
Nie, to nie jest zmiana warty i "kurs na zwycięstwo". To koniec, a białą flagę wywiesił osobiście Szymon Hołownia. Twórca i szef Polski 2050 zapowiedział, że w styczniu nie wystartuje w wyborach na przewodniczącego ugrupowania.
"Ja nie jestem niezastępowalny, a ci fajni ludzie mogą zrobić organizację dużo lepszą niż ja zrobiłem" – przekonywał. Jednocześnie Hołownia chce być, po oddaniu w listopadzie fotela marszałka Sejmu, wicemarszałkiem izby niższej, bo "jest typem polityka, który spełnia się w parlamencie".
Wiele wskazuje na to, że zarówno nową szefową partii, jak i kandydatką partii na stanowisko wicepremiera jest Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ale ostateczne decyzje dotyczące starań o jej pozycję w rządzie zapadną we wtorek, po spotkaniu minister z klubem, zaś partią rządzi już od dłuższego czasu, zastępując od wyborów prezydenckich wycofanego lidera.
Na miejscu działaczy i parlamentarzystów, którzy po 2027 roku pragną być nadal obecni w polityce, zaczęłabym szukać naprędce szalupy ratunkowej. Bo Polska 2050 w błyskawicznym tempie nabiera wody.
Hołownia przestał wierzyć w projekt Polska 2050?
Bo co tak naprawdę wydarzyło się na konferencji polityków tego ugrupowania w sobotę? Otóż Hołownia, o którego zniechęceniu do partyjnej roboty i planach odejścia z polityki plotkowano przy Wiejskiej od jego katastrofalnego wyniku w wyborach prezydenckich, właściwie to nam ogłosił.
Stanowisko wicemarszałka jest komfortowym miejscem – gabinet, limuzyna, podróże – na czas poszukiwań nowego zajęcia w życiu. Zrzucenie z pleców partii odcięciem od niej, bo opowieści, że "rolą lidera jest powiedzieć w pewnym momencie: przekazuję pałeczkę" można włożyć między bajki.
Partyjni liderzy zwykle zostają odsunięci w wyniku pałacowego zamachu stanu, albo też przegrywają z generalską parą, czyli czasem i biologią, bądź odchodzą w wyniku skandalu, kompromitacji.
Albo, jak Hołownia, przestali wierzyć w swój projekt, porzucają go w związku z tym i ruszają dalej zostawiając zgromadzonych przez siebie ludzi ich własnemu losowi.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.

Polska 2050 była i jest ugrupowaniem jednego, konkretnego człowieka. Pełczyńska-Nałęcz ma w partii silną opozycję, wręcz wielu wrogów. Nawet jeśli wygra wewnętrzne wybory nie wróżę jej sukcesu, partia zapewne pęknie, a kto będzie miał szansę zaczepić się gdzie indziej, odejdzie.
Średnia sondażowa dla Polski 2050 to niespełna 3 proc., szanse na odbudowę poparcia są mizerne. Także dlatego, że partia jest strukturalnie słaba – Hołownia nigdy o to nie dbał. Jacek Bury, który kilkanaście dni temu z partii odszedł, pytany przez "Rzeczpospolitą" o to, czy w centrum uwagi Hołowni były jego prezydenckie ambicje, a nie partia, dlatego właśnie jej nie rozwijał, nie zaprzecza. "Zrezygnował z organicznej pracy, z budowy struktur partyjnych" – mówi były senator.
Od 21 do 3 proc.
Tu cofnijmy się do grudnia 2019 roku. W gdańskim Teatrze Szekspirowskim Hołownia ogłasza przejście ze świata show-biznesu do polityki: "Powiem to wprost. Po raz pierwszy publicznie. Na początku roku zostaną ogłoszone wybory. Chcę się u was ubiegać o tę pracę. Proszę, byście powierzyli mi funkcję stróża narodowej wspólnoty".
O żadnej partii nie ma wtedy mowy, Hołownia naprawdę wierzy w to, że prezydentura jest w zasięgu jego ręki. Nie udaje się i nieweryfikowalnym gdybaniem są dziś rozważania, czy gdyby KO nie wymieniła Kidawy na Trzaskowskiego, to Hołownia miałby szansę pokonać Dudę. Partia jest odpowiedzią na porażkę i dowodem na to, że Hołownia wierzy w siebie – jeśli nie teraz, to za pięć lat. Ugrupowanie ma mieć charakter przetrwalnikowy.
To trudny dla Hołowni czas, bo trzeba się utrzymać ze zbiórek przez trzy lata, do kolejnych wyborów, parlamentarnych, ale początkowo przynajmniej sondaże są obiecujące – odpływają do nowej partii wyborcy rozczarowani niemocą KO, w pewnym momencie, tuż przed powrotem do polskiej polityki Tuska, Polska 2050 ma w sondażach 21 proc.
Ale Tusk wraca, w lipcu 2021 roku, i zaczyna się ruch w dół. Latem dwa lata później, kiedy już trwa kampania wyborcza, szału w sondażach nie ma: Polska 2050 notuje mniej niż 10 proc., ale też od kwietnia wiadomo, że startuje wspólnie z PSL, z listy Trzeciej Drogi.
Ten projekt wprawdzie da obu koalicjantom po trzydzieści kilka mandatów poselskich, ale ostatecznie okaże się, że był dobry tylko na raz, a nie jako trwały pomysł na siebie w polityce obu graczy. Trzecia Droga rozpadnie się w czerwcu tego roku, a Polska 2050 będzie odtąd pod progiem wyborczym. No i rzecz najważniejsza: Hołownia nie dostanie nawet 5 proc. głosów w pierwszej turze wyborów prezydenckich, przeskoczy go Grzegorz Braun.
Po wyborach Hołownia znika. Dosłownie. Idzie na długi urlop, nie uczestniczy w spotkaniach liderów koalicji rządzącej, gdzie zastępuje go Pełczyńska-Nałęcz, nie jest aktywny w mediach społecznościowych, nie udziela wywiadów. Ma być w złej formie.
Wiadomo, że w listopadzie, zgodnie z umową, musi oddać Włodzimierzowi Czarzastemu fotel marszałka Sejmu. Spekuluje się, co Hołownia ze sobą zrobi, czy wejdzie do rządu, czy zostanie szeregowym posłem. Dziś wiemy, że Hołownia w polityce niby wciąż jest, ale właściwie już go w niej nie ma. Pozostaje jedynie pytanie o charakter jego aktywności przez te dwa kolejne lata.
Wszyscy winni, tylko nie on
Wielokrotnie słyszałam o przekonaniu Hołowni, że szansa na sukces w 2020 roku została mu ukradziona przez porozumienie KO i PiS, i zgodę na wymianę przez KO kandydata. Po raz drugi to Tusk swoim powrotem pokrzyżował Hołowni szyki, odbierając mu wyborców.
Obaj za sobą nie przepadają, a teraz swojej frustracji Hołownia może dać bezkarnie upust. Miałam wrażenie, że to właśnie obserwowaliśmy podczas piątkowych głosowań, kiedy to głosami posłów 2050, w tym Hołowni, przeszedł do dalszych prac prezydencki projekt o CPK.
Później marszałek Sejmu tłumaczył, że projekt jest wprawdzie pełen absurdów (i, dodajmy, niezgodny z wersją rządową, przyjętą przez posłów dwa dni wcześniej), ale że te absurdy trzeba wykazać podczas prac nad tym projektem na komisji infrastruktury (sic!).
Efekt jest na razie wyłącznie taki, że Karol Nawrocki triumfuje, a PiS opowiada wszem wobec o przyspieszonej erozji obozu władzy. Być może taki jest teraz pomysł Hołowni na siebie – opowiadając o "poszukiwaniu części wspólnych" między rządem i prezydentem oraz o szkodliwości wojny polsko-polskiej, Hołownia będzie wbijał kolejne szpilki Tuskowi. Niewykluczone, że odczuje przy tym osobistą ulgę i jakiś rodzaj satysfakcji.
A Kaczyński będzie się temu przyglądał i nie przeszkadzał...
