentzena, mającego pretensje do zastąpienia PiS w tym duopolu.

Czytaj także:

I druga, wedle której Kaczyński wyszedł na mównicę nie tylko bez żadnego trybu, ale i bez żadnego planu, po prostu puściły mu nerwy, jak to już ongiś przecież bywało, pokazał, na co go stać, jego wierni i najbardziej zażywni pretorianie pospieszyli mu z odsieczą i ciąg dalszy znamy.

Jeśli jednak działanie było intencjonalne, prowadzone na mobilizację elektoratu PiS, to efekt może być odwrotny od zamierzonego – najwierniejszych wyborców, tzw. żelazną podłogę może i uda się pobudzić, ale nimi nie zdoła się wygrać wyborów. Zaś wyborcę umiarkowanego można tylko odstręczyć. Bo ludzie nie lubią, gdy politycy kłócą się między sobą, kiedy jest wrzask i ogólne rozedrganie.

No, chyba że przy Nowogrodzkiej nikt już nie myśli o wygraniu z Trzaskowskim, tylko o tym, by Nawrocki nie poniósł klęski w pierwszej turze, dając się wyprzedzić kandydatowi Konfederacji. Wtedy taki spektakl może mieć jakiś sens – wystraszy zwłaszcza seniorów, zapędzi ich do urn.

Ale do wyborów jeszcze sporo czasu, po drodze święta i majówka, ludzie zdążą zapomnieć o wymianie uprzejmości przy sejmowej mównicy i swoich emocjach z tym związanych, jeśli takowe się pojawiły. Tak czy owak, trudno oszacować, komu i czy w ogóle się to opłaci. Może jednak Mentzenowi, który pociągnie za sobą grupę, mającą dość wojny Kaczyńskiego z Tuskiem.

Czytaj także:

Oburzonych na upadek standardów debaty politycznej przy Wiejskiej warto uraczyć anegdotą, zamieszczoną w 1919 roku na łamach satyrycznego pisma "Szczutek": Pewien ostrożny lwowianin, zapytywany po powrocie z Warszawy o wrażenia z Sejmu, pomyślał przez chwilę i rzekł: "Cóż, wrażenia? Był szanowny Pan kiedy na dworcu w poczekalni trzeciej klasy?".

Nie należy wprawdzie bagatelizować omawianej awantury, ale też i nie trzeba jej demonizować, nie wyciągać na jej podstawie generalnych wniosków o całkowitym upadku kultury politycznej i pracy parlamentarnej.

Jest to incydent i takowe zdarzają się gdzie indziej, w krajach o bardziej ugruntowanej tradycji demokratycznej debaty. Straszne jest co innego – kolejna, podjęta przez PiS, próba ulokowania w głowach obywateli spiskowej teorii o zamęczonej przez siepaczy Tuska i Bodnara współpracowniczce Kaczyńskiego.

Smoleńsk dawno już wytracił swoją moc oddziaływania na masy, choć PiS, przy okazji zbliżającej się piętnastej rocznicy katastrofy, na pewno będzie chciał o "zamachu" przypomnieć. Ale na pewno w powiązaniu ze sprawą Barbary Skrzypek, jako nowym paliwem dla tej opowieści (kiedyś zamordowali mi brata, teraz bliską osobę zaufaną).

Być może właśnie wystąpienie Kaczyńskiego w Sejmie było zapowiedzią tego, co powie 10 kwietnia. Fakt, że PiS nie rezygnuje z ogłupiania i dzielenia społeczeństwa na zwalczające się plemiona jest naszym największym problemem. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy realny i straszny wróg może za jakiś czas stanąć u naszych bram.

Czytaj także: