
Polacy przecierają oczy ze zdumienia: w zasadzie nie ma tygodnia, by któryś z dyskontów nie uruchomił potężnej promocji na masło. Bywają i takie weekendy, gdy masło za cenę mocno poniżej 5 zł można kupić i w Lidlu, i w Biedronce. Wiemy już, skąd te ceny i nie mamy dobrych wiadomości dla osób, które płacą za masło 7-8 złotych.
Coraz więcej osób zastanawia się, skąd te promocje. W moim domu masło schodzi na bieżąco: do wypieków, do smażenia, do pieczywa. Od mniej więcej dwóch lat uważnie śledzę więc ceny masła. I praktycznie zawsze udawało mi się skorzystać z promocji. W roku 2024 dyskonty zaczęły robić promocje, które pozwalały kupić kostkę masła za nieco mniej niż 5 zł. Oczywiście przy zakupie trzech sztuk jednocześnie.
Co się dzieje z cenami masła?
Wtedy takie promocje zdarzały się raz na kilka tygodni. To akurat wystarczało (przynajmniej mnie), by kupić 3 kostki i spokojnie poczekać z kupnem do kolejnej akcji. Zauważmy, że masło ma dość długi termin przydatności do spożycia, więc kilka tygodni w lodówce zupełnie mu nie szkodzi.
W ostatnich tygodniach liczba takich promocji silnie wzrosła, są praktycznie co tydzień i to w kilku sieciach naraz. W ten weekend w jednej z sieci dyskontów można kupić masło za 3,99 zł za kostkę przy kupnie trzech. Jednocześnie tzw. regularna cena masła nie bardzo chce spadać. Poza promocjami trzeba płacić 7-8 złotych za zwykłe polskie masło.
Skąd więc biorą się tak duże różnice?
Rzuciłem okiem na publikacje ekspertów i wynika z nich, że ceny masła faktycznie spadają. Dlatego też dyskonty coraz bardziej ochoczo robią promocje, napędzając sobie klientów. Ale dlaczego jednocześnie nie spadają tzw. regularne ceny? Wygląda to na celowy zabieg.
Osoba, która musi kupić jedną kostkę nie będzie czekała na promocję, ani kupowała trzech na zapas. Handlowcy to wiedzą i trzymają ceny. Wiele wskazuje jednak na to, że ta sytuacja długo nie potrwa. Cen masła nie da się już trzymać na wysokim poziomie.
Jak pisze w swojej analizie firma Foodcom, w ciągu kilku miesięcy rynek gwałtownie się odwrócił. We wrześniu globalne notowania cen masła były już o 22 proc. niższe niż w styczniu.
Główne przyczyny załamania to nadprodukcja mleka w USA, Europie i Oceanii oraz słabnący popyt w kluczowych regionach – wskazują eksperci Foodcom. Sytuację dodatkowo skomplikowały czynniki makroekonomiczne, takie jak niekorzystny kurs euro do dolara, który osłabił konkurencyjność unijnego masła, oraz ryzyko nowych ceł i wojen handlowych związanych z polityką USA.
Przypomnijmy: jesień to tradycyjnie okres dużej produkcji mleka. Ceny powinny więc naturalnie spaść. Jak zauważ Foodcom, dochodzi do tego wyhamowanie importu w Chinach, które przez lata pełniły rolę głównego odbiorcy nadwyżek tłuszczów mlecznych.
Będzie taniej? Musi być
Efekt jest taki, że zaczynamy mieć, nie tylko w Polsce, nadpodaż masła. Rośnie jego ilość, więc ceny po prostu muszą spadać. Problem w tym, że my, konsumenci, jesteśmy do wysokich cen masła przyzwyczajeni. A promocje takie jak w Lidlu czy Biedronce na razie robią sporo szumu, choć masło powinno kosztować o wiele mniej, bliżej tej promocyjnej metki. Przez wiele miesięcy producenci utrzymywali wysokie ceny, korzystając z rekordowych marż. To powinno się niedługo skończyć.
– Przez wiele miesięcy mleczarnie sztucznie utrzymywały wysokie ceny masła, korzystając z rekordowych marż, ale bańka w końcu pękła. Wystarczyły cztery tygodnie, żeby notowania spadły dramatycznie i osiągnęły poziomy niewidziane od lat. To załamanie nie wynikało z jednego czynnika, ale z całej układanki – nadprodukcji mleka w USA, Europie i Oceanii, słabnącego globalnego popytu, niekorzystnego kursu euro do dolara czy ryzyka wojen celnych – zauważa Tomasz Kosiński, partner w Foodcom.
Załamanie cen masła nie jest wyjątkiem. Pod presją znalazły się też sery, a przy tak dużej nadpodaży mleka trudno wykluczyć, że w ślad za nimi pójdą kolejne produkty mleczne. To znak, że problem nie dotyczy jednego segmentu, ale całego sektora.
Możemy się więc spodziewać, że niedługo stanieje nie tylko masło, ale i sery oraz inne wyroby mleczne. Oczywiście zarówno dla sklepów, jak i producentów, korzystne jest korzystanie z naszego przyzwyczajenia do faktu, że wyroby mleczne są drogie. Ale nie potrwa to w nieskończoność, w końcu ktoś "pęknie", a za nim pójdzie cały rynek.
Zobacz także
