- Poproszono mnie o zgodę na spotkanie kurtuazyjne, a potem zostało to przedstawione, jakbym był zaangażowany w prace zespołu Macierewicza - w rozmowie z TOK FM twierdzi amerykański naukowiec prof. Joseph R. Lakowicz, na którego w swoich sensacyjnych ustaleniach na temat katastrofy smoleńskiej powoływał się Antoni Macierewicz.
Skąd
Antoni Macierewicz wziął swoich ekspertów? To pytanie od dawna nurtowało wielu Polaków zaskoczonych kolejnymi sensacyjnymi tezami, które przedstawiał szef parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia przyczyn
katastrofy smoleńskiej. Jak się okazuje, niektórzy z nich dowiedzieli się, że pracują dla Macierewicza dopiero wówczas, gdy powoływał się na ich autorytet podczas swoich głośnych konferencji. - Jestem wściekły. Czuję, że zostałem wystawiony, oszukany. Poproszono mnie o zgodę na spotkanie kurtuazyjne, a potem zostało to przedstawione, jakbym był zaangażowany w prace zespołu Macierewicza - twierdzi prof. Joseph R. Lakowicz z University of Maryland cytowany przez TOK FM.
Spotkanie z elitą naukową University of Maryland było dla Antoniego Macierewicza ostatnimi czasy jednym z najważniejszych sukcesów na drodze do wyjaśnienia, że na pokładzie prezydenckiego tupolewa 10 kwietnia 2010 roku doszło do zamachu. Dla zwolenników prawicy, poparcie udzielone w Stanach Zjednoczonych ma bowiem niebagatelne znaczenie. Wielu sympatyków Prawa i Sprawiedliwości wciąż wierzy, że w nowe śledztwo w sprawie katastrofy uda się włączyć wreszcie Biały Dom. Specjaliści z tak renomowanego ośrodka mogliby w tym wydatnie pomóc.
Problem w tym, że prof. Joseph R. Lakowicz twierdzi, iż z delegacją z Polski spotkał się jedynie niezobowiązująco. Co więcej, Lakowicz utrzymuje, że gdy Antoni Macierewicz wreszcie trafił do jego domu, zaproponowany przez polskiego posła temat rozmowy był dla naukowca wielkim zaskoczeniem. Wówczas miał szybko starać się zakończyć tę rozmowę. Jak donosi TOK FM, prof. Lakowicz przyznał, że nie zdawał sobie sprawy z tego, kim naprawdę jest jego rozmówca i czym zajmuje się nad Wisłą. - Wygląda na to, że spotkanie zostało zorganizowane tylko po to, by później można było mówić, że rozmawiałem z posłem Macierewiczem - mówi oburzony.