
W całej Polsce odwoływane są wycieczki szkolne. Wszystko przez konflikt nauczycieli z Ministerstwem Edukacji Narodowej o wynagrodzenie za godziny ponadwymiarowe. Pedagodzy mają dość tego, że nie płaci im się nadgodziny jak w innych zawodach. MEN za to rozkłada ręce i idzie w zaparte. Niestety przez ten spór tracą nie tylko nauczyciele, ale i uczniowie.
Problem z wycieczkami ma już nawet swoją nieoficjalną nazwę: "godziny basiowe", co jest bezpośrednim nawiązaniem do imienia ministry edukacji, Barbary Nowackiej. Nauczyciele są wściekli, że w niedawnej nowelizacji Karty Nauczyciela resort pominął ważny dla nich zapis. Chodzi o gwarancję wynagrodzenia za godziny ponadwymiarowe spędzone np. na opiece nad uczniami podczas wycieczek szkolnych. W ramach odwetu część pedagogów po prostu przestała je organizować.
Wycieczki szkolne a nadgodziny. Dlaczego nauczyciele nie mają za to płacone?
Nauczyciele od dawna tłumaczyli, że wycieczka szkolna to nie "wolne", a praca na najwyższych obrotach. To często kilkanaście godzin na dobę z pełną odpowiedzialnością za bezpieczeństwo dzieci. Nadzieję dało przełomowe orzeczenie Sądu Najwyższego z lutego 2025 r., które sugerowało, że taka praca to nadgodziny płatne jak w Kodeksie pracy.
MEN jednak szybko ostudziło zapał. Resort przypomniał, że pedagogów obowiązuje Karta Nauczyciela, a wyjazdy mieszczą się w 40-godzinnym tygodniu pracy. Nowelizacja Karty miała zakończyć nierówne traktowanie, ale tak się nie stało. Wprowadziła zasadę, że nauczyciel na wycieczce nie straci pieniędzy za lekcje ponadwymiarowe, które miał w tym czasie w szkole.
Nauczyciele nazywają to "kpiną". Nie chodziło im o to, by nie tracić, ale by mieć płacone za pracę poza szkołą. Związek Nauczycielstwa Polskiego odcina się od propozycji MEN. Na Facebooku ZNP napisał, że "postulował doprecyzowanie art. 35 ust. 3d poprzez utrzymanie prawa do wynagrodzenia z tytułu godzin ponadwymiarowych również w wypadku usprawiedliwionego nieodbycia zajęć", ale resort wybrał inaczej.
Odwołane wycieczki w całej Polsce. Akcja Uczniowska pisze do Nowackiej
W efekcie w całym kraju przestają być organizowane wycieczki szkolne np. do kin czy muzeów.
– Sytuacja jest alarmująca i skandaliczna. Otrzymujemy setki sygnałów od uczniów, rodziców i nauczycieli o odwoływaniu wycieczek (...). Miał być zwiększony prestiż zawodu, a mamy ogólnopolski zawód nauczycieli i zbliżający się 'strajk włoski' – mówił Paweł Mrozek, założyciel Akcji Uczniowskiej, w rozmowie z TVN24.
Problem dotyczy nie tylko m.in. Warszawy, Lublina czy Gdańska, ale też mniejszych miejscowości. Uczniowie w swoim apelu do MEN podkreślają, że tracą nie tylko nauczyciele, ale i oni sami. Zostają bowiem "pozbawieni kluczowych elementów edukacji poza murami szkoły". Dodają, że dla wielu, zwłaszcza z rodzin o niższych dochodach, "takie wyjścia to jedyna okazja do kontaktu ze sztuką, historią czy przyrodą".
"Godziny basiowe" to "tykająca bomba". Czy MEN wycofa się ze zmian?
Dyrektorzy szkół nie mają wątpliwości, do czego to może prowadzić. Cytowany przez TVN24 Jakub Bargieł, dyrektor I LO w Błoniu, nazywa nowe przepisy "tykającą bombą". Wyjaśnia, że skłócą one nauczycieli między sobą i z dyrektorami, bo "stracą przez to kilkadziesiąt, czasem kilkaset złotych", a przy pensjach nauczycieli to "ogromna kwota".
Danuta Kozakiewicz, dyrektorka SP nr 103 w Warszawie, dodaje, że pedagodzy "stają przed dylematem godnym tragicznego wyboru: lojalność wobec solidarności zawodowej czy rezygnacja z tego, co w edukacji najcenniejsze". Jedna z nauczycielek komentuje, że "minister Nowacka obiecywała prestiż zawodu nauczyciela, ale dziś go nie ma".
Co na to MEN? Na razie zapewnia, że "analizuje zgłoszone uwagi", ale nie padają żadne konkrety. Tymczasem Akcja Uczniowska domaga się pilnego spotkania i ostrzega, że jeśli nie będzie nowelizacji, "ciche oburzenie przerodzi się w strajk".
Zobacz także
