
Rząd intensywnie i bez medialnego szumu pracuje nad nowelizacją ustawy o dopuszczalnych poziomach hałasu w środowisku. Normy mają nie dotyczyć wszystkich obiektów sportowych np. boisk. Ma to swoich zwolenników i przeciwników. Z jednej strony ma pomóc w promocji sportu wśród młodzieży. Z drugiej strony głośne otoczenie będzie przeszkadzać mieszkańcom i może obniżyć wartość nieruchomości.
Kością niezgody jest "Projekt rozporządzenia Ministra Klimatu i Środowiska zmieniającego rozporządzenie w sprawie dopuszczalnych poziomów hałasu w środowisku". Po co jest wprowadzany? M.in. przez głośną aferę z "Orlikiem" na Puławach, do której za chwilę przejdziemy.
Nowe normy hałasu nie będą dotyczyć np. boisk szkolnych i rekreacyjnych. Dlaczego?
W uzasadnieniu możemy przeczytać, że zmiana jest "związana jest z potrzebą dostosowania przepisów rozporządzenia do regulacji zawartych ww. ustawie przez wskazanie, że dopuszczalne poziomy hałasu określone dla pozostałych obiektów i działalności będącej źródłem hałasu nie mają zastosowania do powszechnego korzystania ze środowiska w tym boisk, kortów, bieżni, skateparków, przeznaczonych do aktywności sportowej o charakterze szkolnym lub rekreacyjnym, w zakresie tej aktywności".
Chodzi więc o to, że przyjęte normy hałasu nie powinny być takie same dla wszystkich budowli. Czasem blokują bowiem działanie lub uniemożliwiają budowę np. boisk przyszkolnych, a każdy z nas wie, że sport to zdrowie.
"Przedmiotowa propozycja wpłynie pozytywnie na promowanie kultury fizycznej w społeczeństwie, jak również wpisuje się cel operacyjny: 'Profilaktyka nadwagi i otyłości', zawarty w Narodowym Programie Zdrowia na lata 2021–2025" – tłumaczy ministerstwo.
Ma to jednak drugą stronę medalu. Dzieciaki krzyczące na boiskach i gwizdki ich trenerów mogą irytować niektórych. Np. w 2018 r. małżeństwo z Puław poskarżyło się do sądu na "Orlika", przy którym mieszkali. Przeszkadzał im właśnie hałas oraz nadmierne oświetlenie.
Wygrali i sąd zakazał korzystać z tego obiektu osobom, które nie są uczniami szkoły (m.in. dorosłym i klubom sportowym). Sprawa miała burzliwy ciąg dalszy, który sprawił, że prezydent Puław trafił nawet niedawno za kratki.
Społecznicy walczący z hałasem w miastach są wściekli. Właściciele nieruchomości również
Resort klimatu nie chce doprowadzić do takich zdarzeń w przyszłości, więc na szybko zmienia prawo. I to też się nie podoba wielu osobom. Np. tym, które od lat walczą z hałasem w miastach (który też zresztą ma negatywne konsekwencje zdrowotne).
"Ten pomysł jest o tyle niebezpieczny, że teraz jeden minister wymyślił sobie, że wyjmie spod norm hałasu boiska i inne obiekty sportowe, a za chwilę może się okazać, że którykolwiek inny w odniesieniu do przedmiotu swoich interesów zrobi to również. A jak widać Ministerstwo Klimatu i Środowiska spełnia takie zachcianki szybko jak w fast-foodzie, bez przebadania sytuacji" – czytamy na profilu "Coraz głośniej".
Niesie to za sobą jeszcze inne, mniej oczywiste skutki. Jeśli boiska i inne obiekty rekreacyjne nie będą musiały przestrzegać żadnych norm hałasu (więc nie będą musiały być montowane np. ekrany akustyczne), to wpłynie to ujemnie na wartość nieruchomości w ich okolicy.
"Oznacza to, że nowe lub istniejące obiekty sportowe mogą generować wysoki poziom hałasu bez ograniczeń, nawet w pobliżu domów i działek mieszkalnych. Eksperci ostrzegają, że ta zmiana może doprowadzić do spadku wartości nieruchomości nawet o 20 proc.!" – grzmi biuro księgowe Katarzyna Kasprowicz na Facebooku.
Projekt nowelizacji ustawy jest już po konsultacjach społecznych i obecnie trwa jego opiniowanie. I dzieje się to błyskawicznie, bo ledwo co (5 maja) pojawił się na stronie Rządowego Centrum Legislacji. Może więc spodziewać się, że zacznie obowiązywać jeszcze w 2025 roku.
Zobacz także
