
Justyna, gdy była małą dziewczynką, marzyła o tym, żeby zostać lekarzem weterynarii. Dziś sprząta domy i mówi o swojej pracy z dumą. Edyta Razik z miłości do porządku stworzyła prężnie działającą firmę, a jej zasięgi w mediach społecznościowych doganiają influencerów. Kim są sprzątaczki XXI wieku?
Kiedyś w fartuchu i w ukryciu, dziś z zasięgami, kontami na Instagramie i tysiącami lajków. Prowadzą własne biznesy, dzielą się poradami online i przyciągają rzesze obserwatorów. O swoim zawodzie opowiadają z pasją.
Rzadko mówią o sobie "sprzątaczka". Nazywają siebie ekspertkami od czystości i mistrzyniami organizacji. Jedno jest pewne: kobiety, które dziś oferują usługi sprzątania, na zawsze zmieniły wizerunek tego zawodu.
To ludzi kręci
– A pani jak o sobie mówi? – pytam Edytę Razik. – Przedsiębiorczyni!
Edyta ma poczucie misji. Mówi, że robi coś ważnego: ułatwia ludziom życie, a oni potem jej za to dziękują. Słyszy od nich, że gdyby nie ona, nie byliby w stanie posprzątać za pralką czy w kątach mieszkania. Bo Edyta nie tylko sprząta w cudzych domach, ale także edukuje. Na Instagramie pokazuje, jak wprowadzać porządek skutecznie, profesjonalnie i z satysfakcją. Jej profil śledzi ponad 18 tys. osób
– Bycie pomocą domową to naprawdę wartościowy zawód. Jeśli nie będziemy o tym głośno mówić, to zawsze będziemy postrzegane tylko jako "panie od mopa i ściery" – podkreśla.
Ludzie lubią podglądać na Instagramie, jak radzi sobie z bałaganem. Są ciekawi trików, sposobów i drobnych patentów, które ułatwiają codzienne porządki.
– Ten temat naprawdę ich kręci – zauważa. – Dzięki temu zyskałam nie tylko nowych klientów, ale też pokazałam, że nie ma się czego wstydzić – ani świadczenia usług sprzątania, ani korzystania z nich.
Bo, jak opowiada Edyta, wstydzą się i jedni i drudzy. Kobiety, które dopiero rozpoczynają pracę w branży usług porządkowych, często czują zakłopotanie. Wciąż silne są stereotypy, że to zawód mało prestiżowy, że sprząta się wtedy, gdy nic innego się nie potrafi. Edyta z tym się nie zgadza. Zaznacza, że sprzątać nie każdy potrafi. To umiejętność, do której nierzadko potrzebna jest wiedza – jakie środki można zastosować i na jakich powierzchniach, jak poradzić sobie z uporczywymi zabrudzeniami, a jednocześnie nie uszkodzić mebli czy sprzętów.
Ale wstydzą się też kobiety, które za sprzątanie płacą. Czują się winne i mają potrzebę tłumaczenia się: "Bo ja nie mam czasu", "bo dzieci", "bo się staram, ale nie nadążam".
– Jakby potrzebowali rozgrzeszenia – uśmiecha się Edyta. – A ja zawsze powtarzam: proszę się zrelaksować, ja tu jestem po to, żeby pani pomóc.
I dodaje: – Jest już lepiej, ale to wciąż proces. Trzeba to normalizować – tak samo jak zarobki w tej branży.
Wciąż wiele osób uważa, że sprzątanie nie powinno kosztować dużo.
– A przecież, kiedy idziemy do fryzjera, powierzamy mu swoje włosy i płacimy za to setki złotych. Blond może kosztować nawet 700 zł, a mimo to wracamy co trzy miesiące, żeby odświeżyć fryzurę. To dlaczego, kiedy powierzamy komuś swój dom – miejsce, w którym żyjemy, odpoczywamy, nasz azyl – nagle zaczynamy oszczędzać? – porównuje. – Dlaczego skąpimy na kimś, kto ma sprawić, że będziemy żyć w czystej, uporządkowanej przestrzeni?
Edyta podkreśla, że w swojej branży cały czas się uczy. Chodzi na webinary i poszerza wiedzę, bo sprzątanie też daje możliwość rozwoju. I sama się też swoją wiedzą dzieli. Stworzyła e-booka.
Opowiada w nim o swojej drodze zawodowej i sprawdzonych sposobach na rozwinięcie własnej działalności. Regularnie otrzymywała te same pytania: jak zacząć, jak wyceniać swoje usługi, jak stawiać granice. Dlatego wpadła na pomysł napisania praktycznego przewodnika dla innych.
– To nie jest zawód, w którym przez 15 lat można robić wszystko tak samo – tłumaczy. Sama zauważa, że dziś sprząta zupełnie inaczej niż trzy lata temu, kiedy zaczynała swoją karierę.
Czy jest coś, co ją zaskakuje w pracy? Przede wszystkim ilość rzeczy w domach – sprzętów, książek, zabawek i gadżetów.
– Myślę sobie czasem, że gdyby człowiek pozbył się choć połowy, wszystkim żyłoby się lżej – i jemu, i mnie, bo łatwiej by się sprzątało – mówi. – Ale nigdy nie oceniam. Każdy ma inną sytuację, inny charakter. Dla jednych to przedmioty z sentymentem, dla innych po prostu brak czasu, żeby wszystko ogarnąć.
Za sprzątanie Edyta wzięła się po tym, jak odchowała dziecko. Chciała pogodzić obowiązki zawodowe z przedszkolem. Przyznaje, że nuży ją praca intelektualna, ślęczenie przy komputerze czy w papierach. Całe życie pracowała fizycznie, w ruchu. I od małego lubiła porządek. Pewnego dnia zaczęła przeglądać ogłoszenia w internecie, sprawdzając, czy w ogóle jest zapotrzebowanie na usługi sprzątania. Okazało się, że jest – i to spore.
– Tak nieśmiało zapytałam męża, czy może by nie spróbować. I tak się zaczęło. Najpierw jedna klientka, potem druga. Na początku to były trzy zlecenia w tygodniu. Uczyłam się wszystkiego sama, metodą prób i błędów – wspomina.
Dziś ma terminy zajęte aż do stycznia przyszłego roku. Ale sprzątanie ma też swoje ciemne strony – to ogromny wysiłek fizyczny. Dwa duże zlecenia jednego dnia – dom 180 metrów, a potem drugi 120 – to wyzwanie, które Edyta potem czuje w każdym mięśniu. Starsze koleżanki z branży skarżą się, że z czasem pojawiają się problemy z kręgosłupem, nadgarstkami czy kolanami.
Jednak nawet w tak wymagającej pracy najważniejsza jest relacja z klientem.
– Kiedy wchodzi się do czyjegoś domu i dotyka jego rzeczy osobistych, musi istnieć zaufanie i sympatia – mówi. – Nie wyobrażam sobie pracować u kogoś, kto mi nie ufa. I działa to w obie strony – ja też wybieram, z kim chcę współpracować.
Stres
Justyna firmę sprzątającą prowadzi ze wspólniczką. Obie są mamami i uznały, że póki dzieci są małe, trzeba znaleźć sposób na pracę elastyczną i niezależną. Wcześniej 37-latka pracowała w hotelach i przy sprzątaniu klatek schodowych – zawsze na umowach zlecenie, bez prawa do zwolnienia, gdy dzieci chorowały.
– Dlatego pomyślałyśmy, że najlepiej będzie stworzyć własny biznes – opowiada.
Powoli zaczynają działać w mediach społecznościowych, pokazując efekty swojej pracy. W planach mają, podobnie jak Edyta, kręcenie rolek i dzielenie się swoimi trikami na utrzymanie porządku w domu. Na razie koncentrują się na pracy u klienta w domu.
Justyna zawsze ustala stawkę, zanim wkroczy do mieszkania. Jeśli klient nie jest pewny, jak ocenić stopień zabrudzenia, prosi go o przesłanie zdjęcia. – Kluczem do sukcesu jest rozmowa – podkreśla.
Stres w jej pracy jest nieodłączny. – Nie chodzi nawet o to, że coś zostanie niedopracowane, ale że klient może to zauważyć i poczuć się niezadowolony. Zawsze uprzedzamy, że smugi czy drobne niedoskonałości czasem trudno dostrzec – w cieniu czy przy deszczu mogą być niewidoczne. Dopiero gdy wychodzi słońce, wszystko staje się wyraźne.
Justyna
pracuje jako pani od sprzątania
Cieszy ją, że zmienia się podejście społeczne do zawodu sprzątaczki. – Kiedyś, gdy dwie dorosłe osoby rozmawiały – jedna pracowała w urzędzie, a druga przyznawała, że sprząta, od razu wyczuwało się pewną hierarchię: "Ja jestem wyżej, bo pracuję w biurze, a ty sprzątasz".
Jak mówi dalej, tego już nie ma. To raczej dobrze, że ktoś ma znajomą, która może przyjść i posprzątać dom.
– Czasem samemu trudno wszystko ogarnąć, zwłaszcza z dziećmi. Profesjonalna pomoc naprawdę się przydaje – podkreśla.
Justynę już prawie nic nie zaskakuje po tym, jak kiedyś sprzątała wymiociny i odchody na klatkach schodowych. No, może to, że czasem u kogoś, kto prosi ją o usługę, jest po prostu... czysto.
– Łazienka była brudna, ale reszta mieszkania całkiem w porządku. Ludzie czasem proszą nas o sprzątanie, choć wcale nie jest źle.
Kiedy pytam, co w pracy jest najtrudniejsze, odpowiada, że kontakt ze środkami czyszczącymi. Musi być przy tym bardzo ostrożna. Zawsze ma przy sobie rękawiczki, które stały się jej nieodłącznym atrybutem.
– Czasem trzeba używać naprawdę mocnych środków, na przykład z chlorem, które aż duszą – wspomina. – Trzeba było wyjść z pomieszczenia, przewietrzyć je, i dopiero potem wrócić do sprzątania. Z czasem człowiek przyzwyczaja się do wszystkiego.
Osoba sprzątająca to zawód niemal całkowicie zdominowany przez kobiety: aż 92 proc. pracowników tej branży to panie. Ponad połowa z nich – 55 proc. – pracuje w sektorze publicznym, dbając o porządek w miejscach, z których korzystamy na co dzień.
Mimo odpowiedzialności i ciężkiej pracy, ich wynagrodzenia wciąż pozostają daleko w tyle za średnią krajową – przeciętna pensja jest aż o 38 proc. niższa. To statystyki, które mówią same za siebie, pokazując, jak niedoceniana bywa codzienna praca utrzymująca naszą przestrzeń w czystości.
Zobacz także
