Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro
Jarosław Kaczyński zwołał konferencję, na której bronił Zbigniewa Ziobry Fot. Slawomir Kaminski, Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl; montaż: naTemat.pl

Krótko po tym, jak prokuratura plunęła ze wszystkich luf, by zatopić Zbigniewa Ziobrę, obrony swojego człowieka podjął się Jarosław Kaczyński. Przeanalizowałem jego wystąpienie i wiem jedno: jeśli kiedyś zrobię coś złego, nie chcę, by bronił mnie prezes PiS. Jego nieskładna wypowiedź wyglądała jak pogodzenie się z faktem, że Ziobro może trafić do więzienia.

REKLAMA

Prezes PiS przeżywa obecnie niezwykle ciężki okres. Najpierw była średnio udana konwencja programowa, potem wyszło na jaw, że jego ludzie sprzedali za bezcen działkę pod tory CPK, we wtorek prokuratura ogłosiła potężnej wagi zarzuty dla Zbigniewa Ziobry, a na dodatek Orlen zdecydował o dochodzeniu roszczeń od Daniela Obajtka.

Nie przypominam sobie, by którykolwiek dotychczas polski polityk, minister, był określany przez śledczych jako "szef zorganizowanej grupy przestępczej". I nie przypominam sobie, by kiedyś firma żądała dosłownie miliardów odszkodowania od swojego byłego prezesa.

Tak Jarosław Kaczyński broni swoich ludzi

Jarosław Kaczyński wziął swoich ludzi w obronę. Wziął, bo musiał. Prezes PiS nie mógł nie pokazać, że stoi za swoimi niedawnymi podwładnymi i protegowanymi. Ale nie wyszło to dobrze. Obejrzałem wystąpienie Kaczyńskiego dokładnie. Było nieskładne, prezes skakał z wątku na wątek. W sumie trudno powiedzieć, czy bardziej bronił swoich, czy utyskiwał na obecny rząd. Chyba jednak to drugie.

"Przyjęli nowe konstrukcje, niemające nic wspólnego z prawem karnym albo w ogóle z prawem, że jeżeli ktoś przekazuje instytucjom społecznym albo nawet przekazuje jakieś pieniądze wewnątrz budżetu, z jednego jakby rachunku, tak w uproszczeniu mówiąc, na drugi rachunek, to to jest przywłaszczenie i w związku z tym to jest bardzo poważne przestępstwo. Stąd te 150 milionów złotych".

Jarosław Kaczyński

o zarzutach dla Zbigniewa Ziobry

Nie, panie prezesie. Prokuratura oskarża pana Ziobrę o nadużycia, ustawianie konkursu i wydawanie pieniędzy podatnika na rzeczy, na które nie były przeznaczone. Dziwne są słowa Kaczyńskiego, bo on praktycznie nie mówi o tym, o co naprawdę oskarżany jest Ziobro.

– Wszystko, co jest zarzucane w tej chwili panu mistrzowi Ziobrze, to musiałoby prowadzić do bardzo ciężkiego wyroku, wieloletniego wyroku. Tyle tylko, że z punktu widzenia prawnego, no to są to po prostu brednie i bzdury. Ale dzisiaj w Polsce, jak wiadomo, prawo nie obowiązuje – stwierdził Kaczyński.

I nie widać było w jego oczach żaru, raczej zrezygnowanie. Kaczyński nie powiedział w zasadzie nic konkretnego. Władza zła, my dobrzy.

To samo z Obajtkiem.

– Zgromadzenie wspólników, właścicieli Orlenu stwierdziło, że pan Obajtek ma osobiście odpowiadać za różnego rodzaju rzekome przewinienia, których się dopuścił, także w sensie finansowym. Czyli praktycznie, jeżeli ma być skonfiskowany majątek, to trzeba odpowiedzieć na to tak – realistycznie zauważył prezes PiS.

– Chodzi o menadżera, który doprowadził do tego, że Orlen stał się firmą znaczącą już w skali międzynarodowej. I był bardzo blisko pełnej dominacji w środkowym pasie Europy, tak to można było określić i w związku z tym stał się, stawał się, atutem gospodarczym pierwszej rangi dla Polski i stawał się także atutem politycznym. To też trzeba jasno stwierdzić. A wszystkie te przedsięwzięcia, które, czy prawie wszystkie, które były kwestionowane, są z powrotem podejmowane przez Orlen, chociaż przedtem krzyczano, że to były jakieś nadużycia czy jakieś zupełnie niecelne decyzje – mówił dalej.

Nie, panie prezesie. To znów nie tak. Pan Obajtek, jak wynika z audytu, finansował sobie kosztowne rozrywki na koszt państwowej – bądź co bądź – firmy. "Na koszt Orlenu wielokrotnie spędzał wakacje w luksusowym hotelu w Łebie, korzystał z zabiegów medycyny estetycznej czy kupował kieliszki i inne luksusowe przedmioty" – czytamy w informacjach Orlenu.

Jego współpracownik potrafił (zgodnie z audytem) zostawić 11 tys. zł w sklepie z cygarami. Miał "służbową kartą opłacać zakupy luksusowych serów, szynki, cygar czy spotkania w wyszukanych lokalach gastronomicznych". "Łącznie wydał w nieuprawniony sposób ponad 600 tys. zł, a jednorazowe wizyty w restauracjach kosztowały nawet ponad 5 tys. zł. Zidentyfikowano też transakcje w sklepach z cygarami o wartości przekraczającej 11 tys. zł jednorazowo" – podaje firma.

Co to ma wspólnego z rzekomymi dokonaniami Obajtka jako menedżera? Musi prezes przyznać, że niewiele.

Błaszczak też broni Ziobry i Obajtka

Po prezesie Kaczyńskim w obronie Ziobry i Obajtka stanął Mariusz Błaszczak. Uznał, że zarzut o kierowanie grupą przestępczą jest "absurdalny". Bo gdyby był poważny, "no to ta grupa miałaby strukturę sformalizowaną i tajną" oraz "w celu popełnienia przestępstw taka grupa musiałaby być powołana". Jednocześnie tajna i sformalizowana? Panie wiceprezesie, o co chodzi?

Na koniec Mariusz Błaszczak usiłował dowodzić, że za aferę z działką pod CPK odpowiada oczywiście Donald Tusk.

Trudno uznać, by wystąpienie (pytań nie przewidziano) obu panów było jakąś płomienną, spektakularną formą obrony Ziobry i Obajtka. Wyglądało, jakby stanowiło to dla nich przykry obowiązek, którego nie mogą pominąć.