Wojtek Sawicki z Life on Wheelz. W tle montażu Pałac Prezydencki.
Wojtek Sawicki z Life on Wheelz będzie głosować w wyborach prezydenckich 2025. edytowana fot. LifeOnWheelz/Instagram

– Nie ruszam rękami, nie ruszam nogami, w zasadzie niczym nie ruszam, ale i tak pójdę na wybory – mówi w krótkim filmiku Wojtek Sawicki, twórca popularnego kanału Life on Wheelz. Pytamy influencera, czym są dla niego nadchodzące wybory i co chce osiągnąć, mówiąc o realiach głosowania osoby z rozległą niepełnosprawnością ruchową.

REKLAMA

Anna Dryjańska: Dlaczego pan idzie na wybory?

Wojtek Sawicki: Bo to mój obowiązek. Mam możliwość decydowania o swoim życiu, więc z niej korzystam.

Ta decyzyjność w przeliczeniu na pojedynczego wyborcę jest symboliczna.

Jest zarówno realna, jak i symboliczna, a symbole są bardzo ważne. Mój filmik to deklaracja, która może skłonić niektóre osoby do uczestnictwa w wyborach.

Czyli pańskim celem jest zwiększenie frekwencji?

Nie tylko. Przez wiele lat, gdy nie mogłem wychodzić z domu, głosowałem korespondencyjnie. Mógłbym tak zrobić także w tych wyborach. Jednak skoro teraz mam możliwość uczestnictwa w życiu społecznym, to chcę z niej korzystać. 

Osoby z niepełnosprawnościami nadal są izolowane w społeczeństwie. Warto pokazać, że jest się jego częścią. Jest to dla mnie bardzo istotne. Dlatego 1 czerwca będę głosował w lokalu wyborczym.

Gdy ja głosuję, wygląda to tak: biorę dowód osobisty, idę do lokalu, stawiam krzyżyk w odpowiedniej kratce, wracam. Szast-prast: 15 minut, góra pół godziny, jeśli są kolejki. Jak ten proces przebiega u pana?

Ja przygotowania do głosowania zaczynam na tydzień przed wyborami. Najpierw upewniam się w aplikacji mObywatel, czy mój lokal wyborczy jest dostępny dla osób z niepełnosprawnością ruchową. Czy są tylko schody, czy również podjazd lub winda?

Chcę się przygotować na każdą ewentualność. Nauczyły mnie tego lata 90. i 00., gdy wiele urzędów publicznych było niedostępnych dla osób na wózkach. 

Na szczęście chyba tylko jeden raz zdarzyło mi się, by głosowanie odbywało się w miejscu, które nie jest przystosowane do potrzeb wyborców z niepełnosprawnością ruchową.

I gdy już pan potwierdzi, że da radę wejść do lokalu wyborczego, to co dalej?

Wtedy sprawdzam, czy i który z moich asystentów ma czas, by pójść ze mną w niedzielę na głosowanie. Już kilka dni przed sprawdzam prognozę pogody, by zaplanować możliwie najlepszy czas na wyjście z domu. 

Od tego, czy jest słońce, czy pada, czy jest zimno, czy ciepło, zależy jakim środkiem transportu dotrę do lokalu wyborczego. Jeśli jest ładna pogoda, w grę wchodzi spacer lub transport publiczny. Jeśli warunki atmosferyczne są niesprzyjające, wtedy musi to być samochód, do którego można wjechać wózkiem i go zabezpieczyć. Asystent pomaga mi wjechać do auta i w drogę. 

Oczywiście pogoda w dniu głosowania może być inna niż w prognozie, wtedy muszę dostosować plany do panujących warunków.

Dotarł pan z asystentem do lokalu wyborczego. W jaki sposób pan głosuje, skoro nie może utrzymać długopisu?

Asystent pobiera moją kartę głosowania. Następnie wypełnia ją zgodnie z moją decyzją i mi ją pokazuje. Potem pomaga mi ją wrzucić do urny wyborczej. 

Jak na pańską obecność reagują członkowie komisji wyborczej?

Z reguły są uczynni, przeszkoleni i chętni do pomocy. Chcą ułatwić proces głosowania, jak mogą, bym wypełnił mój obywatelski obowiązek bez zbędnego dyskomfortu.

A jak zachowują się wobec pana inni wyborcy?

Ludzi szokuje mój wygląd i to, że chcę uczestniczyć w życiu społecznym. Dlatego mam wrażenie, że każde moje wyjście z domu to performens. Jednak mimo strachu inni głosujący chcą mi pomóc, życzą powodzenia. 

Każdy stara się zareagować najlepiej, jak potrafi. Ze strony otoczenia nie ma wrogości i niecierpliwości. Jest skrępowanie i niewiedza.

Ile zajmuje panu głosowanie?

Około trzech godzin, jeśli liczyć od momentu rozpoczęcia przygotowań do wyjścia z domu do chwili powrotu.

Chyba zawstydził pan właśnie wielu pełnosprawnych ruchowo, niegłosujących wyborców.

Nie chcę nikogo zawstydzać. Chcę na swoim przykładzie pokazać, że nawet jeśli udział w wyborach jest trochę trudniejszy i trwa nieco dłużej, to warto podjąć te starania, skorzystać z prawa głosu.

Dlaczego?

Uważam, że udział w wyborach to minimum, które jesteśmy winni naszemu krajowi. Jako Polacy powinniśmy wpływać na życie naszego narodu nie tylko przez głosowanie, ale i stowarzyszanie się w obronie naszych wartości. 

Zaangażowanie obywatelskie przynosi korzyści nie tylko państwu, ale i nam. Mam porównanie: odkąd zacząłem udzielać się społecznie, moje życie stało się lepsze.

Głosowanie jest najłatwiejszą i najmniej angażującą formą kształtowania naszego życia.

Na koniec czy ma pan coś do powiedzenia tym osobom, które uważają, że w drugiej turze wyborów spotkało się dwóch siebie wartych kandydatów?

Żaden z kandydatów nie jest idealny, ale z pewnością nie są identyczni. Warto zagłosować na tego kandydata, który bardziej reprezentuje nasze poglądy.

Wojtek Sawicki prowadzi popularny profil na Instagramie. Life on Wheelz obserwuje 128 tys. osób. Przybliża na nim realia swojego życia. Influencer od dzieciństwa cierpi na dystrofię mięśniową Duchenne'a (DMD). To rzadka choroba genetyczna, której objawem jest postępujący i nieodwracalny zanik mięśni. Wojtka Sawickiego można wesprzeć na jego Patronite.