Niedziela, parę minut po czwartej. Wracam do domu z siłowni z myślą, że za niewiele ponad godzinę obejrzę finał siatkarskiej Ligi Mistrzów. Rozgrywane w Łodzi starcie mistrza Polski Skry Bełchatów z Zenitem Kazań, w którym gra pół reprezentacji Rosji. Spoglądam w internecie na program telewizyjny i oczom nie wierzę. Czyżbym meczu miał nie zobaczyć?
Polsat: 16.15 - "Tylko taniec. Got to dance", 17.45 - "Pamiętniki z wakacji". W tym drugim programie niedawno opowiedziano widzom historię mężczyzny w średnim wieku, który na wakacjach w Egipcie pomylił bidet z muszlą klozetową.
Najpierw krótki zarys całej sytuacji. Z całą stanowczością można napisać, że to był najważniejszy mecz polskiej drużyny w pucharach od 34 lat. W sezonie 1977/78 Puchar Europy Mistrzów Krajowych (tak rozgrywki wówczas się nazywały) zdobył Płomień Milowice. Wcześniej, też w latach 70., w finale rozgrywek grała Resovia Rzeszów. Ale to były zupełnie inne czasy. Wtedy siatkówka co prawda Polaków interesowała, naród był na fali sukcesów drużyny Huberta Jerzego Wagnera, ale nie było na nią takiego boomu jak teraz. Nie było pełnych hal, pieśni o małym rycerzu i polskich kibiców, uważanych za najlepszych na świecie.
Okręt flagowy Polsatu
Dzwonię do Joanny Czyczuk, specjalistki do spraw marketingu w klubie AZS Politechnika Warszawska. I pytam co sądzi o decyzji Polsatu. - Moim zdaniem podjęto niewłaściwą decyzję. Przecież siatkówka jest w tej chwili w Polsce sportem drużynowym numer dwa, zdecydowanie. Dla mnie to wielka szkoda. Jeżeli taki mecz, finał Ligi Mistrzów, nie jest pokazywany na otwartej antenie, to coś jest tu nie tak. Chyba nikt sobie przecież nie wyobraża, żeby Polsat nie pokazał finału piłkarskiej Ligi Mistrzów czy Ligi Europy. Wiesz, jakie wtedy byłyby protesty? - mówi mi Czyczuk.
Platforma Cyfrowego Polsatu jest teraz w sytuacji niełatwej. W drugiej połowie bieżącego roku ma dojść do fuzji Cyfry Plus i telewizji N. Powoduje to, że swoją ofertą sportową dwie połączone platformy zdominują Polsat Sport. Pozostanie w zasadzie piłkarska Liga Europy, która ludzi interesuje zdecydowanie mniej niż dużo bardziej prestiżowa Liga Mistrzów. Do tego niektóre walki bokserskie. No i siatkówka, która mogłaby być takim okrętem flagowym stacji. Mogłaby, ale raczej nie będzie, jeżeli tak ważnego spotkania nie można obejrzeć w kanale ogólnodostępnym.
Kibic niezarażony
- Z jednej strony ten kanał jest dość dostępny, z tego co wiem można go znaleźć w większości kablówek. Jednak z drugiej strony oni powinni myśleć przyszłościowo, tak dalekosiężnie. Rozumiem, że wykupili prawa i nie chcą ich oddawać, ale musi być też moment żeby siatkówką zarazić kibica. Ktoś przecież może w ogóle się tym nie interesować, aż tu nagle włączy kanał otwarty, zobaczy finał Ligi Mistrzów i powie: "Wow, fajna ta dyscyplina". A potem wykupi dekoder - analizuje Czyczuk.
Dramatyczna końcówka niedzielnego finału:
Tym bardziej, że z rozgrywany w Łodzi turniej Final Four stał na naprawdę wysokim poziomie. Dramatyczny był finał, w którym Skra Bełchatów poległa, nie wykorzystując wcześniej trzech piłek meczowych. Doskonałe było również spotkanie półfinałowe, w którym Zenit Kazań pokonał 3:1 włoski Itas Trentino, uznawany powszechnie za najlepszą drużynę świata w ostatnich latach.
Telewizyjny "zonk"
Z Polsatem kiedyś związany był Zygmunt Chajzer, znany kibic i znawca siatkówki, dziś zasiadający we władzach kobiecego klubu Sparta Warszawa. Zdaniem popularnego dziennikarza brak meczu finałowego na antenie otwartego Polsatu to błąd. Taki telewizyjny "zonk".
- Ta stacja dużo zrobiła dla spopularyzowania siatkówki w Polsce, dlatego trochę się dziwię, że przy okazji takiego turnieju nie poszła za ciosem. Wie pan, ja w ogóle uważam, że siatkówkę powinni oglądać wszyscy - mówi mi przez telefon Chajzer. Po chwili dodaje: - Choć z drugiej strony rozumiem, że zapewne taka jest polityka stacji. Tyle że według mnie nie jest to dobry wybór.
Miałem nadzieję, że o całej sprawie uda się dłużej porozmawiać z szefem sportu w Polsacie Marianem Kmitą. Dzwonię, odebrał. Tłumaczę o czym piszę tekst i co mnie do tego skłoniło. Kmita nie ma jednak ochoty dłużej rozmawiać: - Argumenty, które pan przedstawia, są tylko pana subiektywną opinią. W tej sprawie powiem tylko tyle, że taka jest polityka naszej stacji. Nie mam nic więcej do powiedzenia.