
PSL, które chce zniesienia dwukadencyjności w samorządach zagroziło, że jeśli jego postulat się nie przebije, to będzie promowało dwukadencyjność w Sejmie. W czwartek w RMF FM Dariusz Klimczak z PSL poinformował, że ludowcy zyskali w swojej walce sojusznika - Nową Lewicę. W sieci od razu pojawiły się głosy oburzenia.
– Jaka jest różnica między samorządowcem a posłem? I ten, i ten jest wybierany. Dlaczego jednemu mamy limitować liczbę kadencji, a drugiemu nie? Czym się różni prezydent Warszawy od szefa PiS-u, Polski 2050, Nowej Lewicy czy PSL-u? To ludzie powinni decydować, jak długo wójt, prezydent, burmistrz sprawuje władzę w ich mieście. Jeżeli dobrze rządzi, głosuje się na niego dalej – mówił Tomaszowi Terlikowskiemu w RFM FM Dariusz Klimczak, minister infrastruktury z PSL.
Co dalej z dwukadencyjnością?
Klimczak przyznał, że w walce o zniesienie dwukadencyjności jego partia zyskała poparcie Lewicy. Dodał, że jego zdaniem i w PiS zmienia się postrzeganie tego tematu. Nie wiadomo, czy naprawdę, czy to tylko jego życzenie.
PSL uważane jest za partię silną w samorządach. Nie jest tajemnicą, że oponowało przeciwko wprowadzeniu przez PiS w 2018 roku dwukadencyjności w lokalnych organach władzy.
Fakt, że projekt rozbicia dwukadencyjności wychodzi od PSL, oburza część polityków i komentatorów życia publicznego.
"Koalicja rządząca postanowiła zabetonować samorządy, bo ich nominaci potraciliby stanowiska. A tak prezydenci, burmistrzowie czy wójtowie, którzy od lat mają wpływ na zatrudnienie w spółkach, w urzędach, jednostkach podległych, współpracują z lokalnym biznesem, który ich później wspiera w kampanii, mają swoje media i trzymają wszystkich mocno będą mogli nadal budować swoje folwarki" – pisze na X Marcelina Zawisza z partii Razem.
"Ten projekt jest po prostu bezwstydnym projektem z wielkim znaczkiem Made by PSL" - pisała Paulina Matysiak Partii Razem.
"Wiecie, że dwukadencyjność odetnie też samorządowców na poziomie województw? A tam jest tyle stołków do obsadzania i miliardy z UE do rozdysponowania" - dodał dziennikarz Łukasz Zboralski i podał przykłady WORD-ów.
Dwukadencyjność samorzadów - o co chodzi?
Tak naprawdę sytuacja jest o wiele bardziej złożona. Z danych serwisu MamPrawoWiedzieć.pl, wynika, że PSL faktycznie jest mocne w samorządach. Na pewno silniejsze, niż w Sejmie. Ale największa liczba wójtów, burmistrzów i prezydentów miast jest formalnie bezpartyjna (1 955 osób). Z list PiS wybrano 191 osób, PSL ma 179 włodarzy, PO zaś 118. PiS jest więc partią z największą liczbą samorządowych włodarzy, ale wyprzedza je połączona siła PSL i PO, choć z większościowym udziałem PSL.
Wobec przepisu o dwukadencyjności pojawiają się od dawna również zarzuty natury prawnej. Takie sztuczne ograniczenie liczby kadencji władz samorządowych ustawą może być niekonstytucyjne.
W Konstytucji mamy jedynie zapisy o dwukadencyjności niektórych, wybranych urzędników szczebla centralnego. Na przykład nie można być prezydentem więcej niż dwa razy. Ograniczenie liczby kadencji samorządowców ustawą jest czymś zupełnie innym.
I, jak twierdzi minister Klimczak, PiS nie zamierza już wprowadzonej w 2018 roku dwukadencyjości bronić. Klimczak ma też nadzieję, że okoniem nie stanie prezydent.
– Mamy umiarkowane powody do optymizmu. Z wypowiedzi, które odnotowujemy skrupulatnie, wynika, że pan prezydent nie jest przeciwny odwróceniu tej sytuacji i myślę, że ma dobre spojrzenie na to, że tak naprawdę nie powinno być limitowania demokracji w samorządach – zauważył Klimczak.
Prowadzący audycję Tomasz Terlikowski powątpiewał, czy posłowie poparliby ewentualny projekt PSL o dwukadencyjności posłów i senatorów, szczególnie ci, którzy siedzą w Sejmie od kilkudziesięciu lat.
– No tak, ale wtedy będzie im się dużo trudniej tłumaczyć. Tak naprawdę schizofrenia polityczna powinna mieć pewne granice. Niech spojrzą prosto w oczy swoim burmistrzom, wójtom, prezydentom, którzy naprawdę mają wyższe poparcie od niejednego posła czy senatora i powiedzą: "Ty nie możesz, ty musisz mieć limit na liczbę kadencji" – odparował Klimczak.
Zobacz także
