Ponad 2/3 Polaków nie jest usatysfakcjonowanych z kierunku, w którym zmierza nasz kraj. Do tego spada nasze zadowolenie z indywidualnej sytuacji materialnej, coraz mniej wierzymy w Unię Europejską, a o poprawie nawet nie marzymy. I chociaż gospodarka wciąż jeszcze rośnie w statystykach, to wygląda na to, że Polacy mają doła. Tylko dlaczego?
Aż 70 proc. Polaków nie jest usatysfakcjonowanych z kierunku, w którym podąża nasz kraj – wynika z badań instytutu PewResearch. Pod tym względem nie różnimy się za bardzo od reszty Europy: mniej niezadowolonych jest tylko w Wielkiej Brytanii (68 proc.). Biorąc pod uwagę warunki gospodarcze, nie powinno dziwić, że znaczny brak satysfakcji z kierunku, w którym podąża państwo odnotowano także w Hiszpanii, Włoszech i Grecji. Jedyny kraj w zestawieniu, w którym liczba zadowolonych (57 proc.) przekracza niezadowolonych obywateli, to Niemcy.
Polacy niezadowoleni
To jednak tylko wierzchołek góry lodowej naszego niezadowolenia. Bo o ile w 2010 roku ponad połowa z nas uważała, że sytuacja w kraju jest całkiem niezła, a nawet dobra, to w ciągu dwóch liczba zadowolonych spadła niemal o połowę – do 27 proc. Wygląda jednak na to, że szybko nie wrócimy rekordowo pozytywnego 2010 roku – zarówno w 2011, 2012 i 2013 tendencja była spadkowa.
Co więcej, w perspektywy na przyszłość też nie wierzymy. Aż 51 proc. badanych stwierdziło, że w ciągu roku sytuacja gospodarcza kraju się nie zmieni. Kolejne 30 proc. uważa, że będzie gorzej, a jedynie 14 proc. wierzy w poprawę. Wnioski? Przeważa pesymizm.
Media straszą
Czemu tak czarno patrzymy w przyszłość? Czy jest naprawdę aż tak źle, czy Polacy ulegają masowemu "dołowi"? Dr Wojciech Warski, wiceprzewodniczący Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych i ekspert Business Centre Club, uważa, że takie nastroje nie wynikają bezpośrednio z sytuacji ekonomicznej.
Nie da się ukryć, że medialna atmosfera wokół gospodarki nie jest zbyt dobra: w ciągu minionego roku wiele mówiło się o kryzysie w całej Europie i o tym, że politycy – zarówno rządzący Polską, jak i Europą – nie radzą sobie z kryzysem. Co prawda, nasza gospodarka wciąż zalicza wzrost PKB, ale coraz mniejszy. W związku z tym wielu ekonomistów już w 2012 roku zapowiadało, że Polskę czeka recesja.
Badani myślą o...
Politolog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej prof. Klaus Bachmann zauważa jednak w rozmowie z nami, że respondenci, którzy odpowiadają na ogólne pytania o nastroje, nie myślą wówczas zbyt szczególnie o gospodarce i finansach. – Badani, słysząc takie pytania, odnoszą się do ogólnej sytuacji, nie tylko gospodarczej. Mogą myśleć o tym, co się mówi w tramwaju i knajpie, czy jest źle czy dobrze, opierają się o ogólne nastroje, a nie twarde dane. A to zazwyczaj dość mgliste opinie – przekonuje prof. Bachmann.
Nasz rozmówca przyznaje, że można zniwelować ten efekt, zadając konkretne pytania. Na przykład: czy jesteś zadowolony ze swojej sytuacji materialnej. I takie pytanie też zadano w badaniach PEW Research. Niestety, jego wyniki nie nastrajają zbyt optymistycznie. Jeszcze w 2008 roku aż 63 proc. respondentów uważało, że ich sytuacja finansowa jest dobra. Dziś to już "tylko" 44 proc. Na tym tle wypadamy zdecydowanie gorzej, niż inne narody w Europie – pomijając oczywiście Grecję.
Bezrobocie nas dręczy
Politolog wskazuje też, że zazwyczaj w takich badaniach najważniejszym czynnikiem, który decyduje o nastrojach jest rynek pracy. I według badań instytutu Polaków najbardziej boli właśnie brak perspektyw zatrudnienia. To także kwestia, którą polskie władze powinny zająć się w pierwszej kolejności – wskazało tak aż 61 proc. badanych. Mniejszym problemem jest dług publiczny i przepaść między bogatymi i biednymi. Sporo osób wskazało też "rosnące ceny" jako istotną bolączkę polskiej gospodarki.
Ewidentnie więc to bezrobocie i kwestia finansowe decydują o naszych nastrojach. Przy czym prof. Bachmann zaznacza, że nie chodzi o ogólną sytuację na rynku pracy lub fakt, że ktoś jest zatrudniony lub nie. – Największe przełożenie na nastroje mają ci, którzy czują się zagrożeni utratą pracy – mówi politolog.
A w Polsce w poczuciu takiego zagrożenia może żyć bardzo wiele osób – kryzys był dla wielu firm i instytucji doskonałą wymówką do tego, by po prostu zwalniać kolejnych ludzi. Media zaś tę atmosferę podtrzymują, informując o kolejnych zwolnieniach i drastycznie rosnącym bezrobociu. Nic dziwnego więc, że Polacy boją się stracić pracę i są z tego powodu ogólnie niezadowoleni, jeśli miesiąc w miesiąc bezrobocie bije kolejne rekordy.
Dr Wojciech Warski przekonuje jednak, że nawet bezrobocie nie tłumaczy tak negatywnych ocen naszej przyszłości i sytuacji w badaniach Pew Research. – Bezrobocie jest i to dotkliwe, ale proszę zauważyć, że dotyka głównie ludzi z wykształceniem, ale bez doświadczenia lub tych w ogóle bez wykształcenia. Ci, którzy mają fach w ręku, nie mają z tym problemu – podkreśla dr Warski.
Pazerni Polacy?
Zdaniem naszego rozmówcy, takim nastrojom winne są dodatkowo rozdmuchane nadzieje Polaków. – Od 2004 roku przez kilka lat przyzwyczajaliśmy się do szybkiego wzrostu. Teraz, gdy w niektórych branżach zrobiło się trochę gorzej, ale nie tragicznie, przestaliśmy być zadowoleni. Co więcej, Polacy, którzy podróżują widzą Zachód Europy i chcieliby mieć od razu wszystko to samo, ten sam poziom życia. A tak jeszcze długo u nas nie będzie. Według statystyk dogonimy poziom życia zachodu dopiero za kilkadziesiąt lat – przypomina dr Warski.
Obywateli zaś takie analizy i statystyki nie interesują. – Ludzie są niecierpliwi, chcieliby mieć wszystko już tu i teraz. To efekt naszych nadmiernych i bezkrytycznych oczekiwań – ocenia ekspert BCC. Jego zdaniem, zapomnieliśmy już o tym, co nam zostawił PRL i ile lat Polska dopiero się rozwija. Nie pamiętamy o tym, jak dużo osiągnęliśmy w ciągu ostatnich 20 lat. Patrzymy na siebie przez pryzmat o wiele lepiej rozwiniętych krajów, które jednak na bogactwo pracowały o wiele dłużej.
To jednak nie zmienia faktu, że niezadowoleni jesteśmy. I pewnie mamy ku temu sporo realnych powodów. Według badań młodzi ludzie w naszym kraju przestają wierzyć w Unię Europejską i jej pomoc, coraz mniej osób sądzi też, że integracja gospodarcza w UE polepszy naszą sytuację. Niestety – jakkolwiek może to być,częściowo wina mediów i wielkich nadziei na Zachodnie luksusy, to politycy nad tymi wynikami powinni się zastanowić. Bo nie da się ukryć, że zarówno władze Polski, jak i Unii Europejskiej, nie są zbyt skuteczne w walce z kryzysem. A dół w społeczeństwach narasta.
W tej chwili padamy zbiorowo ofiarami mediów, które w sposób nieodpowiedzialny bawią się w proroka. Mediom łatwiej jest sprzedać informację, że coś w statystykach spada, niż optymistycznie opisywać sukcesy. Pozytywne tematy są po prostu mniej nośne