
Polski służby potrzebowały zaledwie kilkudziesięciu godzin, by ustalić, kto odpowiada za groźne akty dywersji na trasie Warszawa-Dorohusk. Jak to możliwe? Sprawców pogrążyła pozostawiona karta SIM i odcisk palca.
Do aktów dywersji doszło w sobotę i w niedzielę. Najpierw w miejscowości Mika na Mazowszu eksplodował ładunek pod torami, niszcząc infrastrukturę. Dzień później na Lubelszczyźnie pociąg z 475 pasażerami musiał nagle hamować z powodu uszkodzenia szyn. Przy drugim incydencie służby odkryły nie tylko kolejną bombę, która nie eksplodowała, ale i urządzenie rejestrujące całe zdarzenie.
Na miejscu zdarzeń policja i ABW zabezpieczyły drugą bombę oraz urządzenie nagrywające efekty sabotażu. To właśnie przy nim sprawcy popełnili swój największy błąd, który przesądził o ich identyfikacji. Z ustaleń redakcji Rzeczpospolita wynika, że w środku pozostała karta SIM, która była używana wcześniej w innych urządzeniach.
Analiza logowań pozwoliła służbom odtworzyć listę połączeń i namierzyć użytkownika. Ostatecznym potwierdzeniem tożsamości był znaleziony odcisk palca, który należał do mężczyzny notowanego w ukraińskich bazach kryminalnych.
"Współpracowali z rosyjskimi służbami". Premier ujawnia kulisy
We wtorek w Sejmie Donald Tusk ujawnił więcej szczegółów. Według ustaleń służb dwóch obywateli Ukrainy przyjechało do Polski przez Białoruś. Po akcji dywersyjnej uciekli tą samą drogą. Premier powiedział wprost: obaj od dłuższego czasu współpracowali z rosyjskimi służbami. Jeden z nich został w maju skazany przez sąd we Lwowie za wcześniejsze akty dywersji. Drugi był pracownikiem lokalnej prokuratury, który uciekł na Białoruś.
Tusk podkreślił, że Polska dysponuje pełnymi danymi i wizerunkami obu mężczyzn. Zażądał od MSZ pilnych działań dyplomatycznych, by podejrzani zostali wydani Polsce przez Mińsk i Moskwę.
"W wyniku śledztwa wiemy, że to rosyjskie służby specjalne zleciły przeprowadzenie ataku na polską linię kolejową i zwerbowały do tego celu dwóch Ukraińców. Znamy również tożsamość sprawców, którzy natychmiast uciekli z Polski na Białoruś" – podał Donald Tusk w mediach społecznościowych.
Monitoring, odciski, logowania. Służby rekonstruują każdy krok sabotażystów
Jak podaje dziennikarz śledczy Radia ZET, Mariusz Gierszewski, miejsce zamachu było wręcz naszpikowane śladami. Oprócz bomby i kamery znaleziono także urządzenia elektroniczne, monitoring z okolicznych sklepów i stacji, a także zapisy logowań GSM. Wszystko to pozwoliło służbom odtworzyć trasę przemieszczania się sprawców niemal godzina po godzinie.
Polska prokuratura wszczęła już śledztwo w sprawie zamachu terrorystycznego. W związku z zagrożeniem rząd zdecydował się podnieść stopień alarmowy do poziomu CHARLIE. W praktyce oznacza to zaostrzone środki bezpieczeństwa na kolei i w innych elementach infrastruktury krytycznej.
Zobacz także
