
Adam H., terapeuta z ośrodka dla niedosłyszących dzieci w Żarach został oskarżony o pedofilię, a prokuratura ma na to mocne dowody. Jednak jego pracodawca od roku musi przysyłać mu do areszty połowę pensji, bo nie może go zwolnić bez prawomocnego wyroku. Tak nakazuje Karta Nauczyciela, która może i sprawdzała się w PRL-u, ale teraz nie przystaje do rzeczywistości.
- Nie chcemy mu płacić. Ale mamy związane ręce. Zwolniliśmy go dla pewności, dopiero gdy był gotowy akt oskarżenia - tłumaczy Marek Cieślak, starosta żarski. Wręczył nauczycielowi dyscyplinarkę po pół roku śledztwa. I tu zaczął się problem. Nauczyciel pozwał dyrekcję szkoły za zwolnienie przed werdyktem sądu. Zgodnie bowiem z Kartą nauczyciela szkoła powinna poczekać do prawomocnego wyroku skazującego. CZYTAJ WIĘCEJ
Zdaniem prawników takie zapisy łamią zasady sprawiedliwości społecznej, bo nawet jeśli dowody są mocne, to postępowania w polskich sądach mogą ciągnąć się latami, a podatnicy wciąż płacą na utrzymanie takiej osoby. Przez ten czas dostanie kilkadziesiąt tysięcy złotych, a ofiary pedofilów dostają najwyżej po kilka tysięcy złotych. Zapisów bronią nauczyciele, którzy przekonują, że taki zapis chroni nauczyciela, który zostanie niesłusznie oskarżony, na przykład z powodu zemsty uczniów.

