Pieniądze w związku. Czy lepiej zachować osobne konta?
Pieniądze w związku. Czy lepiej zachować osobne konta? Fot. 123 rf/zdjęcie seryjne
Reklama.

Pieniądze w związku. Czy lepiej zachować osobne konta?

Wbrew pozorom pieniądze są jednym z najczęstszych powodów konfliktów w związkach – a także rozwodów. Bo ludzie to materialiści? Nie, bo pieniądze to przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Badania pokazują, że różnice w podejściu do finansów, brak jasnych ustaleń i ukryte napięcia wokół pieniędzy często prowadzą do kryzysów nie do przeskoczenia.

​W Polsce liczba rozwodów utrzymuje się na wysokim poziomie. W 2023 roku orzeczono 56 892 rozwody, co oznacza wzrost w porównaniu do 51 000 rozwodów w 2020 roku. Problemy finansowe są jedną z głównych przyczyn rozpadu małżeństw. W 2013 roku około 8 proc. rozwodów, czyli blisko 5 200 par, rozstało się z powodu nieporozumień na tle finansowym .

Niektórzy uważają, że wspólne konto to jak małżeństwo – związek finansowy na dobre i na złe. Jeden rachunek, wspólne wpływy, pełna przejrzystość. „Jeśli sobie ufamy, to po co rozdzielać?” – mówią. I faktycznie, taki układ może działać, jeśli oboje pracujecie w tym samym wymiarze, zarabiacie podobnie i macie zbliżone podejście do wydawania pieniędzy.

Problem zaczyna się wtedy, gdy jeden zarabia znacząco więcej, a drugi czuje się z tym niekomfortowo. Albo – jeszcze gorzej – ktoś zaczyna kontrolować wydatki drugiej osoby. „Po co ci nowa torebka?”, „Znowu zamawiasz jedzenie?”, „Nie mówiłaś, że oszczędzasz?” – brzmi znajomo?

Z drugiej strony są pary, które preferują osobne finanse. Każdy ma swoje konto, swoje wydatki, swoje decyzje. I nie chodzi tylko o wygodę czy niezależność – to też kwestia bezpieczeństwa psychicznego i poczucia kontroli nad własnym życiem. Każdy ma prawo do swoich pieniędzy, własnych potrzeb i wydatków – bez konieczności tłumaczenia się z każdej kawy, książki czy spontanicznej wizyty u fryzjera.

Taki układ szczególnie doceniają osoby, które wcześniej doświadczyły przemocy ekonomicznej – formy przemocy, o której wciąż mówi się za mało. Polega ona na ograniczaniu dostępu do pieniędzy, kontrolowaniu wydatków, uniemożliwianiu pracy zawodowej czy zadłużaniu partnera bez jego wiedzy.

Najczęściej dotyka kobiet i bywa jedną z form kontroli w toksycznych lub przemocowych relacjach. Osobne konto może być w takich sytuacjach nie tylko wyrazem zdrowych granic, ale wręcz formą ochrony.

Model hybrydowy, czyli kompromis, który działa

Coraz popularniejsze jest podejście „i wilk syty, i owca cała”. Czyli: każdy ma swoje konto, ale jest też wspólne – na stałe wydatki typu czynsz, jedzenie, rachunki. Można się umówić, że oboje wpłacacie na nie co miesiąc jakąś kwotę – proporcjonalnie do zarobków lub po równo, w zależności od sytuacji.

To rozwiązanie łączy poczucie wspólnoty z niezależnością. Masz przestrzeń na swoje wydatki, ale też jasność, kto za co odpowiada. A co najważniejsze – to ułatwia rozmowę o pieniądzach, zanim przerodzą się w niewypowiedziane pretensje.

Większość finansowych dram w związkach nie bierze się z braku pieniędzy, tylko z braku rozmowy. Bo przecież „nie wypada pytać, ile zarabiasz”, „jakoś to będzie”, „nie chcę wyjść na materialistę”. A potem pojawiają się ciche żale, niejasności i kłótnie, które wcale nie są o pieniądze – tylko o poczucie sprawiedliwości, szacunku i bezpieczeństwa.

Dlatego zamiast zgadywać, kto co czuje i jakie ma oczekiwania, po prostu… pogadajcie. Nawet jeśli jesteście dopiero na początku wspólnej drogi. Zwłaszcza wtedy.

Bo może i miłość to nie Excel, ale trochę planowania nie zaszkodzi.