Marta Nawrocka na konwencji
Marta Nawrocka założyła fundację, która ma walczyć z hejtem wśród dzieci Fot. Shutterstock

Śniło mi się dzisiaj, że jest normalnie. Ale to był tylko sen. Weszłam w komentarze internautów pod informacją, że Marta Nawrocka założyła fundację, która może uratować czyjeś życie. I zamarłam.

REKLAMA

P jak polaryzacja. P jak podziały. P jak polityka. Ciekawe, jakby wyglądał nasz kraj bez tej literki.

Wyobraźmy sobie, że żyjemy w zgodnym społeczeństwie, w którym to dialog jest naszym narzędziem, a nie rzucanie się sobie do gardeł. Ot, taka utopia. I Marta Nawrocka, Pierwsza Dama, ogłasza, że powołuje do życia Fundację Blisko Ludzkich Spraw. 

Chce wspierać dzieci z niepełnosprawnościami, wyrównywać szanse, walczyć z hejtem, reagować na zagrożenia w sieci. 

Co czujemy? Sympatię. Wdzięczność. Podziw. Dla równowagi może też trochę narzekania: "Phi, to państwo nie może zająć się tymi sprawami? Trzeba aż fundację otwierać?". 

Ale nie. Napinają nam się mięśnie twarzy ze złości, zaciskają pięści. Jesteśmy gotowi do ataku. Oddychamy nienawiścią. Bo przecież to nie nasz prezydent! To nie my go wybraliśmy! A jak ona dzisiaj była ubrana, ta Nawrocka? A kogo ona na ten panel dyskusyjny zaprosiła? 

Milcząca? Źle. Aktywna? Jeszcze gorzej

Marta Nawrocka 17 listopada rozpoczęła cykl spotkań pod wspólnym hasłem "Hejt? Nie, dziękuję!". Inauguracja odbyła się w wyjątkowej scenerii Zamku w Wiśle, w prezydenckiej rezydencji.

Żona prezydenta Karola Nawrockiego chce pomagać dzieciakom. Może kiedyś uratuje czyjeś życie.

To dopiero początek. Fundacja Blisko Ludzkich Spraw dopiero się rozkręca.

Tę samą białą sukienkę, która kiedyś uczyniła z Pierwszej Damy obiekt hejtu – bo dwa razy pojawiła się na niej publicznie – Marta Nawrocka wystawiła teraz na licytację. Sukienka, która wcześniej wywoływała ataki, dziś stała się symbolem inicjatywy i wsparcia dla innych.

Też źle.

"Zabieg PR-owy" – czytam.

Dochód z licytacji zasili fundację Wstawaj Alicja, która realnie pomaga dzieciom, dorosłym i seniorom z niepełnosprawnościami neurologicznymi: po urazach mózgu, udarach, z SMA, SM, MPD, dystrofią mięśniową i rzadkimi chorobami genetycznymi. Finansuje ich rehabilitację, leczenie, leki i wsparcie psychologiczne.

Ale po co to wiedzieć? Po co sprawdzić cel licytacji? Łatwiej jest pluć zza ekranu.

Nie interesuje nas pomoc, nie interesują nas historie konkretnych ludzi.

Myślimy o sobie, o naszych wyborach, preferencjach, a nawet o tym, że nie lubimy już Filipa Chajzera, który został zaproszony na spotkanie. I ksiądz nam też nie pasuje. Nie znamy go, ale jak Kościół, to "wiadomo, że pedofilia".

"Ksiądz i dzieci to złe połączenie. Hihi"– w komentarzach wchodzimy na wyżyny sarkazmu.

To już poziom niemalże mistrzowski. Nie chcemy znać faktów. Nie mamy empatii. Refleksja? A po co.

A wystarczy sprawdzić w Google, że ks. Tomasz Trzaska od lat wspiera dzieci i młodzież w kryzysie. Jest konsultantem kryzysowym. Suicydologiem. Ekspertem w swoim fachu.

Wartości i intencje fundacji przestają istnieć. Bo to fundacja Nawrockiej. Liczy się tylko własna ocena, własna narracja, własna niechęć. A nie to, że w ubiegłym roku 124 dzieci odebrało sobie życie. I że można byłoby temu zapobiec.

Przystępujemy do ataku. Oczywiście najczęściej z fejkowych kont, z ciepłych foteli, zza ekranu.

Nie interesuje nas, co to za fundacja, czym się zajmie, komu pomoże. Nie myślimy o beneficjentach. Nie mają dla nas twarzy, imion ani nazwisk. Ba, nawet nie potrafimy dostrzec, że fundacja ma być apolityczna. Myślimy tylko o sobie.

Walimy na oślep.

Szukamy zdrajców wśród swoich. Gotowi do ofensywy tropimy: "Ha! Ty głosowałaś na Trzaska, a teraz popierasz fundację?". Unlike.

"Czy fundacja będzie walczyć z hejtem na Tuska?" – pytamy.

Jeszcze premiera trzeba wplątać. To nic, że inicjatywa jest zupełnie nie o tym. Że może uratować życie. Ważniejsze, żeby rozgryźć polityczny układ, ocenić, kto jest "nasz", a kto "obcy".

Niektórzy narzekali na poprzednią Pierwszą Damę Agatę Dudę. Co ona zrobiła dla ludzi? Ile inicjatyw podjęła? Przesiedziała w pałacu! Nic nie mówiła. Źle.

A teraz mamy aktywną, energiczną Pierwszą Damę, działającą od początku prezydentury męża. Też źle.

"(Założyła fundację - red.) tylko po to, żeby stworzyć narzędzia do uciszania ludzi w ich niecnych sprawkach pod płaszczykiem dobra ich własnej córki. Putin też stworzył swoją wyimaginowaną komórkę, która tępi jego przeciwników" – stwierdza ktoś w komentarzu.

Trenujemy nienawiść

Hejt, choroby czy życiowe trudności nie wybierają adresata według upodobań politycznych, statusu czy miejsca zamieszkania.

Każdy z nas może w pewnym momencie znaleźć się po drugiej stronie ekranu, w miejscu, gdzie takie wsparcie okaże się bezcenne. Każdy, kto choć raz doświadczył, jak bardzo potrafią ciążyć przypadkowe słowa obcych ludzi, wie, że internetowe docinki nie są "niewinnymi komentarzami", tylko narzędziem, które może zranić, upokorzyć, a czasem nawet odebrać poczucie sensu.

Marta Nawrocka chce walczyć z hejtem wśród dzieci. I słusznie: młodzi ludzie potrzebują przewodnika w świecie, w którym jedno nieprzemyślane zdanie potrafi zranić na lata. Paradoks jednak polega na tym, że zanim zdążyła komukolwiek pomóc, fundacja sama została utopiona w fali hejtu.

Hejt na fundację do walki z hejtem. Mogłabym nawet uznać za ironię losu, gdyby nie to, że jest mi smutno. Bo patrzę na współczesnych dorosłych i kreśli mi się przygnębiający portret.

Chcemy uczyć dzieci kultury rozmowy, podczas gdy sami popisujemy się pod postami, jakby nienawiść była naszym nowym sportem narodowym. Myślimy, że cyberprzemoc to problem młodzieży. Ale to my ją perfekcyjnie trenujemy, dzień po dniu, komentarz po komentarzu.

I nie mogę przestać myśleć o nastolatkach z Pomorza, którzy prawdopodobnie odebrali sobie życie, bo ktoś pastwił się nad nimi dla kilku reakcji w internecie.

Może gdyby szybciej znaleźli pomoc, toby żyli. Może gdyby dorośli potrafili dać przykład, mielibyśmy mniej pogrzebów, a więcej rozmów.

Może nawet nie trzeba byłoby powoływać tej fundacji.