Oskarżony o pedofilię nauczyciel dostaje do aresztu połowę pensji. Chroni go prawo rodem z PRL-u.
Oskarżony o pedofilię nauczyciel dostaje do aresztu połowę pensji. Chroni go prawo rodem z PRL-u. Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta

Adam H., terapeuta z ośrodka dla niedosłyszących dzieci w Żarach został oskarżony o pedofilię, a prokuratura ma na to mocne dowody. Jednak jego pracodawca od roku musi przysyłać mu do areszty połowę pensji, bo nie może go zwolnić bez prawomocnego wyroku. Tak nakazuje Karta Nauczyciela, która może i sprawdzała się w PRL-u, ale teraz nie przystaje do rzeczywistości.

REKLAMA
Wychowawca z ośrodka dla dzieci z problemami mowy i słuchu miał przez 12 lat molestować swoich podopiecznych. Kiedy wpadł rok temu szybko postawiono akt oskarżenia – przesłuchano 37 jego ofiar, a na telefonie i komputerze znaleziono zdjęcia nagich uczniów. Mężczyzna siedzi w areszcie z zarzutami o pedofilię i czeka na wyrok – nawet 12 lat więzienia. Do chwili jego uprawomocnienia będzie jednak musiał dostawać połowę pensji, bo to gwarantuje mu prawo, a dokładnie Karta Nauczyciela – podaje "Gazeta Wyborcza".

- Nie chcemy mu płacić. Ale mamy związane ręce. Zwolniliśmy go dla pewności, dopiero gdy był gotowy akt oskarżenia - tłumaczy Marek Cieślak, starosta żarski. Wręczył nauczycielowi dyscyplinarkę po pół roku śledztwa. I tu zaczął się problem. Nauczyciel pozwał dyrekcję szkoły za zwolnienie przed werdyktem sądu. Zgodnie bowiem z Kartą nauczyciela szkoła powinna poczekać do prawomocnego wyroku skazującego. CZYTAJ WIĘCEJ

Źródło: "Gazeta Wyborcza"

Zdaniem prawników takie zapisy łamią zasady sprawiedliwości społecznej, bo nawet jeśli dowody są mocne, to postępowania w polskich sądach mogą ciągnąć się latami, a podatnicy wciąż płacą na utrzymanie takiej osoby. Przez ten czas dostanie kilkadziesiąt tysięcy złotych, a ofiary pedofilów dostają najwyżej po kilka tysięcy złotych. Zapisów bronią nauczyciele, którzy przekonują, że taki zapis chroni nauczyciela, który zostanie niesłusznie oskarżony, na przykład z powodu zemsty uczniów.
Przykładów pokazujących, że polskie prawo nie radzi sobie z pedofilią jest więcej. Gdańszczanin produkował i rozpowszechniał w internecie pedofilskie filmy. Wykorzystywał do tego swoją dwuletnią córkę. Prokuratura postawiła mu zarzuty, a oskarżony przyznał się do winy. Mimo to, pedofil nie trafił do aresztu.